poniedziałek, lipca 18, 2022

Literatura nie jest dla idiotów?

Nie przepadam za inbami, szczególnie jak rozkręca je pewna pani od wskazywania kto jest terfem, ale dobra, pójdę tym tropem, bo to jest ciekawe zagadnienie. Cytat z Tokarczuk z Festiwalu Góry Literatury:

Nigdy nie oczekiwałam, że wszyscy mają czytać i że moje książki mają iść pod strzechy. Wcale nie chcę, żeby szły pod strzechy. Literatura nie jest dla idiotów. Żeby czytać książki trzeba mieć jakąś kompetencję, trzeba jakby mieć wrażliwość pewną, pewne rozeznanie w kulturze. Te książki, które piszemy, tak jak mówiłam, one są gdzieś zawieszone, zawsze się z czymś wiążą (...). Nie wierzę, że przyjdzie taki czytelnik, który kompletnie nic nie wie i nagle się zatopi w jakąś literaturę i przeżyje tam katharsis.

Fatalnie to brzmi, język mało inkluzywny jak na aktualne trendy w popkulturze. A jednak, ja też nie wierzę, choć jednocześnie nie zgadzam się, że nie ma literatury dla idiotów. Można oczywiście niektóre słowo pisane nazywać nie-literaturą, tylko po co. Skoro jest muzyka przeznaczona dla różnego poziomu percepcji, to jest i literatura adekwatna do poziomu odbiorcy. Można argumentować, że nie ma idiotów. I tutaj od razu zaoponuję, bo idioci są, wiem, bo niektórzy ogłaszają się idiotami na blogach i szeroko się na ten temat rozpisują, dopóty ktoś, zgodnie z ich samoopisem nie nazwie ich po imieniu. Wtedy śmiertlenie się obrażają i cokolwiek smutnieją. Ale to w zasadzie off topic 😉. Zastanawiam się, jak fakt istnienia literatury, która wymaga czytelnika wyrobionego, można opisać w taki sposób, żeby osoby z zawodu obrażone w zastępstwie nie poczuły się obrażone w zastępstwie. Odbieram to jako temat tabu.

"Literatura nie jest dla idiotów" brzmi dla mnie źle głównie dlatego, że przypomina hasło pewnej sieci supermarketów. Różnica w intencjach jest taka, że właściciele superketów chcieli zachęcić do kupowania, a tymczasem wierzę Tokarczuk, że ona nie chce, aby każdy ją czytał. Jeśli kiedykolwiek poszliście do kina, żeby z przyjemnością obejrzeć film, a na widowni pojawili się tego dnia "wszyscy", to pewnie też wierzycie. Zdarza mi się podejmować próby rozmowy na jakiś temat i gdy widzę, że moje intencje nie wypalają, to zwyczajnie nie ma sprawy. Nie ma sprawy. Ja w zasadzie nawet nie uważam Tokarczuk za najwybitniejszego polskiego pisarza, ale czyta mi się ją dobrze. Jak się komuś czyta źle, to co mam zrobić? No nic, kończymy rozmowę na ten temat, jeśli to jest problem, zaczynamy o czymś innym. Od czasu do czasu w różnych miejscach jest przywoływane to nieszczęsne "de gustibus ...", z którym się nie zgadzam, bo ja mogę godzinami dyskutować na temat tego, co mi się podoba i nie podoba. Ale ludzie są różni, łapanki nie będzię. Wśród moich dobrych znajomych są osoby, które lubią rozmawiać też o twórczości (a nie tylko zwyczajnie, o innych ludziach w czasie ich nieobecności), reszta wcześniej czy później wypada. No to jak z tymi idiotami i literaturą?

