Z tygodnia noblowskiego najbardziej utkwił mi w głowie Svante Pääbo z Noblem z medycyny (ale nagrodzony za badanie ewolucji człowiekowatych i zsekwencjonowanie genomu neandertalczyka) oraz Annie Ernaux z Noblem z literatury. Ciekawość. Poza tym byłam w Polsce przez tydzień, co umożliwiło mi złapanie covida.
W Irlandii dzień edukacji narodowej (w zasadzie World Teacher's Day) był w zeszłym tygodniu, w Polsce jest dzisiaj. Jak kto ciekawy ile nauczyciele zarabiają w Europie, tudzież w Kraju Mlekiem i Miodem Płynącym, polecam link do artykułu na ten temat w euronews. Wszystko po anglisku, ale tabelki z liczbami są. Gdy czytam o specjalnej misji w tym zawodzie, wychodzę. Misja to uwertura do zdziadzienia i upodnóżkowienia.
W Rosji np. nauczyciele składają na uczniów skargii do MSW za przejawy "dyskredytacji" dzielnej rosyjskiej armii. Nie ma zlituj, donoszą nawet na dziewczynki z piątej klasy, żeby kto inny na nich samych nie doniósł, że nie donieśli. We Fiutinowskim kraju wprowadzono do szkół w tym roku lekcje ideologiczne, na których porusza się "ważne sprawy" oraz można na nich podyskutować, oczywiście, jeśli dyskutant zgadza się z nauczycielem. Dzieci, którym się wymsknie jakaś uwaga krytyczna, są używane do inwigilowania postaw rodziców, czy aby są właściwe, bez moralnej skoliozy, prowolnościowych tendencji tak obrzydłych Najlepszemu Narodowi Kochanemu Przez Wszystkich Rozsądnych. Nie jest to zjawisko nowe/tegoroczne, administracja szkolna zacieśniała kontrolę nad młodymi głowami już od kilku lat, można się więc spodziewać, że i nauczyciele są odpowiednio uformowani. Jest misja, jest wizja, są wykonawcy. Czy to nie przypomina próby ograniczania wolności szkoły w Kraju Mlekiem i Miodem Płynącym? Kupa z HIT-em czy zapowiedzi uczynienia religii od przyszłego roku szkolnego przedmiotem obowiązkowym to przecież tylko dwa z mnóstwa przejawów nacisku ideologicznego w którym nauczyciele będą brali czynny udział jako misjonarze. I w Polsce nie są to sprawy o których nigdy nie słyszano. Większość starszych, milusich nauczycielek, które teraz klepią paciorki, w czasach PRL-u mówiły na historii, polskim czy geografii takie rzeczy, że głowa mała. Teraz co poniektórym coś się tam przypomina, że one zawsze nauczały prawdy. Że pierniczyły kocopoły nie przypomina się żadnej, bo tak to już jest z pamięcią.
Ludziom pozostającym w zawodzie życzę, żeby zarabiali mnóstwo kasy, bo ta daje wolność, i siły moralnej, żeby dać odpór poronionym płodom umysłu aparatczyka Czarnka, który przeminie, jak wszystko.
Zastanawia mnie, dlaczego, skoro indoktrynacja trwa juz od dluzszego czasu, na wiesc o mobilizacji utworzyly sie wielodniowe kolejki dezerterow na granicy? Widac sila argumentow nie jest najwyzszych lotow i wystarcza jedynie na popieranie wojny w internecie, ale juz nie na osobisty udzial w strzelaniu i wystawianiu sie na cel Ukraincom. A swoja droga to obrzydliwe, ze zmusza sie dzieci do donoszenia na rodzicow, a nauczycieli na dzieci. Ale pewnie juz niedlugo zostanie podobny system wprowadzony w Polsce.
