sobota, grudnia 19, 2020

In a cup of ...



one shot flat white.
Location: Milano, Unit F24, Swords Pavilions Shopping Centre, Malahide Rd, Swords, Co. Dublin.
Time: yesterday, around 2 p.m.

Nie byliśmy w tym miejscu od kilku miesięcy i powrót nie zapowiada się szybko. Od wczoraj mamy możliwość podróżowania pomiędzy hrabstwami, ale jeśli liczby nowych zachorowań znacząco się podniosą (a podnoszą się), zakaz przemieszczania się czeka w zanadrzu. Jest to anonosowane z wyprzedzeniem i przedstawiane jako konsekwencja następujących po sobie wydarzeń, w przeciwieństwie do Polski, gdzie zgodnie z propagandą sukcesu decyzje są zmieniane "bo tak", albo ponieważ "rząd tak postanowił". Postsowietikus może nie widzieć różnicy pomiędzy tymi dwoma stylami zarządzania informacją, a warto ją znać. Styl drugi jest stylem domu przemocowego.

***
Dobrze było razem pochodzić za rękę, zaś aktywny dzień kończyliśmy m.in. rozmową Marka Sekielskiego z Kasią Nosowską w serii "Sekielski o nałogach". Tematem rozmowy było współuzależnienie. Zaskoczyła mnie gościni — piszę często, że uzależnienia to problem społeczny nie respektujący barier dochodu i oczytania, a jednak znani i lubiani dywagujący w temacie mnie zaskakują. Super, że zasłona tak typowej u nas obłudy i pierdzielenia "na okrągło" opada. Rozmowa m.in. o wolności na najgłębszym poziomie — robieniu tego, co sami uważamy za słuszne i o byciu pleaserem, zadowalaczemu innych, rozwiązywaczem cudzych problemów jako pułapce, która może zamienić człowieka w zombie.

12 komentarzy:

  1. Współuzależnienie bywa gorsze od samego nałogu, bo partner lub rodzina walczą jeszcze z własnymi słabościami, brakiem konsekwencji i realnymi skutkami typu, brak pieniędzy, utrata twarzy, depresja, udręczenie, miłość mimo wszystko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To o czym napisałaś jest częścią składową współuzależnienia. W zdrowych związkach nie wstydzimy się za partnerów i nie mamy poczucia udręczenia, a przyzwyczajenie do kogoś, choć ta osoba nas źle traktuje, nie mylimy z miłością. Wywiad z Nosowską jest długi, wysłuchałam go z przyjemnością.

      Usuń
    2. Gdy pojawia się uzależnienie, to i związek przestaje być zdrowy a udręczenie niestety występuje, wiem to od żon uzależnionych ...

      Usuń
    3. To także jedna z wątpliwych przyjemności pracy w oświacie — nie zdawałam sobie sprawy ile osób ma problemy związane ze (współ)uzależnieniem, dopóki nie zaczęłam pracować w zawodzie nauczyciela. Im więcej osób znamy, tym więcej znamy mizerii.

      Usuń
  2. Tak między Bogiem a prawdą Nosowska niczego nowego nie odkrywa. Zbyt często miałem z tym zjawiskiem do czynienia i to nie tylko z autopsji. Ono jest groźniejsze w sytuacji, gdy chodzi o dzieci, bo wtedy współuzależnienie nie bierze się z własnej woli, a z przymusu. Być może dlatego mam wrażenie, że jej współuzależnienie, takie w środowisku osób, których stać na niezależność jest bardziej „dziwactwem” (nie znajduję adekwatnego słowa), niż tragedią. Owszem, ona w końcu postąpiła jak należy, powiedziała „wypierdalaj”, ale przecież przez jakiś czas świadomie w to współuzależnienie się pchała. I popatrz jak jej się to wszystko układa, choć podobno świat jej się zawalił. Są przyjaciele, jest dominikanin, który poleca jeszcze innych przyjaciół, a co ma powiedzieć zwykła kobieta, która nie ma takich koneksji?