***

To jeszcze filmik, luźno w temacie. "Marie Curie Answers The Web's Most Searched Questions And Gets Utterly Disappointed" by Karolina Żebrowska:

46 komentarzy:

  1. Z literaturą jest jak z malarstwem, są pejzaże, do oglądania których nie musisz mieć specjalnego przygotowania, chyba że ktoś zapyta o technikę lub styl i są obrazy, których bez znajomości życiorysu twórcy, historii i religii nie rozgryziesz. Nie mówiąc o sztuce abstrakcyjnej.
    Czyż nie bywa tak z literaturą? Może nie nazywałabym odbiorców od razu idiotami, bo sama nie uważam się ani za konesera ani za twórcę, a znam osoby, które nie są idiotami, a czytać nie lubią, w każdym razie nie beletrystykę.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bywa tak @jotko, i w zasadzie chodzi o to, że równie dobrze Tokarczuk mogłaby to powiedzieć innymi słowami (bo umi). Nie wiem, czy chodziło o wzmocnienie przekazu, czy po prostu to były odpowiednie słowa w odpowiednim miejscu.

      Ja z kolei znam ludzi, którzy czytaja sporo, a do bystrzaków nie należą.

      Usuń
  2. może od tyłu: ja powiedzonko, przysłowie "de gustibus etc" rozumiem tak, że nie ma sensu przekonywanie się nawzajem, że jedzenie śledzi jest lepsze od kontemplacji panienki na rurce i odwrotnie, natomiast nie widzę żadnego problemu, aby po prostu porozmawiać o tym, pokomunikować sobie each other, co lubimy bardziej, a co niespecjalnie...
    natomiast co do meritum, to z literaturą jest chyba tak, jak z muzyką: każdy gatunek, czy nawet każdy wykonawca, a być może każdy utwór ma swoich "idiotów", sam na ten przykład jestem idiotą w temacie jazzu... czy w temacie Tokarczuk, tego za bardzo nie wiem, za mało jak do tej pory przerzuciłem tego towaru, raptem aż jedną książkę, więcej jakoś tak się nie złożyło...
    ale jest jeszcze coś:
    każda sztuka dzieli się też na "artyzm" i "komercję" /może źle to nazwałem, bo komercja też potrafi mieć w sobie wiele artyzmu/ plus obszar odcieni szarości pomiędzy... twórca artyzmu tworzy (w pewnym sensie) dla siebie i ma z grubsza wyrąbane na to, ile sprzeda, za to twórca komercji tworzy bardziej pod klienta... ten temat jest zresztą obiektem wiecznego sporu pomiędzy wytwórniami, wydawnictwami i samymi artystami... wygląda na to, że Tokarczuk można zaliczyć do tych pierwszych, a autorów literatury popularnej raczej do tych drugich... nic więcej jednak z tego nie wynika, tak jak nic nie wynika z tego, że książki niejakiej Anety Jadowskiej zaliczyłem prawie wszystkie /notabene nie kupując, bo z biblioteki/...
    zamiast puenty przypomnę niejakiego Bimbera, postać z tymowskich "Rozmów przy wycinaniu lasu", który któryś tam już raz wałkował "Makbeta" i za każdym razem cholerzył, gdy doszedł do zdania o ranionym łosiu i w tym momencie analiza postaci Bimbera pod kątem idiotyzmu upada już na starcie, bo nie jest mi łatwo uznać za idiotę kogoś wrażliwego na krzywdę sprawianą zwierzaczkom...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W temacie "de gustibus ..." zgadzam się, tylko widzisz, Niektórzy w sytuacji rozbierzności gustów przybierają pozę obronną, co zabija wykluwającą się dyskusję. Nawet nie chodzi o to, że wmawiają mi, że znam piosenki disco polo, bo bywam na weselach (podczas, gdy na weselach nie bywam), ale wpadają w stupor, gdy im mówię, że czegoś nie wiem, albo kogoś nie znam (czyli zasadnoczo jestem idiotką w temacie). "Ale musisz znać", "Ale na pewno widziałaś/słyszałaś", "Ale to niemożliwe, żebyś nie czytała o tym w Pudelku". Hm.