OdpowiedzUsuń@Pantera, są i tacy, którzy chcą dać własną głowę. Kadyrow wzruszony mową Putina nie jest wyjątkiem, bo osób zaburzonych emocjonalnie w każdym pokoleniu jest dość (u nas również). Ale nie jest niczym niezwykłym, że ludzie najchętniej jednak składają ofiarę z innych, tak robiono od tysiącleci, historia jest przepełniona przykładami.
UsuńDla totalitarystów donoszenie na rodziców to jedno z niewielu pozytywnych zastosowań edukacji powszechnej. Edukacja jako rozwój młodego człowieka jest dla nich tylko utrapieniem (kolejną ilustrację tej prawdy możemy oglądać w Polsce w czasie realnym), a pomysł, że można dziecko skrzywić, ulepić do własnych wymagań i przy okazji dopiec wywrotowemu elementowi rodzicielskiemu, pociechą dla nostalgii za wydanymi pieniędzmi. Przypadek Pawlika Morozowa jest tylko bardzo skrajnym przykładem.
Misja i powołanie? Podobno bycie księdzem to tez misja i powołanie...
OdpowiedzUsuńjotka
@jotko, nie wiem, mam z tym problem, bo i tutaj w grę wchodzą pieniądze.
UsuńCzasami mówiąc o misji chcemy po prostu powiedzieć, że osoba idąca do danego zawodu powinna posiadać określone cechy umożliwiające jej wykonywanie swoich obowiązków z sukcesem. I tu się zgadzam - żeby być księdzem, czy nauczycielem, trzeba mieć specyficzne cechy. W ogóle zawody, które wymagają codziennego kontaktu z innymi ludźmi są skierowane do osób, które dobrze przeszły socjalizację (i ta nie spowodowała u nich narowów). A jest różnie. Nie zliczę osób, które zostały nauczycielami, żeby egzekwować swoją władzę, bo ludzi zasadniczo nie lubili.
Nie uda im się wprowadzić obowiązkowej religii. Zamiast tego będzie obowiązkowa etyka nauczana przez księży i świeckich wykształconych na katolickich uniwersytetach...
OdpowiedzUsuń@rybenko, w samej obowiązkowej religii nie byłoby niczego złego, gdyby był to normalny przedmiot z programem kontrolowanym przez ministerstwo w którym siedzą normalni ludzie, a nie aparatczyki systemu. Niestety w Polsce po dwóch lekcjach religii tygodniowo (czyli więcej niż np. chemii i fizyki) uczeń nadal nie wie niczego więcej o świecie, uczy się bajek (w które zresztą nie wierzy i z których się śmieje) i jak się nabijać z katechety. Uczyłam w Polsce, zerkałam na tematy z religii jako branżowiec (sama mogłabym uczyć etyki i to bez żadnej ekwilibrystyki ze strony dyrekcji, bo mam wykształcenie pełne, kierunkowe), to była żenada, dno i dwa metry mułu. Czy taką samą żenadą będzie etyka uczona przez paniusie "dorobiem se do etatu" po podyplomówkach na świętych uczelniach? Miejsce studiowania nikogo jeszcze nie deprecjonuje. Ale nadzieja maleje ...
Usuńoczywiście, że tak: obecnie rządzący w Polsce neokomuniści dążą do tego samego modelu totalitarnej kontroli nad obywatelem, co np. obecnie w Rosji, co jest skrzętnie zresztą skrywane pod frazesem "przecież nikt nikogo do kościoła nie goni", co ja zawsze kwituję: "na razie jeszcze nie"...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
@PKanalia, tych paralel między modelem rosyjskim a pisowym jest więcej, wśród nich model wodza, który dla celów propagandowych opowiada brednie w bezpiecznym dla siebie środowisku (i nie ma tu znaczenia, że Kaczyński nie rządzi oficjalnie, akurat ta sytuacja pokazuje poziom degrengolady demokracji w Polsce).
