Bardzo ciekawa historia przytoczona na stronie lekcjareligii.pl — do przeczytania i rozmyślań zachęcam. O czym opowiada przypowieść Salomona Morela (סלומון מורל)?
O tym, że traktowanie bycia ofiarą w kategoriach osiągnięcia moralnego, jest błędne i straszliwie naiwne. To, że ktoś mi zrobił krzywdę nie czyni mnie lepszym człowiekiem. Bzdurą jest wnioskowanie, że będę dobra z takiego to powodu, że na własnym przykładzie wiem, jak źle jest być ofiarą. Zbyt długie trwanie w roli ofiary krzywi kręgosłup moralny człowieka. Większość katów zazwyczaj sama doznała wcześniej przemocy.
O tym, że sporą część naszego losu stanowią decyzje podjęte na podstawie dostępnych nam wyborów. Nie wybieramy z zestawu zmyślonych ideałów, ale z tego, co jest przed nami tu i teraz. To nie jest tak, że ludzie dołączający się do komunistów/faszystów zawsze dzielą ideały z grupą do której dołączają. Zazwyczaj wystarczy gniew. Albo sposobność. Albo pozytywne wzmocnienie. Albo bezmyślne płynięcie z jakimkolwiek napotkanym prądem umożliwiającym przeżycie (w sytuacji walki o przetrwanie nie ma miejsca na myślenie).
O tym, że trudne przeżycia kształtują charakter. I to wcale nie znaczy to, co nauczyciele chcieliby, żeby znaczyło. A skoro już wspominamy nauczycieli, warto dodać, że inne (czyli zbyt pobłażliwe albo zbyt surowe, w każdym razie nieadekwatne do danej sytuacji) traktowanie uczniów (czy kolegów po fachu), którzy mają ciężką sytuację życiową, głęboko tych uczniów (i kolegów po fachu) demoralizuje.
O tym, że psychika ludzka nie jest jak konstrukcja cepa, a etyka to nie jest łatwa nauka dla prostaków.
OdpowiedzUsuńNajgorsze jest to, że mimo codziennego napotykania przykładów na to, że to ofiara najczęściej staje się katem i właściwie tylko terepeutyczna edukacja mogłaby coś z tym zrobić (najlepsza by była terapia, ale skoro brakuje terapeutów, to ustalenie norm na wczesnym etapie szkolnym wraz z nieuchronnymi konsekwencjami ich łamania musi wystarczyć), ludzie mają blokadę przed uznaniem tego faktu.
Pierwszy z brzegu przykład: Wczesne lata powojenne, "bohaterski naród ofiar" morduje się wzajemnie, rabuje, okrada. Napadani, ograbiani i mordowani są ludzie wracający z obozów koncentracyjnych i robót przymusowych, a świadkowie milczą. Przez kogo są napadani? Przecież nie przez Niemców, tylko przez "Święty Naród Polski" buuuchachacha....! Roweru nie można zostawić pod swoją chałupą, bo ukradną, zaprosisz niewłaściwego sąsiada do przydomowego ogródka na rozmowę (napisałbym, że przy kawie, ale przecież wiadomo, że tak się ów sąsiad nie da zaprosić, musi być co najmniej piwo), to w ciągu miesiąca znikną wszystkie niezamykane sprzęty ogrodnicze, bo w czasie odwiedzin gość wywęszy co trzeba i którejś nocy ukradnie wszystko prócz ciepłego gówna i gorącej smoły.
A z codzienności: Mój kolega K był bity i prześladowany, a nauczyciele w szkole nie pomagali, bo przecież najłatwiej potępić złe stopnie z mojego przedmiotu nauczania, niż zrozumieć niemożność spełnienia ich oczekiwań. Wychowywało go podwórko, gdzie przemoc, złodziejstwo, macanki z koleżankami, pornole rodziców oglądane ukradkiem na wolnej chacie. No i co..., po latach jego syn, nazwijmy go Juniorem, również zbierał od niego tresurę, a w efekcie dzieci innych moich kolegów BAŁY SIĘ z nim spotykać, więc koledzy K przestali się z nim umawiać na wspólny wypoczynek wakacyjny, nawet na dorosłe domówki, gdzie dzieci bawią się ze sobą, a dorośli "bawią się" (znaczy piją i gadają) też przestał być zapraszany.