      Tokarczuk przeczytałam trochę więcej, nie uważam, że jest pisarką wybitną, ale to tylko dlatego, że widzę jej technikę. Czytam ją, bo lubię bogactwo zapożyczeń, szperań i dociekań. Drażni mnie zjawisko męczenia jej książek, a potem stękania, że się nie wie, o co chodzi. Drażni mnie i śmieszy, bo jeśli Tokarczuk jest trudna, to nie wiem, co można powiedzieć o Mannie lub Joysie (dla mnie czytanie tych panów oznacza wysiłek i skupienie). Toż to lepiej już nie czytać, tylko od razu wykopać sobie kwaterę i się zachlastać. Innymi słowy oceny są na wyrost, co wynika z braku oczytania, i ja to w zasadzie rozumiem, tylko mnie czasami wkurw ogarnia ;)

      Artyzm i komercja ... a gdzie np. umieściłbyś w tym książki dla dzieci? Bo inny trend jest taki, że jak dorosły powie, że czyta książki dla dzieci, to buahaha i hohohoho.

      Mnie z kolei "Pretty Woman" się kojarzy, co pociągała nosem na "Traviacie", ot tak, bez czytania libretta. Ładne, ale zmyślone.

      Usuń
    2. szczerze mówiąc to mam zagwozdkę z tymi książkami dla dzieci, przy okazji też z książkami dla młodzieży, które niekoniecznie są tylko dla młodzieży zresztą... tak mi coś chodzi po głowie, żeby je wsadzić do osobnej szufladki z napisem "literatura edukacyjna(?), pedagogiczna(?), dydaktyczna(?)", bo jakby nie było oprócz walorów stricte rozrywkowych zwykle są w nich takie właśnie przekazy... ale czy jestem pewien, że dobrze to wykombinowałem?... nie :)

      Usuń
    3. Bardziej chodziło mi o to, czy literatura dla dzieci jest łatwa do zrozumienia. Wg niektórych osób logiczne jest, że musi być łatwa i przejrzysta, skoro jest przeznaczona dla dzieci. Dochodzi w związku z tym do wielu uproszczeń i np. szczególnie w osobach, które nie czytały i nie czytają siedzi zagnieżdżone przekonanie, że "Alicja w Krainie Czarów" jest książką dla małych dziewczynek, a do czytania Muminków wrecz przyznawać się nie wypada, bo to musi być "lektura dzieciństwa", a po 30-ce to chyba tylko jak jest się upośledzonym umysłowo. To jest podobne do przekonania osoby nie chodzącej po górach, że Tatry to prawdziwe góry, a już Karkonosze phi łatwe, bo przecież wiadomo, że niższe (przykład taki z życia :D).

      "Kubuś Puchatek" i dydaktyka. No nie wiem. Tam Królik ma nerwicę, Tygrys ADHD, główny bohater otyłość brzuszną ...

      Usuń
    4. od dawna uważam, że wiele książek dla dzieci/młodzieży jest bardziej dla dorosłych, "Siódme wtajemniczenie" Niziurskiego jest u mnie w czołówce prywatnego rankingu i wciąż je promuuuję wśród znajomych, dorosłych zresztą bynajmniej - przynajmniej...
      /to samo zresztą można powiedzieć o wielu kreskówkach/...
      a Kłapouchy ma ciężką depresję... niemniej jednak "Kubunio" jest jak najbardziej dydaktyczny, przynajmniej z dalekowschodniego punktu widzenia /co kiedyś zauważył niejaki Benjamin Hoff/, bo co z tego, że Stumilowy Las to jeden psychiatryk, ale jakże oni sobie z tym radzą, nie zawracają dupy szkolnej psycholog, LOL...
      ...
      btw, a propos... "Klany Księżyca Alfy" /Ph.K.Dick/, to też promuuję :)

      Usuń
    5. moje obecne Przedgórze Sudeckie to już przy tym żadne góry, do czasu, gdy się nie trzeba wybrać do miasta po (np.) piwo na rowerze :)

      Usuń
    6. @PKanalia, dobrze prawisz. Ale osoby programowo nieczytające mogą pozostać nieprzekonane ;). Sa książki dla dzieci, książki dla NORMALNYCH ludzi (które bym przeczytał, gdybym czytał) i książki inteligencików, co to się wywyższają i nie wiadomo o co w nich chodzi. W przypadku tych ostatnich, w życiu bym do teatru nie poszedł, a teraz to już na pewno, nawet, gdyby mi za darmo bilet dawali (OT siedzi w kącie i rwie włosy z głowu).

