piątek, kwietnia 12, 2024

Opary po wyborach

Nie przyleciałam na wybory, wybrałam spożytkowanie dnia wolnego na inny weekend i zrelaksowany pobyt w domu z rodzicami (plan się udał, pogoda dopisała, nastroje również). Osoby mieszkające za granicą mają utrudnione głosowanie w polskich wyborach lokalnych (nie można głosować korespondencyjnie, ten przywilej wymaga spełnienia dodatkowych kryteriów, takich jak np. niepełnosprawność) i nawet rozumiem logikę przepisu. Dlaczego nie poszli na wybory ludzie obecni na miejscu i nie zaistniał efekt wysokiej frekwencji z poprzedniego roku? Zdumiały mnie te zawyżone oczekiwanie (pompowane przez media). W przeszłości oddając głos w wyborach lokalnych częściej niż przy okazji wyborów wyższego szczebla miałam poczucie stawiania na mniejsze zło. I wiem skąd ten efekt: ponieważ niejednokrotnie polityków (oraz "polityków") lokalnych znałam osobiście. Popieram dwukadencyjność stanowisk wójta, burmistrza czy prezydenta miasta (ustawa z 2018 roku, wprowadzona przez PiS zresztą), bo znam od podszewki zawiesisty sosik lokalnej władzy (w takiej jednej okolicy dopiero teraz się "dowiedzieli", że nie można liczyć głosów w wyborach, jeśli brat kandyduje na burmistrza; cuś takiego, no wiecie państwo, a przecież na parapecie mam maryjkę z odkręcaną główką, i krucyfiks).

Pozytywy: w dolnośląskim sejmiku wojewódzkim odwrócił się trend. Porównanie wyników z roku 2018 i 2024 pokazuje jeszcze raz, gdzie/jak następują zmiany. Otóż, nie następują one w głowach twardego elektoratu. W roku 2018 na Dolnym Śląsku PiS wygrało mając 28,53% poparcia (KO — 25,77%), w zeszłym tygodniu PiS przegrało otrzymując 27,48% głosów (KO wygrało z poparciem 33,52% głosów). Zaryzykuję twierdzenie, że PiS-owi bardziej zaszkodziła wysoka śmiertelność wyborców podczas pandemii, niż jakieś głębsze tych wyznawców refleksje. Statystyka nie zawsze prawdę nam powie i bywa, że fałszywie pociesza. Tak to jest, bracia i siostry, czasami trzeba przyznać, że poziom czytelnictwa w Polsce podniósł się z powodu Remigiusza Mroza, więc cieszyć się tym faktem nie jest łatwo, a nawet do końca nie mam pewności, czy warto. Opowiedzcie jak Wy to widzicie w swoich regionach.

19 komentarzy:

  1. Nigdy nie zrozumiem tak antyobywatelskiej postawy, ja ZAWSZE szlam na wybory, odkad stalam sie dorosla w Polsce, a pozniej, odkad dostalam obywatelstwo, tutaj, na KAZDE, od federalnych po lokalne i dzielnicowe. Nie zawsze wygrywali moi kandydaci, ale przynajmniej nigdy nie mialam sobie nic do zarzucenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Pantero, bardzo to ładnie z Twojej strony :)
      Kiedy teraz sobie przypominam różne wybory samorządowe, rzeczywiście nigdy nie głosowałam na nikogo z pełnym przekonaniem, bo kandydatów znałam, więc wiedziałam za dużo o ich wadach, żeby czuć pełną satysfakcję z wyboru (mam przez to na myśli, że głosowałam, ale bez entuzjazmu). Myślę, że to jest główny powód dla którego nie należy się spodziewać wysokiej frekwencji w wyborach lokalnych, taka specyfika. Określenie liczby możliwych kadencji do dwóch może pomóc w przewietrzeniu zbutwiałych struktur lokalnych, ale czas pokaże, czy rzeczywiście tak się stanie.