Usuń"Przecież nikt nikogo do kościoła nie goni" można zilustrować wieloma przykładami z mojego życia, gdy musiałam iść do kościoła, ponieważ szkoła pełni rolę wobec niego służebną, w związku z czym ksiądz wymyślał sobie, że dzieci przechodzą z budynku szkolnego do budynków kościelnych i szkoła zapewniała opiekę nauczycieli. Oczywiście wypełniałam obowiązki opiekuńcze wzorowo. Oczywiście też ktoś powie "ale nie musisz się modlić" i ja się z tym zgadzałam w 100%. Wzorowo i ostentacyjnie nie żegnałam się, nie klękałam i informowałam uczniów dlaczego tego nie robię, gdy mnie o to pytali. Pamiętam jak miała o to do mnie pretensje jedna blogerka, która uważała, że robię źle, bo przecież mogłam się nie modlić tak bardziej w sobie, żeby nikt nie zauważył. Taka dokładnie jest intencja tych manipulacji: wytworzenie w uczniu przekonania, że wszyscy robią to samo, nawet jeśli zaczyna mu świtać, że to brednie. Gdy dzisiaj o tym myślę, wizyty w kościele były całkiem przyjemnym zajęciem (łatwo być kontrowersyjnym nie robiąc niczego).
Nie wiem jak dzisiaj jest z indoktrynacją w szkole. Za moich czasów chyba była jakaś, ale taka w stylu raczej szwejkowskim. Pamiętam, że historyk notorycznie przejęzyczał się i zamiast Związek Radziecki mówił Związek Zdradziecki. Matematyczka znalazła w gazecie artykuł o cukrownictwie i kazała nam obliczyć ile cukru wypada na obywatela. Wyszło mniej niż wynosił przydział kartkowy. Potem wybuchła fantastyczna dyskusja - skąd się bierze cukier?
OdpowiedzUsuńNo ale to była końcówka lat siedemdziesiątych, wtedy już chyba nie donosili...
@boja, indoktrynacja szwejkowska, mówisz :) I wtedy już nie donosili? Ciekawa sprawa jest z tą pamięcią.
UsuńMoja edukacja podstawówkowa przypadła na lata 80-te. Nie pamiętam żadnego szczególnego podnóżowania moich nauczycieli, ale to wynika wyłącznie z tego, że ich systemowo nie słuchałam, bo mnie nudzili. Dwa elementy życia nauczycielskiego pamiętam nieźle i w życiu dorosłym miałam okazję obserwować je z bliska. Po pierwsze system zarządzania uczniami, który dzisiaj nazwałabym wschodnim (to się utrzymuje, uczniowie nadal mają kłopot z udziałem w dyskusji, jest to pokłosie zamordyzmu, którego nasilanie się można zaobserwować podróżując na wschód - swego czasu uczniowie polscy ze Lwowa byli zachwyceni, jacy my, nauczyciele z zachodu Polski jesteśmy cool wyluzowani ... byłam tym zaskoczona), po drugie natychmiastowe dostosowywanie się do wymagań. Nauczyciele są jedną z najbardziej plastycznych ideowo grup zawodowych. Nowa miotła, nowe ideały. Być może ma to coś wspólnego ze sfeminizowaniem zawodu (kulturowo kobiety szybciej zaczynają się mizdrzyć do osoby u władzy, taki sposób na radzenie sobie z przemocą wynosimy z domu), ale to tylko hipoteza. Pozdrawiam :)
Te sytuacje wydarzyły się już w liceum. Z podstawówki pamiętam zielone ławki z dziurą w środku na kałamarz (ja uczyłem się pisać stalówką umocowaną na patyku, maczaną w kałamarzu), bijatyki na przerwach i granatowe/niebieskie fartuchy z białym kołnierzykiem przypinanym na guziki.
UsuńNo i jeszcze aferę korupcyjną pamiętam (dopiero teraz ujawniam). Nauczycielka chciała zostawić mojego brata na drugi rok, ale mama przekupił ją kilogramową torebką czosnku!
@boja, jestem z pokolenia piór wiecznych, stalówka była przyrządem legendarnym.