      Był w Polsce sezon na analizy kubusiowe w duchu myśli wschodu jak nie przymierzając na Whartona. Nie nabyłam, a teraz to nie wiem. Mi tam książki oryginalna wystarczy, może jeszcze chętnie przeczytałabym w tłumaczeniu jako "Fredzię Phi-Phi".

      Nie czytałam nic z Dicka :E, zobaczymy.

      Przedgórze Sudeckie! :)

      Usuń
    7. czaję o co chodzi: Pippi Langstrumpf jako Fizia Pończoszanka, radosna twórczość polski tłumaczy tytułów książek, czy filmów potrafi czasem roztkliwić...
      ...
      Lem vs. Dick... hm, ten pierwszy to co najwyżej sporadyczny mały koniaczek, za to drugi przepuścił przez siebie tyle towaru, co stereotypowy rockman... przynajmniej tak gadają na mieście... podobno obaj mistrzowie bardzo się nie lubili, tylko jest jeden haczyk: Dick ponoć nie wierzył, że Lem w ogóle istnieje jako żywy człowiek, osoba...

      Usuń
    8. Tłumaczenie literatury dziecięcej dokonywane dawno temu ulegała tak samo modom/trendom, jak to się dzieje dzisiaj. Ponieważ znamy te książki "od zawsze", nosić możemy w sobie przekonanie, że jest to "prawdziwa" wersja tekstu, tymczasem właśnie te dawne tłumaczenia mogą być dużym oszukaństwem :)

      Na temat panów sie nie wypowiem, mój obraz Dicka (:D), to gość z zaburzeniami psychicznymi.

      Usuń
  3. p.s. a za najwybitniejszego polskiego pisarza uważam S.Lema, po prostu taki mam gust :P :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeee, napaliłam się na "Solaris" jak szczerbaty na suchary, no i wyszło tak, że przy dialogach sarkałam. Staszku, Stachu, Stanisław ... kiedy Ty ostatnio z kimś rozmawiałeś? - tak sobie myślałam, nie przeczę.

      Usuń
    2. "Solaris" był dla mnie książką trudną, ale przyznam, że ostatni raz ją czytałem jako małolat z młodszej podgrupy, taki, co to nie jest jeszcze "barely legal", choć rości sobie do tego pretensje, a w tym wieku są nieco inne oczekiwania od literatury /nie tylko SF/, przynajmniej ja tak miałem... w moim prywatnym rankingu lideruje dystopia "Powrót z gwiazd"... a skoro o niej mowa, to jakoś tak wczoraj zrobiłem sobie powtórkę z "Miejsca na Ziemi", to taki jakby suplement trybutalny autorstwa Marka Oramusa, którego akcja dzieje się kilka tam lat później...

      Usuń
    3. Moim pierwszym spotkaniem z Lemem były "Bajki robotów". Postacie miękkich, galaretowatych przybyszów wzbudziły we mnie drżenie, gdy odkryłam, że to o mnie :D

      Usuń
  4. Przygoda z literaturą zmienną może być. To jakby dojrzewanie człowieka. Czy we właściwym kierunku, tego już nie potrafię ocenić, niemniej podoba mi się wypowiedź Tokarczuk. Już dawno powinniśmy dojść do wniosku, że nie każda literatura jest dla każdego, przy czym wcale strzecha nie musi być tym właściwym kryterium.
    Nie dalej jak w niedzielę odwiedził mnie kumpel i jakby od niechcenia zaczął przeglądać tytuły książek z mojej biblioteczki. Padły dwa spostrzeżenia wyrażające zdumienie: „nie masz żadnej powieści?” (mam, ale to ze cztery tytuły które dostałem w prezencie) oraz „O! Widzę też autorów w koloratkach” (wie, że jestem nieprzejednanym ateistą). Nie bardzo wiedziałem jak zareagować bo ten kumpel pracuje w bibliotece uniwersyteckiej. Łatwo przy nim wyjść na głąba.