      Usuń
  2. Przypadkowo dojechałam na wybory, mnie jak najbardziej dotyczą bo mam dom w Pl. W Warszawie wyniki są dobre jak na Polskę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Rybeńka, na lokalnych problemach warszawskich się nie znam, ale ucieszyło mnie, że prezydentem został ktoś reprezentacyjny ;)

      Usuń
  3. Mam kilka myśli powyborczych dotyczących niegłosujących mimo tego, że wybory odbywały się w miejscu ich zamieszkania:
    1. Połowa Narodu wykazuje słomiany zapał. Stać ich na jedną mobilizację (albo nawet i na to ich nie stać), a potem niech się mobilizują inni.
    2. Wiele z tych osób nie rozumie natury polityki i znaczenia słów "KOMPROMIS" i "NEGOCJACJE". Strzelają focha z powodu problemów z realizacją obietnicy wyborczej oddając tym samym bez walki pole tym, którzy są przeciw tej obietnicy. Tak jest chociażby z prawem do aborcji, czy legalizacją handlu marihuaną.
    Ad 1. Skrajne "manie w dupie". Lokal wyborczy niemal za rogiem, a towarzystwo uważa, że taką wielką łaskę i tak wielki wysiłek podjęło, że łaskawie zagłosowało, iż teraz to już po prostu nie mogą drugi raz tego niesamowitego wysiłku podjąć. Oj, a ja tak tyrałem, żeby dotrzeć do tego lokalu, a politycy mnie nie słuchają.
    Ad 2. Foch z powodu niezrealizowania jakiejś obietnicy przypomina reakcję osoby słabszej z domu przemocowego (dziecka, żony). Nie mogę się postawić wprost, to będę stosować obstrukcję. Co prawda obniży to jakość życia wszystkim, ale myślenie nie jest najmocniejszą stroną społeczeństwa, w którym nie ma tradycji negocjacji, jest za to długa tradycja przymusu.
    I jeszcze słowo o moim największym zaskoczeniu: Dramatycznie słaby wynik lewicy. Bardzo chciałbym usłyszeć wytłumaczenie od ludzi o poglądach lewicowych, dlaczego nie zagłosowali na lewicę, z wiedzą, jaką gehennę PiSiory do spółki z Konfederacją stworzyły kobietom i osobom nienormatywnym seksualnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Wolandzie, ad. 1 ale przecież znamy to i z życia pozapolitycznego. Quiz: kto jest najbardziej zajęty i najtrudniej jest się z nim umówić na cokolwiek? Spróbujmy wybrać: a) naukowiec piszący właśnie równolegle trzy artykuły, b) społecznik pracujący 40 godz. tygodniowo na państwowej posadzie plus ogony, c) bezrobotny z ciągotkami do używek. Myślę, że obserwacje związane z tym pytaniem mogą być bardzo interesujące :D. Ludzie przykładają do swoich poprzednich wyborczych ekskursji takie znaczenie, jakby co najmniej w tym celu wylecieli na Marsa, wyolbrzymiają swój wysiłek, łkają o nadwyrężonym zaufaniu, ogólnie więc zachowują się tak, jakby nie mieli poza tym żadnego życia. Może też czasami faktycznie żadnego nie mają (ale to off topic).

      Ad. 2. Jak to jest możliwe, że foch na KO (czyli na Tuska, chociaż chodzi o Hołownię i PSL) w temacie aborcji nie przełożył się na wsparcie dla lewicy, to jest mi trudno zrozumieć. Widzę jedno wytłumaczenie. Może w fochu nie o to chodzi, może jest symulacją, a prawa kobiet nie mają dla tych wyborców znaczenia. Jest to całkiem możliwe, bo dość często spotykam się w blogosferze ze sprzecznymi sygnałami w temacie praw kobiet: te same osoby piszą, że im na prawach kobiet zależy, a za chwilę pouczają, żeby inne baby nie były takie za bardzo mądre i nie robiły "głupot" (np. nie podejmowały decyzji w swoich własnych sprawach w sposób sprzeczny z tym, czego oczekuje społeczeństwo).