UsuńPamiętam nonironowe fartuszki z przypinanymi kołnierzykami (na czarno-białych zdjęciach wychodziły identycznie jak mundurki chłoporobotnic pracujących na taśmie), brudnoniebieskie okładki zeszytów i ogólnie ubrania z dominacją koloru szmaty (stąd jak oglądam dziś "Zmienników" ciągle do mnie wraca myśl, gdzie główna bohaterka kupiła jaskrawoniebieską spódnicę i wściekle czerwony sweter). Moi nauczyciele w SP byli standardowi, 1-3 stare panny, 2 alkoholików, kilka żon alkoholików, parę osób bez właściwości. Jeden z dyrektorów miał niemieckobrzmiące nazwisko i wg legendy w biurku trzymał pałę do bicia dzieci :) Szkoła była wiejska, więc to była taka elita pracująca u podstaw, której nie trzeba było trzymać w złotych klatkach, bo i tak było wiadomo, że z tymi skrzydłami nigdzie nie odfrunie. Dziś żyjący uczęszczają na mszę i jedzą ciało Chrystusa, wszyscy podobno walczyli z komuną, a źli komuniści akuratnież wszyscy już pomarli. Może zresztą nigdy ich nie było i to wszystko był tylko sen.
Wieczne pióro też naciągało się z kałamarza, chyba że miałaś takie na naboje... Matko! Dość już, bo zaczynam tęsknić... Raczej za młodością, nie za czasami...
Usuń@boja, sama nie wiem, raz mi się zdaje, że naciągałam, raz, że miałam naboje. Możliwe, że obydwa wspomnienia są prawdziwe.
UsuńNie ma co za młodością tęsknić, trzeba młodo żyć :)
A te pióra naciągane miały albo gumowy dzyndzel, albo taki wichajster jak w strzykawce... Jak tu młodo żyć? Takie rzeczy pamiętam, a nie pamiętam co na śniadanie jadłem...
Usuń@boja, to już technikalia poza moją pamięcią.
UsuńMłodo żyje się zupełnie normalnie - trzeba słuchać głośno muzyki, bez sensu łazić po parkach i znaleźć sobie dziewczynę, z którą będzie można w deszczu przeskakiwać przez kałuże. Spytaj @Wolanda ;)
W moim ogólniaku była ciekawa para małżeńska: nauczyciel przysposobienia obronnego i nauczycielka biologii. Żyli sobie zgodnie (przynajmniej tak to wyglądało), ale to ponieważ były to czasy komuny, on nauczał nas o nieuniknionej obecności sił ZSRR w Polsce dla naszego dobra, pociskał pierdy o tym, jak to Niemcy tylko czekają, aż armia czerwona wyjdzie z Polski i wtedy oni zajmą nasze ziemie odzyskane. Wątpię, by chodził do kościoła, był oficerem Ludowego Wojska Polskiego. Jego małżonka zaś wręcz przeciwnie, na lekcjach udawała bojowniczkę przeciw komunie, podkreślała też głęboką wiarę, zwłaszcza przy lekcjach o teorii Darwina, którą podważała na rzecz enetygentnego projektu. Takie rodzinne "panu bogu świeczkę i diabłu ogarek". Inne wspomnienie, to moja wychowawczyni biegająca w czasie pierwszej Solidarności z biało czerowoną opaską z logo "S" na ręku, by w stanie wojennym dostać awans na dyrektorkę, przy czym była nauczycielką nauczania początkowego, więc.... awans dziwnie pachniał. To takie wspomnienia o nauczycielach i ich nauczaniu prawdy, a czasem nawet gównoprawdy. U dzisiejszych nauczycieli też daleko byśmy nie musieli szukać, by odnaleźć obie postawy z ich szlachetnymi i mniej szlachetnymi motywacjami. Bo znam i takich nauczycieli, którzy pomysłami pana Czarnka sobie podzelują buty, jak i takich, którzy uczynnie i nadgorliwie będą je propagować uprzejmie donosząc na dywersantów.