    Filmik przecudnej urody ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, bo to wiesz, jak nie wiesz, jak słowa zdefiniować? Idiota, czyli kto? A strzecha, czyli co? Tokarczuk chłopa pańszczyźnianego nie lubi, człowieka pracy gnębi? Widziałam, że odpalił u Ciebie ten temat w dyskusji pod postem o innej tematyce (ach ci komentujący, jak oni subtelnie piszą o tym, o czym sobie już tekst w głowie ułożyli;)), ale że nie lubię się wcinać, nie śledzę wątku.

      Oboje jesteśmy już w takim wieku, @DeLu, że wychodzenie na głąba przed kimkolwiek nie musi nam przeszkadzać. Bo po co? Za 100 lat i tak nikt nie będzie pamiętał. Zamierzam pożyczyć od wierzącej znajomej ekstatyczne pisanko Faustyny Kowalskiej. Jak to świadczy o moim ateizmie? :D

      Usuń
  5. Wcale mnie nie oburzyło to zdanie Olgi Tokarczuk. Powiedziała tylko prawdę. I to zabolało tych, którym język literatury i konteksty (zwłaszcza szerokie) są dość obce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @FrauBe, szerokie konteksty są mało znane całkiem sporej rzeszy moich znajomych, a nie każdy jest tak cierpliwy, jak mój mąż, który lubi się dowiadywać nowych rzeczy. Mimo wszystko jednak w prawdziwym życiu nie dzielę znajomych na ludzi, którzy czytają i nie czytają ze zrozumieniem Tokarczuk. Moja mam np. nie czyta. Nie wymieniłabym na inną.

      Usuń
    2. Ale tu nie chodzi o czytanie li i jedynie Tokarczuk.

      Usuń
    3. @FrauBe, tak zrozumiałam. Niemniej, znam ludzi nieczytających w ogóle, których bardzo lubię. Dla mnie reakacja na wypowiedź Tokarczuk jest probierzem. Są ludzie, którzy myślą, że to o nich. I gdy tak myślą, prawdopodobnie mają rację :)

      Usuń
  6. Zgadzam się z Olgą Tokarczuk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli wyraziła głośno Twoją myśl.

      Usuń
    2. Tak. Nie rozumiem jak można nie czytać? I nie chodzi tu o książki O. Tokarczuk.

      Usuń
    3. @anonimowa72, można, ze statystyki wynika, że żyje tak spora część społeczeństwa. Żyje i dokonuje wyborów.

      Usuń
  7. Uważam, że tak cały szum, jak i gównoburza wokół wypowiedzi Tokarczuk wynikają z wysoce spersonalifikowanej interpretacji, a największy lament podnieśli ci, którzy poczuli się dotknięci, czyli podskórnie czujący, że być może oni się łapią do kategorii tych, którzy z literaturą mają tyle wspólnego, co ja z astronomią. Znaczy się, czytać potrafią.
    Inna sprawa, że Tokarczuk odbieram jako kobietę, która nosi w sobie tęsknotę do odpłacenia pięknym za nadobne, co bardzo ładnie każdy mógł zauważyć w ekranizacji "Prowadź swój pług przez kości umarłych". Po filmie też gównoburzę podnieśli ci, którym autorka podsunęła wizję, że za ich podłości ktoś może im na ziemi, TEJ ZIEMI, odpłacić tak, jak na to zasługują - w imieniu słabszych - a jak jeszcze tym kimś okaże się niemłoda kobieta, to łochocho..., wielka kupa w majtach Polaka-cebulaka pewna.
    Oczywiście nie wiem, kogo autorka miała na myśli, ale mogę postawić hipotezę używając empatii i projekcji. Zdarza mi się użyć słowa idiota, choć już chwilę po użyciu wiem, że to duże uproszczenie, często wykraczające nawet poza moją definicję idioty. W odniesieniu zaś do czytelnictwa, zauważam zjawisko osób, które akurat utworu nie czytały, ale pragną się na jego temat wypowiedzieć (pamiętam jakiś program publicystyczny, gdzie Bosaka krytykującego Masłowską skonfrontowano z autorką na wizji i na żywo, a delikwent przyznał, że nie czytał, ale i tak się czuje uprawniony do krytyki, bo gdzieżby cebulak przyznał się do błędu). Mało tego, w tej grupie zawiera się szczególna podgrupa: nieczytających wcale, ale uważających, że to ich wcale nie upośledza intelektualnie. I sądzę, że to ich autorka miała na myśli. Spokojna głowa: UPOŚLEDZA, UPOŚLEDZA (to moja prywatna ocena).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. upraszczając werbalnie: zaistniała gównoburza z powodu ksobności, cechy /a dokładniej wady, nie bójmy się oceniać/ bardzo częstej u ludzi...
      p.jzns :)