      Usuń
    2. Ba, toż wiadomo, że... (odpowiem skleconym naprędce czterowierszem):
      nie ma zajętego
      nad bezrobotnego,
      ale zwłaszcza tego
      używającego
      Wspominałem Ci kiedyś o człowieku, którego codziennie, dzień powszedni czy niedzielę, święto czy najbardziej monotonny dzień roboczy, można było znaleźć w jednym miejscu, zwanym "Zakaźnym", bądź "Gównem", a słynącym z tego, że amatorzy dziwnych płynów spotykali się w tam w celu całkowania po całej objętości wszystkiego, co daje banię. Wyraził życzenie, bym chcąc się z nim spotkać, dzwonił dzień wcześniej, to się przygotuję. Sama wiesz, jaką to voltę może uczynić w tak zajętym kalendarzu. Ale co my tu o ekstremalnych przypadkach, jak wspólnie mieliśmy okazję nie umówić się z wyjątkowo zajętym blogerem, słynącym z tego, że 365 dni w roku przez dzień cały nie opuszcza swojej posesji, na której uprawia bezrobocie, bo się nie mógł wyrobić.
      Dość dawno zauważyłem, że w Polsce jest znacznie więcej konserwatystów, niż to wynika z głoszonych przekonań politycznych. Strach przed nowym, nieznanym, obcym, koloryzacja własnych wspomnień o sobie i rodzinie, bagatelizacja własnych niedociągnięć z obroną w stylu "nie wiesz jak to jest" lub "co się czepiasz, spróbuj", ale przede wszystkim strach przed wzięciem odpowiedzialności za swoje własne życie na siebie. Od takiego stanu blisko już do oddania głosu na konserwatystów, a przynajmniej od braku wsparcia dla postępowców, zwłaszcza że głosowanie jest tajne i nikt nikogo nie ma możliwości zmusić do ujawnienia prawdy o swoim głosowaniu.

      Usuń
    3. @Wolandzie, ludzie stosują różne sztuczki, gdy mają problemy na których nie chcą się skupić :). Uważam, że stękania wyborcze tylko przykrywają coś innego, znacznie ciekawszego.

      Sądzę, że jednym z powodów falowania frekwencji wyborczej jest zbytnie zaangażowanie emocjonalne i wygórowane oczekiwania wobec rezultatów własnych działań. Oczywiście, jak w przypadku wyborów z zeszłego roku, zaangażowanie emocjonalne pomaga w osiągnięciu celu, ale też może dawać efekt słomianego zapału. Wyborcom PiS-u nie można odmówić konsekwencji w działaniu, reszta obywateli reaguje mniej przewidywalnie, i jest to negatywny efekt w sumie pozytywnej cechy – ludzie mniej konserwatywni są bardziej skłonni do przemyśleń i zmiany zdania pod wpływem argumentów (albo przynajmniej tak chcę wierzyć; oczywiście może Polacy są po prostu obłudnikami, którzy zapalają diabłu ogarek – piszesz, że konserwatystów jest znacznie więcej niż wynika to z głoszonych przekonań politycznych, a ja zauważam, że ci, którzy są antyklerykałami za plecami księdza, robią do niego pokorne minki, gdy tylko się do nich odwróci twarzą; dulszczyzna pospolita).

      Usuń
  4. Tak lokalnie chyba jest, ja na wyborach byłam, ale szczerze powiedziawszy nie widziałam na listach godnych kandydatów. Głosowałam na młodych, mało znanych, ale i tak przeszli ci, co zawsze. Ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @jotka, zawsze miałam problem z głosowaniem w wyborach lokalnych, bo w Polsce stanowiska samorządowe są rodzinno-letargiczne, przysypiające. W Irlandii nasi lokalni radni prowadzą strony FB na których piszą jakie złożyli wnioski, kontaktują się z wyborcami, pytają, co mają gdzie zgłosić, są w stałym kontakcie z prasą, mówiąc krótko, starają się publicznie pokazywać, że codziennie są w pracy. Mówię tu o działalności radnych na wsi. W Polsce pamiętam z własnej gminy, że radni nawet nie mieli ustalonych godzin spotkań z obywatelami. Bo po co? Przecież obywatele wiedzą, gdzie radni mieszkają (takie było uzasadnienie).