No i to o czym rozmawialiśmy. Dzieci przemocy mają kłopot z nauką i zachowaniem. Część nauczycieli nie wyciąga konsekwencji wobec ich przemocowych zachowań wobec rówieśników, bo przecież to biedne dziecko jest, za to druga część tępi ich straszliwie, bo przecież taki zły dzieciak nie powinien dostawać szóstek, ani nawet piątek, choćby i na rzęsach stanął. W efekcie dziecko przemocy nawet nie wie, jakie konsekwencje czekają dorosłego za przemoc, a jakie za rozwijające zachowania, bo nie jest uczone żadnych norm oprócz takiej, że WSZYSTKO ZALEŻY OD SILNIEJSZEGO!!!
@Woland, losy Salomona Morela potoczyły się tak a nie inaczej z powodów historycznych sprzężonych z osobistymi wyborami (przy tym, ponownie nie wyciągajmy wniosku, że skoro rodzice Salomona zostali zamordowani przez sąsiadów, to znaczy, że byli fajnymi ludźmi i inaczej go uczyli niż na końcu zrobił - o tym akurat nic nie wiemy).
UsuńAle poruszyłeś ten temat od strony zwykłego życia. Tak: dzieci z trudnych rodzin mają przejebane nie tylko dlatego, że ktoś je traktuje niesprawiedliwie surowo, ponieważ w ocenie niektórych nauczycieli niegrzeczny dzieciak NIGDY nie może zrobić nic dobrego. Plagą są też inni nauczyciele, zawodowi wzruszacze, którzy przymykają oko na karygodne zachowanie uczniów z nizin społecznych, ponieważ "biednym wolno więcej". Takie traktowanie uczy podwójnych standardów moralnych: ja mogę robić źle i fatalnie innych traktować, ponieważ jestem biedny i nikt mnie nie kocha. W ten sposób złe położenie życiowe z sytuacji przejściowej staje się główną rolą życiową oraz osiągnięciem budującym niezbyt miły charakter.
Pracowałam w szkole, więc o toksycznych domach wiele mogę powiedzieć i to nie tylko tych z dysfunkcjami, ale także wśród prawników, lekarzy, wojskowych itp. Trauma w dziecku zostaje do końca życia, niewątpliwie niewłaściwe zachowania będą powielane w następnych pokoleniach z powodu braku rozróżnienia dobra od zła.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
@Ultra, z traumą można sobie radzić, niektórzy mają lepsze zasoby, żeby sobie z nimi radzić, niektórzy gorsze. Salomon Morel przeżył to, co przeżył, trudy jego dzieciństwa nie umniejszają jego win z czasów dorosłości. Zgadzam się, że trauma, której się nie leczy, ciągnie się przez pokolenia.
UsuńCiekawie rozróżniłaś rodziny na takie z dysfunkcjami i np. rodzinę prawników. Sądzę, że wykształcenie rodzica może mu pomóc w dostrzeganiu potrzeb dzieci, ale to nie robi wszystkiego. Rodziny dysfunkcyjne niekoniecznie są biedne/alkoholowe. Jeśli się odnieść do definicji (choć ja to często mieszam w moim słowotoku), rodzina dysfunkcyjna to taka, która nie zaspokaja potrzeb emocjonalnych swoich członków, np. poczucia szacunku, bezpieczeństwa, intymności. Rodzina dysfunkcyjna staje się patologiczna, gdy przeważa w niej przemoc fizyczna oraz trwałe uzależnienie, ale też może być głęboko dysfunkcyjna i uszkadzająca nie będąc patologiczną. To tajemnica poliszynela tzw. dobrych domów z których wychodzą ludzie uzależnieni czy przestępcy. "Rodzice takie porzudne, a un taki niedobry, a skund to się wzieno?". A często stund, że nie wszystko jest takie porządne, jak się w świetle dziennym samoprzedstawia.
Zło rodzi zło - jest w tym logika.
OdpowiedzUsuńA czy dobro rodzi dobro ? - według mnie ma na to wielkie szanse, ale jednak też nie zawsze.