      Usuń
    2. p.s. a najbardziej rozbawiły mnie reakcje na te "strzechy"... jako (nowo)wieśniak też powinienem zawinąć focha, tylko problem w tym, że w ogóle mi to nie przyszło do głowy, LOL...

      Usuń
    3. @Wolandzie, tak myślę, że to interpretacja skierowana "na się" boli. Nie jestem wprawdzie pewna jeśli chodzi o panią od terfów (Maja Staśko, której TT jest często cytowany przy okazji tej imby), bo uważam, że ona ma o sobie mniemanie wysokie i porusza temat z innego powodu: żyje gównoburzą i chce być opiniotwórcza. Ale generalnie oburzyli się nieczytający, którzy się teraz tłumaczą, że już już by przeczytali OT, już się za książkę brali, już ją wąchali (przez ostatnie 3 lata), ale teraz to nie ma bata, bo na pewno nie przeczytają. Inni dorośli ludzie odkrywają po raz kolejny, że twórca różni się od swojego stworzenia. "Głębokie" przemyślenie, szczególnie jak się dobiega pięćdziesiątki, albo ją przegania. No to teraz można już zacząć myśleć o bardziej skomplikowanych rzeczach, n'est-ce pas?).

      I tu przejdźmy do odpłacania pięknym za nadobne. Dwie czy trzy osoby, które teraz jadą po Tokarczuk w sieci, bo jest pełna pogardy, jechały po niej i poprzednio, bo niepolska, bo kłamie, bo przereklamowana, bo głupia itd., przy czym nadal oczekiwały od OT wyimaginowanego szacunku, czy też "szanowania się". Czyli "ja mogę zdjąć brudne majty i nasrać ci na głowę, ale ty nie możesz zrobić tego samego". No i prosze. Niespodzianka! OT też może mieć brudne majty i też może komuś nasrać. Czy jako czytelniczka OT powinnam się czuć urażona tym faktem?

      Usuń
    4. @PKanalia, Ty to potrafisz uprościć ... "z powodu ksobności, cechy", weź się nie wywyższaj, normalnie mów, inteligenciku jeden :D

      Strzechy i bingo! Szach-mat, nie? No i co ja teraz zrobię, co zrobię? Wprawdzie mój dom strzechą nie był kryty, ale dom pradziadków tak, czyli to o mnie, wiadomo, od genów nie uciekniesz. Wniosek: OT mówiła o mnie i teraz muszę odczuwać dyskomfort z powodu jej pogardy wylewającej się w kierunku analfabetyzmu moich przodków. Na razie to wypieram, ale po wpisie jakiegoś blogera na pewno lepiej zrozumiem na czym polega głęboki konflikt moralny odczuwany teraz przez każdego NORMALNEGO Polaka.