OdpowiedzUsuń@Woland, wspomniałeś, że z tej pary fajniejszy był jednak pan, który przynajmniej się uśmiechał, inaczej niż jego połowica-biologica, z wiecznym marsem na twarzy. Dlaczego tak wielu Polaków uważa, że religijność i hemoroidy w rozkwicie mają podobne objawy?.
UsuńPamiętam czasy wyborów, gdy wygrał PiS, a jednak nadal głośne przyznawanie się do popierania tej partii było uważane za obciach. Wszyscy wiedzieli, kto z kolegów na nich głosował, ale dyskusji nie było. Ciekawe, czy to się teraz zmieniło i jest jak ze słuchaniem disco polo ...
Jak to dobrze, ze od 38 lat mnie tam nie ma, wiadomości z Polski odbieram jak jakiś horror. Wtedy w 1984 roku wyjeżdżając wiedziałem, ze za mojego życia w tym kraju się nie polepszy.
UsuńWydaje się jednak, ze dna w Polsce jeszcze nie osiągnięto.
@Danek8599, pracując w Polsce przed rokiem 2015 miałam poczucie, że jest lepiej, choć było mnóstwo rzeczy do nadrobienia, a oświata była w coraz gorszym położeniu. Niestety dojście PiS-u do władzy zatarło to wrażenie. Obecnie mam poczucie odwiedzania kraju cofniętego do niestabilnej republiki rządzonej przez populistycznych kacyków, którzy nie myślą o przyszłości.
UsuńMonika, z chwila gdy Narod odrzucił plan prof. Balcerowicza było już tylko kwestią czasu gdy zrobi się bardzo źle.
UsuńZ tej strony Oceanu było to oczywiste.
Niestety mamy Narod o charakterze roszczeniowym wiec nigdy w wyborach nie przejdzie osoba o poglądach pragmatycznych.
Nie chce przez to napisać, ze nigdy w Polsce nie będzie dobrze.
Po prostu większość chce aby Rząd drukował pieniądze bez pokrycia nakręcające inflacje w konsekwencji pogrążając kraj w permanentnym stanie słabości ekonomicznej.
@Danek8599, to trochę jak nienawiść do lekarza, albo szpitala, bo to my jesteśmy chorzy. Niestety, poprzedni ustrój utrwalił postawy roszczeniowe i manipulacyjne. Na początku lat 2000 można się było pocieszać, że te pokolenia mijają, niestety po raz kolejny cofnęliśmy się w rozwoju.
UsuńObecnie kraj ma ogromny dług i ciężar jego spłacania spadnie na przyszłe pokolenia (bez znaczenia jest już, czy oderżnie się PiS od koryta przy najbliższych wyborach, czy to jeszcze potrwa - szkoda już powstała).
Szansa jaka miała Polska w okresie gdy w Rządzie był Leszek Balcerowicz była szansa jedna na tysiąc lat.
UsuńNiestety jako Narod tej szansy nie wykorzystaliśmy.
Jesli Polska kiedykolwiek zacznie spłacać długi zapewne nie będzie to dolar za dolar lecz takie mini bankructwo -
będziemy spłacać 50 centów za pożyczonego dolara.
Przekłada się to niestety na niewesołą sytuacje ekonomiczna kraju.
Normalnym, bogatym krajem europejskim Polska już nie będzie.
@Danek8599, no niestety Polska nie wykorzystała szansy jaką niosła ze soba transformacja, ale to też wina góry - zapuszczanie państwowych spółek, machlojki przy przejmowaniu ziemi, złodziejski układ z Kościołem, który "odzyskiwał" dobra bez starannej oceny wartości przekazywanego mienia podkopywało i tak wątłe zaufanie ludzi do władzy. Mieliśmy jakieś szanse, z tym potencjałem ludzkim były one niewielkie, ale były. Teraz znowu jesteśmy 50 lat za Teksasem. Cała nadzieja w młodych, choć chciałabym im codziennie przypominać o tym, co doprowadziło do II wojny światowej (bo Hitler chciał przecież dobrze dla narodu, jak dzisiaj cała kabaretowa Konfederacja).