    Oczywiście, od takich toksycznych sytuacji trzeba natychmiast uciekać, ale bądźmy szczerzy, jeśli ktoś nie jest wewnętrznie „mocny”, bez pomocy z zewnątrz nie najmniejszych szans. Tymczasem dziś, w naszym kraju mamy do dyspozycji tylko coś na wzór zgromadzeń „anonimowych alkoholików”, o których mam osobiście jak najgorsze zdanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niczego nie odkrywa, ona mówi to, co wie każdy terapeuta i co zdumiewa za każdym razem, wczoraj, dziś i jutro, mamuśkę (przysłowiową, bo problem współuzależnienia nie ma płci), która zamiast zająć się sobą, nadzoruje życie innych. Nigdy nie słyszałam o zjawisku "współuzależnieniu z przymusu (bo dzieci)", osoba współuzależniona uważa, że postępuje właściwie niezależnie od posiadania dzieci, a dzieci ("nie mogę odejść, bo dzieci") są tylko pretekstem, aby nie zmieniać zachowania, które wydaje się dobre i bezpieczne (jakkolwiek na trzeźwo dziwnie to brzmi, codzienne napierdalanie przez partnera, które grozi utratą życia i zdrowia, jawi się jako bezpieczniejsze od odejście od partnera). Nie każdy kto ma uzależnionego partnera, jest współuzależniony — nie każdy ma chore emocje, chorą percepcję aktualnej sytuacji i zaburzoną decyzyjność. Różnica jest taka, że związki w których partner się nie współuzależnia albo trwają krótko, albo partner chory musi podjąć próbę zmiany swojego życia pod wpływem realnej, nieudawanej groźby rozpadu związku. To związki wieloletnie najczęściej oznaczają współuzależnienie i to w nich kobiety (z mojej perspektywy rzadziej mężczyźni, bo ich spotyka częściej krytyka, że zostali), o ironio, dostają najwięcej wsparcia społecznego, bo "wytrzymują". Nawet dzieci po latach nagradzają takiego rodzica mówiąc jaki był dzielny, bo np. zasłaniał. I w zasadzie to jest główny problem — społeczeństwo w dużej części składa się z dzieci maltretowanych przez pijanego rodzica, w których drugi partner nie zrobił nic, aby realnie zmienić sytuację, ale dostaje nagrodę w postaci oklasków dla ofiary. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu osoby, które decydowały się na samotne wychowanie dzieci spotykał ostracyzm ze strony bliskich. W takich klimatach kręci się to o czym mówi Nosowska przyznająca, że sama posiada ważną cechę potencjalnego współuzależnienia: bycie pleaserem zadowalaczem innych.

      Usuń
    2. PS. Tak mi teraz przyszło do głowy, że chciałeś połączyć współuzależnienie z uzależnieniem ekonomicznym. Uzależnienie ekonomiczne jest bardzo patogenne, to fakt, ale Nosowska wskazuje, że to nie do końca o to chodzi. Mówi o tym, że osoby z tendencjami do współzależniania się są do siebie psychicznie podobne, że szukają sobie sytuacji, których potem są ofiarami. Gdyby chodziło głównie o uzależnienie ekonomiczne, nie byłoby osób współuzależnionych wśród ludzi zamożnych i niezależnych finansowo (a są), a dostarczenie pomocy finansowej powodowałoby natychmiastową ucieczkę partnera z toksycznej sytuacji (jak to wygląda w rzeczywistość doskonale wiedzą ludzie zawodowo pomagający ofiarom przemocy domowej, którzy są narażeni na wyzwiska i groźby w wykonaniu osoby, która przed chwilą prezentowała się jako ofiara partnera).