      Usuń
    5. tą "ksobność" już mi ktoś zdążył wytknąć na moim forumie, bo z tego wszystkiego skrobnąłem coś u siebie na temat tej całej historii /podobno odrobina stadnego odruchu nie szkodzi/... ale cóż... jak śpiewa pani Mania Awaria, są ładne słowa i brzydkie... "ksobność" jest u mnie ładna, a ja lubię, jak jest ładnie :)

      Usuń
  8. Jak zwykle zadziałał efekt chwytliwych tytułów w serwisach, czytanie po łebkach artykułu (jak już ktoś otworzył) oraz kuli śnieżnej, bo niektórzy musieli od razu wylać wiaro pomyj na panią Tokarczuk w każdy dostępny sposób. Jak dla mnie sprawa jest prosta, nie chcę czytać, nie chcę itp. to nie czytam. Tak samo jest z komentowaniem czyichś wypowiedzi, wyjęte często z kontekstu mogą nabierać znaczeń takich, jakie chce im ktoś nadać, a nie wynikające z intencji autora.

    Też chodzi o szybkość dostania się do lekarza. Bo lekarka zaleciła test. Jakoś nie wyobrażam sobie robić sobie testu za każdym większym kichnięciem, wzrostem kataru itd. Zwłaszcza, że mam alergię i teraz to ciężko rozpoznać skąd biorą się objawy.

    Pozdrawiam!
    https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie rozczuliły komentarze jadące po OT u osób, które już wcześniej po niej jechały, ale na potrzeby wypowiedzi dotyczącej aktualnej imby przypominały sobie, że właśnie chciały ją przeczytać, ale teraz to już na pewno nie będą :D Cóż, co się z tego pośmieję to moje.

      Testy antygenowe są u nas w normalnych sklepach. W związku z tym sytuacja w której ktoś z osób z nami mieszkających już ma covida, a my jeszcze kilka dni chodzimy z kaszlem dumając czy to też covid, podczas gdy odpowiedź na pytanie można zdobyć po 15 minutach, byłaby w Irlandii odebrana jako mocno dziwna.

      Usuń
    2. Jakoś nie śledzę z uwagą tego typu afer nakręcanych nie wiadomo po co. Tak samo jak dziś naśmiewano się w TVP Info z posłanki PO, która w debacie o CPK (wymyślonym wielkim lotnisku istniejącym na papierze) użyła skrótu PCK. W sumie i o tym warto by było porozmawiać, po tym jak pani Zalewska kombinowała z darami na ten cel.

      U mnie akurat kaszel i inne objawy rozwinęły się po paru dniach od powrotu Rodzicielki. Teraz jednak już wiem, że nadal mam wirusa w sobie (znaczy wysoce prawdopodobnie raczej). Poza tym testów nie widziałem w sklepach (a wcześniej były, zimą i na jesieni).

      Usuń
    3. @PiotrPiętowski, telewizorni w Irlandii nie odbieram. Moim źródłem są najczęściej ... inne blogi i blogerzy, to im zawdzięczam inspiracje do rozmyślań ;)

      U nas testy można kupić cały czas, a rozmowa o tym, że "może" ma się covida byłaby w Irlandii raczej niezwykłym zjawiskiem. Tutaj reakcją drugiej osoby jest "zrób test". Bo faktycznie, po co snuć domysły, kiedy można wiedzieć?

      Usuń
    4. Ja najwięcej tematów do rozmyślań łapię przed snem. Tylko nie chce mi się wstawać i zapisywać na przykład. Dlatego znikają. Albo stają się nieaktualne dość szybko, tak jak rozmyślania ostatnie dlaczego transfer R. Lewandowskiego wzbudził takie emocje. W końcu to właściwie jedynie zmiana pracodawcy.

      Teraz w Polsce testy chyba tylko w aptekach są. Wcześniej były w sieciówkach.

      Usuń
    5. @PiotrPiętowski, zdarza mi się często, że mam jakiś temat, a jak się z nim prześpię, to go nie mam, bo już nie jest interesujący :D O Lewandowskim coś tam słyszałam, ale piłka nożna mnie nie interesuje.