      Miejmy nadzieję, że nikomu nie wpadnie do głowy odwołanie przepisu o dwukadencyjności :)

      Usuń
  5. Moniko, u nas w gminie wybory poszły dobrze, wojtowa Baska jest dobrym wójtem i niech tak zostanie a poza tym to różnie, nie przeszły typki które przejść nie powinny...
    W gminie obok znów przeszedł człowiek, którego nikt nie chce? zagwozdka, brata sie z mafią, kumpluje ze zbujami, i deweloperami, podobno fałszuje te wybory...od dekad.
    w mieście obok dogrywka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Teatralna, na sytuację przez Ciebie opisaną może pomóc dwukadencyjność (w sensie, jeśli ten gnój kandydował także w 2018 roku, to jest jego ostatnia kadencja). Tylko, że już słyszałam głosy, żeby jednak przepis zmienić. Moim zdaniem odbyłoby się to ze szkodą dla pluralizmu.

      W mojej rodzinnej gminie będzie dogrywka: wójtowa na którą kiedyś sama głosowałam (jako na mniejsze zło) powinna już odejść, za bardzo okrzepła w niekompetencji, jej przeciwnik nieciekawy, ale przynajmniej nowy (gdybym głosowała, postawiłabym na niego, znów na mniejsze zło).

      Usuń
    2. Dwukadencyjnosc będzie dobra na takiego gnoja przestępcę ale moja wójtowa jest świetna i tu będzie problem

      Usuń
    3. @Teatralna, przepraszam, wpadłaś mi do spamu na zbyt długo (powinnam sprawdzać codziennie). Oczywiście, istnieje taka możliwość, że zmiany będziemy postrzegać jako zmiany na gorsze, ale patrzę na to z pozycji Polski prowincjonalnej, miejsca które znam. Na zmianę czekam od 30 lat, idzie jak krew z nosa. Niech będzie zmiana jakakolwiek, choćby odmłodzenie wójtów.

      Usuń
  6. Nie mam pojęcia, jak te wybory poszły, przeszły, bo zupełnie mnie to nie interesuje. Od zawsze i na zawsze. Syf polityki mam w Efezie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @JoAnna, rozumiem, że nie interesujesz się polityką. Kwestia jest oczywiście taka, że polityka ma wpływ na nas wszystkich, czy się interesujemy czy nie (obserwujesz np. bloga miłej Rosjanki, która pomiędzy przesłodzone pierdy wciska teksty o dominacji Rosji i rosyjskiego żołnierza i nie udzielasz jej realistycznego feedbacku, że to bzdury i świat ich tak nie widzi - w porządku, to tylko blogosfera, relacje w niej są najczęściej nieprawdziwe, ale jeśli jednak nastąpi stan wojny, fakt ignorowania tego, że ktoś może poderżnąć Ci gardło, nie zmieni niczego na Twoją korzyść).

      Przepraszam, że tak późno odpowiadam. Właśnie odnalazłam Twój komentarz w spamie.

      Usuń
    2. Widocznie ja i moje komentarze nadają się jedynie do spamu. Nie tylko tu ale też na blogu sympatycznej Rosjanki.

      Usuń
    3. @JoAnna, może i masz taką opinię, ja nie do końca się z nią zgadzam :) Powinnam częściej zaglądać do spamu, ale moderacja usypia moją czujność :)

      A teraz tak sobie myślę, że jak napisałam "miłej Rosjanki", to wyłącznie ironicznie. Człowiek, dzięki głosowi którego ludzie z dwóch krajów wzajemnie się mordują, jest sympatyczny jeno powierzchownie, wewnątrz pewnie strach i butwiejące liście.

      Usuń

Bardzo proszę NIE komentuj jako Anonim.
Nie toleruję spamu i wulgaryzmów. Komentarze są moderowane, więc take your time. Jeśli uporczywie piszesz nie na temat, w końcu zrobi Ci się przykro. Mam doktorat z rugowania trolli i jęczybuł
***

Please, DO NOT comment as Anonymous.
Talk sense. Spam messages and filthy language won't be tolerated. I have a PhD in silencing trolls & crybabies (summa cum laude)