Najlepsi jesteśmy podobno. Ta najlepszość wyskoczyła Irlandii w rankingu odporności na covid Bloomberga (Covid Resilience Ranking). Wg tego, co można przeczytać w the Irish Times, kraj od początku roku (gdy miał najgorsze z możliwych statystyk) konsekwentnie wydobywał się z kłopotów. W tej chwili ponad 90% dorosłej populacji Irlandii jest w pełni zaszczepiona i pomimo tego, że od wielu tygodni liczba pozytywnych testów wynosi ponad tysiąc i nie wygląda jakby miała maleć, nie przewiduje się ograniczeń swobód poza zwykłymi przepisami dotyczącymi bliskiego kontaktu. Szpitale i szkoły działają w normalnym trybie, w budynkach użyteczności publicznej i środkach komunikacji nosimy maseczki, restauracje i inne ośrodki kultury wymagają okazania paszportu covidowego, ale ponieważ przepis był od początku konsekwentnie egzekwowany, nie budzi takiej sensacji, jakiej mogłabym oczekiwać po przeleceniu się chyłkiem po polskojęzycznych mediach społecznościowych. Wszystko jest oczywiście możliwe, jak to w życiu. Na razie wróciłam na studia w Polsce korzystając z tego, że covidowa sytuacja w matczyźnie jest niestabilna. Studia online to dla mnie cymes. Wiem, że są ludzie, których to wykańcza, ogranicza, frustruje. Ja mam inaczej — rozkwitam.
Jesień wchodzi tutaj w swoją zwykłą fazę. Na tarasie naszej wsiowej kawiarenki zamontowano szklane osłony, żeby w jesienne dni można było spokojnie pić kawę na świeżym powietrzu, z widokiem na morze. Tak właśnie planuję poranne spacery w dni wolne — kawa na pustym tarasie, morze poza sezonem, bez tłumów, tylko z lokalesami.
Jeszcze w sierpniu zmarł Charlie Watts, perkusista Stonesów. Pamiętam, że w LO gość od histy próbował nam przekazać prawdę o wspaniałości tego zespołu. Nie byłam wówczas gotowa, choć jako klasowy outcast słuchałam oczywiście nie tego, co wszyscy. W tamtym czasie Stonesi wydawali mi się niebotycznie starzy, nie to, co Jim Morrison 😀. Śmierć Charliego uświadomiła mi, że filozof Jagger skończył w tym roku 78 lat i właśnie wrócił do życia w trasie. Słuchamy ich sporo z Kraciastym podczas naszych podróży samochodem, i bawimy się w związku z tym w wymyślanie różnych dialogów takich jak: Co robi Twój dziadek? Bo mój pojechał w trasę koncertową z chłopakami. Grają rocka. Wydaje mi się, że niektórzy mają tego życia w życiu trochę więcej i nie zrzucałabym wszystkiego na niesprawiedliwość losu — samoograniczanie się i autocenzura mają w tym jednaki udział. Sama nie czuję się pokrzywdzona, zrobiłam akurat tyle złych rzeczy, żeby w sumie było dobrze 😉.
Co studiujesz? Może wiedziałam, ale zapomniałam
OdpowiedzUsuńSpychologię :D
UsuńTak naprawdę liczy się życie codzienne, tematy covidove są już ograne, choć u nas na okrągło teraz wałkowany jest temat zamknięcia szkół, jakby na to wszyscy czekali.
OdpowiedzUsuńNie powiem, starsi uczniowie o tym wręcz marzą.
Studia dla własnego rozwoju jak najbardziej, ale obserwuję z kolei rozrost różnych pseudo firm oferujących szkolenia za ciężkie pieniądze, a efekt takowych psu na budę zda się.
Liczy się życie. A zamykanie szkół to ciekawy temat i przyczynek do dyskusji ze szczekaczami, którzy mają nauczycieli za nic :) Czytam też o braku młodych kadr — chyba ktoś tu w końcu idzie po rozum do głowy.
UsuńRozwój rozwojem, mnie interesuje zwieńczenie konkretnego kierunku, który porzuciłam przez rozproszenie. Sporo jest zbędnych szkoleń, które się robi, żeby szkoleniowcy mieli pieniążki (i jestem to nawet w stanie zrozumieć z punktu widzenia szkoleniowca).
"fizyczny" to serce, czy wręcz jądro każdej kapeli rockowej... kapela może mieć swojego lidera i swojego frontmana /to mogą być różne osoby/, ale bez fizycznego na poziomie "ten pociąg nie pojedzie", mimo że ów zwykle skryty jest za garami... jako że fizyczny najbardziej musi dbać o formę, tedy siłą rzeczy zwykle prowadzi najbardziej higieniczny tryb życia, bez ryzykownych zachowań... taką też opinię miał Charlie Watts i wydaje mi się to normalne, naturalne...
OdpowiedzUsuńrzecz jasna fizyczny może być też zakręcony, porąbany na maksa, ale forma w jaki sposób to realizuje jest zupełnie bezpieczna... po porządnej sesji walenia w bęben nie ma się kaca na drugi dzień, co najwyżej zakwasy w tkance mięśniowej, bo udział fizycznego w ewentualnym after party po koncercie jest zwykle symboliczny...
p.jzns :)
Ciekawie opisałeś Wattsa. Chociaż nigdy nie byłam fanką na tyle zdeterminowaną, by chłonąć wieści o członkach zespołu, taki właśnie miałam obraz ich bębniarza. Spokojny gość grający w kapeli rockowej, bo na tym się dobrze zarabia. A potem już można grać, jazz, rysować i kupować konie :D
Usuń