      Gdziekolwiek by te testy nie były, przez ostatni rok zdarzało mi się czytać "głębokie" rozważania, czy to covid, czy nie covid. Zazwyczaj sobie myślałam, "człowieku, zrób test i przestań już nudzić". Wiem, nieuprzejma bywam w swojej głowie ;)

      Usuń
  9. Kiedyś zabrałem się za studiowanie umowy z dostawcą energii elektrycznej. Przez dwa zdania udało mi się przebrnąć, dalej nie dałem rady... Nie cierpię literatury, której nie potrafię zrozumieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to ... jest zrozumiałe. Przy braku rozumienia szybko spada motywacja do kontynuowania działania.

      Usuń
    2. no, nie wiem... niejaki Szajba /zwany też Świrusem przez innych tłumaczy/ nie rozumiał, jak działa jego czołg, nawet nie wiedział, co tam jest w środku, pod maską silnika, mimo to był bardzo zmotywowany do jeżdżenia i strzelania...

      Usuń
    3. Piotrze... Ja korzystam z energii elektrycznej chociaż nie mam pojęcia dlaczego naliczają mi jakieś opłaty stałe. Czy to oznacza, że mogę liczyć na złoto dla zuchwałych?

      Usuń
    4. @PKanalia, miałam na myśli rozumienie, które jest nam do czegoś potrzebne, rozumienie, którego oczekujemy, które wpływa na postępy w naszym działaniu. Jak rozumiem, rozumienie Szajby było wystarczające do tego, aby odpalić czołg, jeździć i strzelać ;)

      Usuń
  10. ech już nie mam siły, na swoim blogu obszernie pisałam i cytowałam wywiad i bardzo dobry komentarz redaktora J. Sosnowskiego, na blogu Jaskółki sie wdałam w przepychanki słowne ... TAK< ZGDZAM SIE z Olgą. Tak rozumiem jej słowa dosłownie i między wierszami i sie zgadzam, tak jak miała rację w tym zdaniu: "Wymyśliliśmy historię Polski jako kraju tolerancyjnego,otwartego,jako kraju,który nie splamił się niczym złym w stosunku do swoich mniejszości.Tymczasem robiliśmy straszne rzeczy jako kolonizatorzy,większość narodowa,jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów." i wtedy to nie była gównoburza jak teraz, wtedy jej autentycznie grożono i zapewne byli to rodacy, którzy perfekcyjnie znają historię i potrafią godzinami o niej rozmawiać, bo czytają dobrą literaturę...
    co zaś wzgledem muzyki - to jest muzyka i disco polo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to zajmuje Twoje czy moje siły zupełnie niepotrzebnie (no dobra, moich aż tak nie zajmuje, napisałam post na bloga, bo domyślałam sie, że to jest dobry temat, ale prawdę mówiąc ja nim o nic nie walczę, swoje zdanie o rozwarstwieniu społeczeństwa ze względu na używanie rozumu mam od dłuższego czasu i myśl wypowiedziana przez OT go nie zmieniła). Jest to bardziej młyn na wodę dla osób, które są programowo przeciw OT z uwagi, że jej nie czytają, bo od razu wiedzieli, że tak będzie. Poza tym niejaka Maja Staśko, która zaatakowała OT, taki ma styl uprawiania "dziennikarstwa" (żyjąc z imb). Niewiele się od niej dowiesz, za to usłyszysz wiele słów. Pamiętam Ibisza Krzysztofa z lat 90-tych, więc mam wyłącznie uraz do tego typu histerii.

      Usuń
  11. wessało moj komentarz (((( poszukaj bo drugi raz mi sie nie chce. teatralna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarze moderuję, więc wszystko kiedyś gdzieś się znajduje :)

      Usuń

Bardzo proszę NIE komentuj jako Anonim.
Nie toleruję spamu i wulgaryzmów. Komentarze są moderowane, więc take your time. Jeśli uporczywie piszesz nie na temat, w końcu zrobi Ci się przykro. Mam doktorat z rugowania trolli i jęczybuł
***

Please, DO NOT comment as Anonymous.
Talk sense. Spam messages and filthy language won't be tolerated. I have a PhD in silencing trolls & crybabies (summa cum laude)