UsuńDlaczego nadzieja w młodych? Dajmy im żyć i pozwólmy wyjechać.
Usuń@Goldi, nie mam zamiaru nikomu pozwalać/nie pozwalać, ich decyzja, ich los. Zakładam po prostu, że to nie jest tak, że wyjeżdżają sami postępowcy, a całe wstecznictwo zostaje (spotkałam paru wstecznych nieszczęśników na emigracji). Jesteśmy wolni, możemy żyć gdziekolwiek.
UsuńTak, właśnie. Ja nie dzielilabym ludzi na postępowców i niepostepowcow 😉 Tylko myślę o dzieciach. One będą mialy już inny pogląd na swoje życie. Rosną w innych już warunkach. One i tak wyjadą. I nie ma co na nie liczyć. Tak mi się wydaje 😀
Usuń@Goldi, jakkolwiek by nie było, nigdy nie jest tak, że wszyscy robią to samo. Nadzieja w młodych, bo przecież nie w starych. Tych już znamy :)
UsuńPowiadasz Moniko, ze nadzieja w młodych, bo przecież nie w starych. Tych już znamy :)
UsuńJa dorzucę tutaj moje 5 centów.
Jeszcze ok 10 lat temu nie znałem Boga takiego jak wyłania się ze stron Biblii.
Gdy człowiek jest młody nie ma czasu na rzetelne poznawanie jak funkcjonuje ta rzeczywistość.
Zdobycie doświadczenia w pracy, założenie rodziny, wychowanie dzieci.
Dopiero po co najmniej osiągnieciu 55 roku życia - gdy już mamy spłacony dom, wychowane dzieci, gdy praktycznie nie mamy żądnych długów możemy poświecić się na zdobywanie prawdziwej wiedzy.
Ja jestem dzisiaj praktycznie innym człowiekiem niż bylem jeszcze ok 10 lat temu.
Rzetelna mądrość przychodzi wraz z wiekiem.
Jesli wiec piszesz Moniko, ze nadzieja w młodych, bo przecież nie w starych -
niestety nie wiesz co czynisz pisząc powyższe.
@Danek8599, w swojej wypowiedzi zawarłeś ewentualne negatywne cechy młodości, którymi wg mnie, oprócz lęku przed opinią rówieśników, są konwencjonalność i skłonność do jazd obowiązkowych. Bo z młodych osób przekonanych, że trzeba się przede wszystkim rozmnożyć i zaciągnąć kredyt na mieszkanie jest oczywiście pożytek w postaci podatków i siły roboczej, ale z tego nie wynika żadna nadzieja na zmiany. Dlatego np., choć generalnie młodzi idą w dobrym kierunku odrzucając prymat KrK i kult jednostki, to wielu z nich nadal chrzci dzieci, bo trzeba wykonać jazdę obowiązkową (co powiedzą rówieśnicy? co powiedzą starzy? co robić innego jak nie robić starego?). Nie taką nadzieję miałam na myśli :)
UsuńNatomiast siłą w osobach z pokolenia 45+ (do którego sama się zaliczam) jest stopniowe zanikanie szukanie aprobaty u innych. To zjawisko jest zauważalne i jest dobre. Niestety, ponieważ mamy też skłonność do egoizmu i lęku, w moim pokoleniu nasila się skłonność do mrzonek. Np. bardzo wiele kobiet, które nie znalazły sobie partnera życiowego i nagle dochodzą do wniosku, że już nie znajdą, odnajdują boga. Z pewnością wiesz jaka to kusząca idea, taki znajomy, który zawsze się z Tobą zgadza. Drugą wadą jest przekonanie, że sam wiek oznacza wzrost mądrości (podczas, gdy mądrość potrzebuje istnienie potencjału od lat najmłodszych - bystrzy, skłonni do ciekawych obserwacji zyskują perspektywę, doświadczenie, podczas, gdy niezbyt bystrzy są z biegiem lat jeszcze mniej bystrzy, czas ich nie ubogaca, a jedynie spowalnia). To tak w skrócie. Żadnego wieku nie przekreślam, twierdzę jedynie, że starych już znamy (ludzie nie zmieniają się aż tak).