Miałem takie szczęście, że osobiście nigdy nie spotkałem się ze złem. Znam je tylko ze słyszenia i bardzo mnie dołuje.
@Lech, zło rodzi zło, truizm, prawda? Czasami objawia się czymś tak "lekkim", jak to, że osoby, które wchodzą w rolę ofiary są przekonane, że więcej się im należy, że mogą być dla kogoś niemiłe, bo ich sytuacja je usprawiedliwia. Nawet jeśli przechodzimy nad tym do porządku dziennego, uśmiechamy się i natychmiast wybaczamy, jest to ilustracja tego samego mechanizmu, "zło rodzi zło". Stoję na stanowisku, że jeśli ktoś był rozpieszczany, a pomimo tego stał się zły, to nie można powiedzieć, że stał się zły dzięki dobru. Stał się zły dzięki głupocie, która nie wiedziała jak dobro wygląda.
UsuńRównież nie spotkałam się osobiście ze złem, a konkretnie zło nigdy mnie mocno nie dotknęło (bo widziałam zło, i owszem, z daleka). Być może to jest powód dla którego mogę o tym dość spokojnie rozmawiać, choć przypadki takie jak Morela, czy inne, które obserwuję, dołują mnie, ale przede wszystkim budzą we mnie gniew.
nigdy mi nie przyszło do głowy coś tak dziwacznego, że doznanie krzywdy może z automatu zrobić mnie lepszym w sensie moralnym... krzywda może mnie ulepszyć, ale według innej skali wartości: np. wzmocnić moją odporność na stres, ale też niekoniecznie, bo mogę doznać takiej krzywdy, która mnie osłabi, zjebie mi psychikę, czy coś w tym stylu...
OdpowiedzUsuń....
"To nie jest tak, że ludzie dołączający się do komunistów/faszystów zawsze dzielą ideały z grupą do której dołączają"
bardzo trafna uwaga... kiedyś już wspominałem o skinach - naziolach, którzy dołączają do dżihadu, czyli politycznie niejako przechodzą na drugą stronę... czy dla idei?... hoghwash!... przecież oni mają wyrąbane na ten cały islam, ich interesują tylko lepsze warunki (np. dostęp do broni), aby rozładować, czy też zrealizować swój gniew wynikający z ich frustracji...
p.jzns :)
@PKanalia, a jednak, wiele osób obstaje przy takiej narracji (ktoś był dla mnie niemiły = jestem od niego lepszy moralnie). Zgadzam się, krzywda wzmacnia lub osłabia (jeśli ktoś bezkrytycznie wierzy w powiedzenie, że "cierpienie uszlachetnia", nie jest bardzo bystrym obserwatorem życia społecznego).
UsuńDobrym przykładem dołączania się do idei bez idei są wszelkiego rodzaju rewolucyjne napierdalanki (Francja, Rosja). Przecież większość tych analfabetów pojęcia nie miało o czym gadali ideolodzy, motywował ich głód i gniew. Czy młodziaki z Francji zrywający kostkę brukową, żeby rzucić nią w policjantów, pragną egalité i fraternité? Albo dbają o tego zabitego gościa, pewnie pospolitego przestępcę, który nie żyje i nigdy go nie poznają? Oczywiste jest dla mnie, że nie. Rozruchy są dla nich rodzajem okazji do ucieczki od sytuacji codziennej. Na tej samej zasadzie dla wielu polskich Żydów po wojnie komunizm był rodzajem parasola ochronnego, a nie ideą, która naprawdę im przyświecała. Na tej samej zasadzie nie wyciągam zbyt pochopnych wniosków z followowania PiS-u. Władza daje ponadideowe korzyści, podobnie jest z możliwością ukrycia się w tłumie.