      Usuń
    3. A słyszałaś coś o „syndromie” dorosłych dzieci alkoholików? W moje ocenie ten „syndrom” wymyśliły (bo nie wierzę w istnienie tego syndromu) osoby w dzieciństwie współuzależnione. Z własnej praktyki: dziecko często zrobi wszystko, aby ukryć stan pijanego rodzica przed drugim rodzicem. Tak postępowała moja siostra. Szczegółów nie będę zdradzał, ale na pewno nie wchodził tu w rachubę strach przed agresywnością pijanego, tylko troska o niego (płci nie zdradzę).

      Czy na współuzależnienie ma wpływ status ekonomiczny? Nie to chciałem wyeksponować. Uważam, że z powodu pozycji społecznej owo współuzależnienie może mieć różne formy i skutki. Inaczej zachowa się celebrytka, inaczej zwykła żona „matka Polka”. Ta pierwsza prędzej powie dość, jeśli zorientuje się w sytuacji. Podobnie kobieta, która nie ma dzieci „na karku”, która dzieci wychowała i ma gdzie uciec od pijaka. Nosowska wywaliła pijaka z domu, bo potulny był, czy agresywny pijaczyna da się tak wyrzucić?
      Aby była jasność, niczego nie neguję w wypowiedzi Nosowskiej, nie będę twierdził, że jej było łatwiej. Rzecz w tym, że jej sytuacja była daleko różna od większości współuzależnionych.

      Usuń
    4. Mój stosunek do DDA jest ambiwalentny — uważam, że są cechy DDA, które występują u osób, które nie pochodzą z rodzin alkoholowych, i w drugą stronę, są dzieci z rodzin pijących, u których nie znajdziemy cech wyszczególnionych w DDA. Może to więc oznaczać, że konstrukt teoretyczny niczego nie tłumaczy, albo robi to słabo (z naukowego punktu widzenia, zresztą Witkowski mówi w tym przypadku o efekcie horoskopowym i DDA uznaje za chybioną teorię). Ale nie mogę ignorować faktu, że zdefiniowanie problemu jako DDA/D bardzo niektórym osobom pomaga, gdy już zaczynają pracować nad sobą.

      Za współuzależnione uznaje się osoby, które mogą wyjść z relacji, w przypadku małoletnich dzieci "współuzależnienie" jest więc bezcelowe jako diagnoza. Sama znałam dzieci, które brały udział w maskaradzie pijanych rodziców. Doświadczyłam też sytuacji, które mi potwierdziły, że otwieranie furtek nie gwarantuje, że osoba się uratuje (w obydwu przypadkach pijące były matki). W jednym przypadku dziecko zdradzało zachowania ze spektrum współuzależnienia, w drugim nie, ale w obydwu przypadkach to, co je pociągnęło w dół to był współzależniony ojciec. Jestem zdania, że czyny dziecka ostatecznie nie mają znaczenia — to partner jest dorosły, to on widzi, słyszy, analizuje, podejmuje decyzje, jeśli robi to w sposób zaburzony, zaburzone efekty są w połowie jego dziełem.

      Wydaje mi się, że Nosowska najpierw zerwała związek, a POTEM pojawili się ludzie. To ważna kolejność. Wielu współuzależnionych tłumaczy się, że nie zerwali związku BO nie pojawili się ludzie (pomoc). Pracę zerwania ze (współ)uzależnieniem każdy człowiek odbywa sam, we własnej głowie. Czasami może zerwać bez pomocy, ale nigdy nie zerwie bez własnego postanowienia zmiany.

      Myślę, że tłumaczenie "gdybym miał dokąd pójść, to już bym poszedł" jest częste i nieweryfikowalne. W końcu mówią to osoby, które nic nie zrobiły i nie mamy alternatywnego zakończenia tej historii. Zgadzam się, że kwestie ekonomiczne mają wpływ. Jednocześnie znam kilku współuzależnionych, którzy są głównymi generatorami dochodu w rodzinie.