Moniko, nie miałem na myśli, ze sam wiek gwarantuje mądrość.
UsuńZnam wielu takich, nawet młodszych ode mnie, którzy wyhamowali prawie do zera :)
Co do przytoczonych przez Ciebie kobiet - living in the presence of the Lord, życie w obecności Pana nie oznacza, ze ma się kogoś, kto zawsze się z Tobą zgadza.
Ja tak żyje, wiec wiem to z własnego doświadczenia.
Duch Święty pracuje nad osoba, która już dostąpiła Zbawienia.
Gdy chce cos zrobić co jest niegodne tak z punktu widzenia etyki czy jest oczywiste, ze to coś jest niemile Bogu napotykam jakby niewidoczna barierę.
Po prostu nie jestem tego w stanie zrobić.
Dodatkowo mam natychmiast świadomość jak mój uczynek będzie odczuwany przez osobę, której konsekwencje mojego uczynku dotkną.
Jest się bardzo świadomym konsekwencji czego uprzednio nie miałem.
Kiedyś było to dla mnie śmieszne, gdy ktoś doznawał jakiegoś uczucia z powodu mnie.
Można powiedzieć, ze trzeba być ostrożnym o co się prosi, gdy prosi się Boga.
Sa to bowiem rzeczy nieodwracalne.
Dusza osoby Zbawionej należy już do Jezusa, czyli moja dusza należy już do Boga.
Czuję moc supernaturalną, która to moc pracuje nade mną.
Dodatkowo - żyję w stanie, który nazywa się synchronicity w świecie spiritualnym.
Synchronicity to zapewne życie w harmonii, synchroniczności w jez. polskim.
Praktycznie zawsze mam wolne miejsce do zaparkowania blisko drzwi w supermarkecie, zawsze jak w zegarku spotykam ludzi, których spotkać powinienem aby załatwić jakąś sprawę, życie samo jakoś synchronicznie mnie się układa.
Spotkałem się dawno temu z taka koncepcja.
Teraz jednak żyję w stanie takiej harmonii z otaczającym mnie Wszechświatem.
Już praktycznie oczekuje, ze gdy chce kogoś szukać, wiem, ze za chwile na te osobę wejdę.
Jest bardzo istotne, aby dziękować opatrzności, za każdym razem gdy synchronicity występuje w naszym życiu wtedy otrzymuje się jeszcze więcej tej synchronicity.
Zycie jest naprawdę fascynujące :)
@Danek8599, może nie miałeś na myśli, ale podałeś punkt dość jasno, 55 lat (wcześniej popelina?). Ale mniejsza z tym. Obstaję przy bogu mówiącym to, co wierny chce usłyszeć. Gdyby było inaczej, wystarczyłaby wizyta u psychologa (który niekoniecznie mówi to, co chcemy usłyszeć). Wiele osób cierpiących wybiera jednak boga, w ten sposób mogą mówić sami do siebie i dopuszczać tylko tyle własnych negatywnych przemyśleń o samym sobie, ile w danym momencie mają ochotę znieść. Przekonanie o tym, że wiemy na 100% jak ktoś inny zareaguje na nasz uczynek jest nieuprawnione, bo tego nigdy nie wiemy do końca, ale też jest spójne z resztą Twoich przekonań (dość wielkościowych, tak na oko patrząc).
UsuńPrzykład z wolnym miejscem parkingowym blisko drzwi w supermarkecie mnie rozbawił, bo uznałeś to za pozytyw. Tymczasem równie dobrze można przyjąć, że Wszechświat może chcieć Ci zapchać żyły tłuszczem.
Zgadzam się co do tego, że jedyne i niepowtarzalne życie jest fascynujące :)