Ja tylko w kwestii uczniów, otóż generalne się zgadzam, że inne traktowanie :patrz punkty na studiach za komuny dla chłopo-robotników, na przykład, demoralizuje. ale jest pewna zasada ogólna, że każdy może mieć ciężkie chwile w życiu-choroba nowotworowa matki i wtedy córka ląduje na prochach, na lekcji jest nieobecna, a egzaminy tuż... Ja Zawsze chcę wiedzieć że cos takiego się dzieje i zdecydowanie pomagam, reaguje, Ułatwiam. daje fory ...a moja koleżanka pisała prace maturalną za ucznia w ciężkiej sytuacji . Tea
OdpowiedzUsuńTea(tralna), każdy może mieć ciężkie chwile. Problem polega na tym, że nieadekwatna reakcja otoczenia może bardzo ładnie wejść we współpracę z indywidualnymi cechami osoby, której pomagamy, co w efekcie może nam dać nie to, co myśleliśmy, że nam da, kiedy się wzbijaliśmy (jako np. nauczyciele) na wyżyny (jak sądziliśmy) naszej własnej zajebistości. Sama byłam świadkiem, jak osoba, której dawaliśmy pozytywne wzmocnienie nie wyniosła z tego wiedzy, że jest w czymś dobra, tylko, że ogólnie jest lepsza od innych (nie wzięliśmy pod uwagę jej cech indywidualnych i rodzącego się narcyzmu). Gdy więc chcę pomóc, a mam czas pomyśleć, zastanawiam się dlaczego chcę pomóc: czy dlatego, że ta osoba potrzebuje realnie mojej pomocy, czy dlatego, że chcę sobie podpompować własne ego cudzym kosztem.
UsuńW temacie punktów na studiach za czasów słusznie minionych, a tego właśnie nie jestem pewna. Czy pojedynczy przypadek forów dla tych, którzy nie mogli zdobyć wiedzy wcześniej (z powodów przez nich niezawinionych) zdemoralizował? Piewcy przeszłości, którzy twierdzą, że dawniej to byli nauczyciele/dochtórzy/profesurowie/stara szkoła wydają się temu przeczyć. Mówię o czymś innym. O nieadekwatności. Nowotwór matki, córka na prochach, egzamin tuż ... ale sama dobrze wiesz, że jest granica :) I jest rozwiązanie. Pisać maturę w następnym roku, nie robić wokół tego nimbu niemożliwości, złamanego życia, tragedii (czyli w sumie nie kreować naszej własnej ważności jako nauczycieli). Poszłabyś leczyć się do lekarza, gdybyś wiedziała, że zdał egzamin z anatomii "po lekku", bo trzeba być człowiekiem i pomóc? Ja też nie.
naprawdę zrobisz to 15latce, że matka umiera a ona siedzi w 8 klasie, bo przecież zrozumie... że ma zaległości? albo idzie do fatalnego liceum? jeśli ma zaległości, to sobie w tym liceum zwyczajnie nie poradzi. oraz nie rozpatruje tego w kontekście mojej zajebistości ??? kto tak robi?? pomagam, bo powinnam, bo jestem też od tego, żeby wspierać dzieciaka.
UsuńPunkty były bardzo demoralizujące, i niesprawiedliwe: dziecko lepiej przygotowane nie dostawało się na studia, za to mieliśmy lekarzy kacyków partyjnych zajebiście leczących, jak wiadomo...bo i egzaminy też były zdawane po znajomości i za kasę...także ten.
egzamin 8klasisty i matura to pikuś.
Teatralna
@Teatralna, dość często pomaganie, to ładniejsza strona skłonności do kontroli (to tak zaczynając od poczucia zajebistości - byłam nauczycielką, a więc znałam nie tylko sytuację uczniów, ale także sytuację nauczycieli, co powodowało, że znałam ich motywację do pomagania, która niekoniecznie była związana z sytuacją ucznia; ludzie też tak robią i można to zaobserwować, gdy się z nimi pracuje). Oczywiście, że nauczyciele są od tego, żeby wspierać. Natomiast czy pisanie za kogoś pracy można zaliczyć jako wsparcie, jest dla mnie dyskusyjne. Tak, jeśli ktoś dostaje fory, to sobie może na następnym stopniu rozwoju nie poradzić (liceum, studia, cokolwiek; i ten kto daje fory jest współodpowiedzialny za tę sytuację). Ale może też sobie poradzić rozwijając mechanizm, że jest biedny i znowu trzeba mu pomóc (tu następuje reaktywacja sytuacji tłumaczącej, dlaczego jest biedny). Takich też znam sporo.