      Usuń
    5. Z tego, co mówi Nosowska wynika, że mieszkała z nią jakaś kobieta, która rewanżowała się pomocą, za pomoc jej udzieloną. Przez kilka pierwszych dni nie była sama, i tu zgaduję, w chwilach największego kryzysu, chyba nie potrzebujemy tłumu pocieszycieli. Wystarczy jedna osoba, choć to się pewnie zmienia. Ale masz rację, do podjęcia decyzji są potrzebne własne przemyślenia.

      W moim przypadku współuzależniony też był „głównym generatorem dochodu”, co nie ustrzegło nas przed skrajną biedą. Alkoholik na „głodzie” nie zna litości.

      Usuń
  3. nie zapomnę kobiety, która przyszła do poradni po pomoc: dorosły syn "grzał" równo, intensywnie, kradł jej pieniądze i wynosił rzeczy z domu... i co z tym robić, skoro o żadnej chęci leczenia się z jego strony mowy nie ma?... pamiętam jej oburzenie, gdy ktoś stwierdził, że nie pozostaje nic innego, jak iść na najbliższy komisariat... to były czasy, gdy mało kto zdawał sobie sprawę ze skali problemu, a termin "współuzależnienie" jeszcze w Polsce nie funkcjonował... były dopiero początki pracy nad rodzinami, partner(k)ami klientów, powstawały zaczątki grup wsparcia, etc, zaiste pionierskie czasy...
    ...
    nie bardzo przepadam za słowem "współuzależnienie", trochę niefortunne mi się wydaje, bo choć dla fachowca jest ono zrozumiałe, to u laików nieraz dochodzi do nieporozumień, kojarzy się im to z osobą /np. partnerem/ką/, która również bierze... takie sytuacje rzecz jasna się zdarzają, że druga osoba zaczyna brać i sama pakuje się w szambo po uszy, ale generalnie nie na tym to polega... ale co zrobić, oficjalna terminologia jest taka, jak jest... jednak czasem bywa przeszkodą, przynajmniej na samym początku pracy z kimś, gdy trzeba wyjaśnić nieporozumienie natury "słownej"...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestia współuzależnienia nadal jest zbyt słabo znana, częściowo nie pomaga też fakt, że zachowania prezentowane w tym kontekście są społecznie rozpoznawane jako pozytywne. Opiekuńczość, ochrona rodziny (kobiety drące mordy, wypinające cyc do przedstawicieli władzy w obronie partnera, który się ojszczał i nie ma siły nic powiedzieć to groteska, a niejednego ujmuje jako wybitny przejaw humanizmu), sprzątanie domu (w szczególności miejsc zajmowanych przez innych domowników), wykonywanie pracy za innych członków rodziny i "załatwianie" za innych, brak czasu na własne sprawy — osoby współuzależnione wszystko to przekuwają w dumę z siebie.

      Terminologia faktycznie jest niezbyt szczęśliwa, nie przychodzi mi teraz do głowy zamiennik. I diagnozowanie też nie zawsze jest dla mnie jasne na polskim (?) gruncie. Czytam, że współuzależniona może być tylko osoba, która nie może wyjść z relacji. Dla mnie narzuca się w tym momencie dziecko. Dziecko czyli osoba młodociana. Tymczasem czytam na jednej polskiej stronie, że współuzależniony może być tylko partner, bo dziecko (nawet dorosłe) i rodzice z relacji (rzekomo) wyjść nie mogą. Dla mnie to bzdura podyktowana jakimś kulturowym paradygmatem o magiczności więzów krwi, gdzie partner, którego sobie wybieramy, to w zasadzie nie jest rodzina.

      Usuń

Bardzo proszę NIE komentuj jako Anonim.
Nie toleruję spamu i wulgaryzmów. Komentarze są moderowane, więc take your time. Jeśli uporczywie piszesz nie na temat, w końcu zrobi Ci się przykro. Mam doktorat z rugowania trolli i jęczybuł
***

Please, DO NOT comment as Anonymous.
Talk sense. Spam messages and filthy language won't be tolerated. I have a PhD in silencing trolls & crybabies (summa cum laude)