UsuńCzy jeśli ktoś dostał raz punkty za pochodzenie, a potem radził sobie doskonale, nadal jest uzurpatorem?
Pominęłaś moje pytanie o lekarza :)
Czy jeśli ktoś dostał raz punkty za pochodzenie, a potem radził sobie doskonale, nadal jest uzurpatorem?
UsuńPominęłaś moje pytanie o lekarza :)
Nie pominęłam, tak jak ściąganie zapewne wywali delikwenta w kosmos prędzej lub później a najpewniej zmusi do uzupełnienia wiedzy... tak i punkty raz w czas trafiały w sensowną osobę :-)
w kwestii tego konkretnego przypadku:Dzieciak zadał maturę i ...nie poszedł na studia, za to rodzice go nie zabili. Teatralna
no i teraz Ofiara - otóż są typiary, które Manipulują "na ofiarę", całkiem dorosłe typiary. Generalnie w tym społeczeństwie jakoś tak się lubi ofiary...zauważyłaś? Teatru
Usuń@Teatralna, zgadza się, że czasem punkty trafiały na utalentowane osoby, które inaczej nigdy nie miałyby okazji przebić się przez mur "utalentowanych rodzinnie" lekarzy, prawników, nauczycieli. Inna sprawa, że wiadomo jak było np. z prawnikami zaraz po wojnie - kwalifikacje czasami polegały na odpowiednim poziomie niegodziwości, a prawo rzymskie towarzyszu to se towarzysz doczyta. Czyli z etycznego punktu widzenia to nie jest prosta sprawa (ale to sugerowałam w poście). Fajny się nam zrobił off topic :D
UsuńChciałabym wierzyć, że ściąganie wcześniej czy później wywala nieuków w kosmos, tyle, że ja napisałam więcej niż jedną magisterkę i spotkałam ludzi, którzy na poziomie piątego roku studiów nadal nie potrafili samodzielnie napisać pracy dyplomowej. Po drodze ciągle znajdywali pomagaczy (zapewne bardzo dumnych ze swojej pomocy). I co gorsza, zdawali!
Dlaczego rodzice mieliby "zabić" za opóźnioną o rok maturę (którą na dodatek obecnie można sobie poprawiać i poprawiać)? Oczywiście zupełnie rozumiem nastolatka dla którego opóźnienie czegoś o rok to jest tragedia. Myślę sobie jednak, że po to się zestarzałam, żeby móc komuś opowiedzieć o prawdziwej perspektywie czasowej: "rok nic nie znaczy", "możesz teraz nie wiedzieć, co robić", "zaczniesz wszystko od nowa, masz czas", "masz prawo się rozmyślić i zrezygnować, nawet rok przed maturą". Jeśli 15/18-latek nie jest w stanie znaleźć ani jednej takiej osoby w swoim otoczeniu, jego przyszłość jest poważnie zagrożona (np. potencjalnymi problemami psychicznymi). W ogóle, z perspektywy czasu uważam roztaczanie nimbu hiperważności wokół matury, czy innych egzaminów, za bardzo nienormalne zjawisko. Nie jestem aż tak ważna, mój przedmiot nie był aż tak ważny. Ważne jest zdrowie, ważne jest życie.
Bo rodzice tego chłopca byli oprawcami ! !! wtedy nie było czasu na inną pomoc, inne działanie, wiem, bo doskonale znałam sytuację tego konkretnego ucznia. a moja koleżanka przyznała się dopiero po latach...i nie była z tego za bardzo dumna. to sensowna osoba jest. Wiesz sama, że czasami musimy chronić dzieciaka przed jego własnymi rodzicami. Tak i ja tak uważam, i im tłumaczę Zawsze tak samo: czy chciałabyś się leczyć u lekarza, stomatologa(to bardziej działa)) który ściągał na kolokwiach? I że życie nie kończy się na maturze. i oni to nawet rozumieją, gorzej z ich rodzicami. Czyli odwrotnie niż zakładasz. Teatralna
Usuń@Teatralna, nie chcę oceniać konkretnych sytuacji o których niewiele wiem. Zgadzam się, że czasami trzeba chronić dzieciaki tak, jak się da w danym momencie (bo wiadomo, teoria heroiczna sobie, a praktyka sobie). Na rodziców, którzy nie potrafili priorytetyzować, szlag mnie trafiał (po patologii niczego dobrego się nie spodziewałam, więc i nie miała szansy mnie rozczarować, za to z okazji tzw. "dobrych domów" nie raz witki mi opadały).
UsuńZobacz, że link w poście jest o biografii wojennej, a my rozmawiamy o czymś innym, ale też w kontekście bycia ofiarą/"grania" ofiarą. U mnie wyszło to samo z siebie, bo przy okazji pisania blotki przypomniała się mi obserwacja, którą poczyniłam na prawie już dorosłych ludziach z różnych środowisk, którzy nie pokończyli wcześniej irlandzkiej "matury" i program w którym pracuję umożliwił im to teraz. Zaskoczyło mnie, że osoba, która sama była ofiarą bullyingu w szkole, kiedy tylko poczuła się bezpiecznie w grupie, bez problemu potrafiła wyśmiewać innych z tej grupy (niepomna własnego uprzedniego doświadczenia). Żeby robić dobrze, trzeba czegoś więcej, niż być ofiarą zła.
Nikt( lub prawie nikt)nie rodzi się katem.Ktos lub coś takich osobników kształtuje.Jesli nie w każdej klasie,to na pewno w szkole pojawia się taki typ z kompletnie porabanymi emocjami i systemem wartości, niezrównoważony,zaczepny,wulgarny..Nierzadko gomadzi wokół siebie zachwyconych jego "charyzma"akolitów i wspólnie terroryzują dzieci.Albo wybiera sobie jedną ofiare.Co robi szkoła? -przeważnie nic..Nikt takich trudnych dzieci nie bada,ani ich rodzin..a to bardzo często dziecko z zespołem FAS albo jakimiś innymi mikrouszkodzeniami.W tym kraju wiele się zmieniło,poza jednym- miilością do wszelkiego "spożycia",ilością spozywanego alkoholu,jego dostepnoscia i ofiarami tej społecznej patologii.
OdpowiedzUsuń@ja-Ewa, ludzie mogą rodzić się bez zdolności do empatii, ale zawsze jest szansa, że socjalizacja (wychowanie w rodzinie) jakoś to zrekompensuje. W przypadku FAS wszystko zależy od tego, jak bardzo duże są uszkodzenia mózgu. Nie jestem hiperoptymistką, która stwierdzi, że wszystko da się wyleczyć, obejść, utulić - czasami ręce opadają i rozumiem ludzi, którzy uciekają od swoich bliskich, bo nie pozostało nic do zrobienia. Pijaństwo to plaga i krzywda.
UsuńW temacie dziecięcej skłonności do gromadzenia się wokół "wodza", jest to zachowanie naturalne. Dzieci są w stanie iść za czymkolwiek. Dlatego w procesie wychowania tak ważny jest zrównoważony emocjonalnie rodzic, który ani nadmiernie nie rozpieszcza, ani nie dostaje histerii z powodu drobnostek. Jeśli dziecko otoczone jest dobrem (a nie głupotą za dobro przebraną), jego poczucie samostanowienia wzmacnia się na tyle, że jest w stanie rozpoznać grupę przemocową i się od niej odciąć. Ostatnio zaskoczyła mnie moja była 22-letnia uczennica, która mi powiedziała, że była chwilowo zafascynowana jakimś ekologicznym ruchem, ale doszła do wniosku, że ją próbują zdominować i sobie poszła. Wyobrażasz to sobie? W wieku 22 lat potrafiła powiedzieć "wszystko fajnie, ale z was to są uje". Myślę, że dziewczynki wychowane w czasie słusznie minionym najpierw szukałyby feleru w sobie.
"Większość katów zazwyczaj sama doznała wcześniej przemocy."
OdpowiedzUsuńTo nigdy nie może być usprawiedliwieniem dla zła.
"To nie jest tak, że ludzie dołączający się do komunistów/faszystów zawsze dzielą ideały z grupą do której dołączają."
To po co dołączają.
Bywa tak, że na początku są tylko ideały.
Tylko jeżeli ktoś zobaczy, że te ideały znaczone są krwią, a dalej w tym trwa.
To coś jest nie tak.
Jest taka zasada-jeżeli w pewnym momencie zaczyna ci być żal kata, przypomnij sobie ofiary.
@Asenata, i to nigdy nie jest usprawiedliwieniem dla zła. Zwracam po prostu uwagę, że do bycia ofiarą powszechnie przyczepia się ocenę moralną konkretnej jednostki (jesteś ofiarą = jesteś dobry). Skoro wiele ofiar staje się potem katami, to gdzie zniknęło ich dobro? Byli tacy dobrzy i stają się źli nie wiadomo skąd? Nie. Po prostu, jeśli ktoś jest ofiarą przemocy, to jest to stwierdzenie, że zadziała się pewna sytuacja. Nadal nam to nie mówi nic o tym, czy ta osoba jest "dobra" czy "zła" (jeśli w ogóle można coś takiego o kimś powiedzieć ot tak, bez odnoszenia się do jego czynów).
UsuńNapisałam, po co dołączają. Zresztą, przypowieść o Salomonie też w jakiś sposób to ilustruje. Salomon dołączał się do grup, które zapewniały mu bezpieczeństwo (do ludzi, którzy akurat w danym momencie nie chcieli go zabić za to, że jest Żydem), potem pewnie doszło do tego poczucie bezkarności.
Zgadam się, że jeśli widzisz, że jakaś grupa zapewniająca Ci poczucie bezpieczeństwa jest przemocowa, a Ty nadal w niej trwasz, to określa to Twój poziom rozwoju etycznego, można powiedzieć już na tej podstawie, że jesteś niefajna. Dlatego m.in. nie zawsze rozumiem trwanie kobiet w KrK. Ale to za duży off topic chyba, na zupełnie inną rozmowę.
Myślę, że ten temat w ogóle nie jest o żalu nad katem. Raczej o tym, że te role się przenikają, co nie każdy chce uznać (bo to faktycznie psuje nastrój i miesza w głowie).
W jakim sensie ofiara jest dobra?
Usuń@Asenato, w najprostszym. Takim, że oceniając sytuację kat-ofiara, ludzie dają prześladowcy minus (najczęściej oczywiście zupełnie słusznie), ale z jakichś niezrozumiałych względów próbują zrobić z tego relację symetryczną i po stronie ofiary pojawia się plus, a może nawet dwa plusy od razu. Czy kobieta zgwałcona musi być uczciwa, niepijąca, mieć dobry gust, poczciwego męża i mądre dzieci? Nie. Do stwierdzenia tego, że gwałt nastąpił oraz że jest złem, niepotrzebna jest żadna z tych cech po stronie ofiary. A patrząc na to z innej strony: z informacji o tym, że komuś przydarzało się coś złego, nie można wyciągnąć wniosku "jesteś super, robisz wszystko w swoim życiu dobrze, można ci zaufać" :)
Usuńnigdy nie potrafię pojąć, czemu próby zrozumienia, znalezienia przyczyny czyjego niefajnego zachowania mnóstwo ludzi uważa za "usprawiedliwianie"?...
Usuńp.jzns :)
@PKanalia, jest to podobne mylenie porządków, jak pomyłka o której piszę (czyli przypisywanie ofierze pozytywnych cech charakteru). Próba dojścia do odpowiedzi na "dlaczego?" nie oznacza rozgrzeszania.
UsuńBywa też, że ofiara nie wie, że jest ofiarą. Swoją rzeczywistość bierze za normalność
OdpowiedzUsuń@Rybeńka, słuszna uwaga. Bywa też, że kat nie wie, że jest katem, bo pewne formy współżycia społecznego są dla niego normą ("i co, że się z kogoś wyśmiewałem? Ze mnie też się wyśmiewali i przeżyłem! Trzeba być twardkim").
UsuńDobrze zauważone.
UsuńKat przekonany o swojej myśli nie zauważa trupów na swojej drodze. Bardzo utkwiły mi w głowie słowa pedofila księdza Cybuli. No że przecież były wszystkim miło...
Kryste....
To właśnie przez Salomona Morela zacząłem preferować brzoskwinie.
OdpowiedzUsuń@boja, znaczy, namówił Cię? Git ;)
Usuń