niedziela, maja 02, 2021

Wolność?

Ostatnio spisaliśmy się w spisie powszechnym — oboje jesteśmy zameldowani w Polsce, mój Kraciasty nawet pomimo tego, że mieszka w Irlandii od kilkunastu lat. Dlaczego jesteśmy zameldowani? Nie poświęcałam temu zbyt wielu myśli, osobiście nie chciało mi się kiwnąć palcem, aby poinformować urząd gdzie jestem i co robię, uznając informację zwrotną o zakończeniu płacenia podatków za wystarczającą. Do spisu powszechnego zasiadłam za to przed komputerem szybciutko, z jednym podstawowym punktem do radosnego odhaczenia: bezwyznaniowością.

Rozmawialiśmy dzisiaj z przyjacielem, który tak jak my mieszka w Irlandii. Gość z katopolo regionu Polski, na dodatek z miasta urodzenia Wielkiego Higienisty, powiedział co poczuł przeprowadzając się do kraju, gdzie odkrył zelżenie familijno-państwowych nacisków — natychmiast wyzwolił się z obowiązku chodzenia do kościoła, interesowania się polityką i wyborami. Z partnerką rozmawia po angielsku, więc dzieciaki nie używają w zasadzie języka swoich dziadków, a wolny czas poświęca na pasje (m.in. wędrowanie, stąd miła jest nasza z nim zażyłość) nie kłopocząc się tym, co robi sąsiad. Brzmi jak egoizm? Od dłuższego czasu przedefiniowuje się niespostrzeżenie moje pojęcie wolności, blaknie to, co "należy", wyimaginowane godności stają się w moich oczach coraz mniej wartościowe odsłaniając swe relatywistyczne, historyczne, lokalne podbrzusze.

12 komentarzy:

  1. No popatrz. Ty, mieszkanka Irlandii, już się spisałaś, a ja bytujący w Polsce nie mogę. Z powodu braku miejsca zameldowania (sic!) A dalej internetowa strona mnie nie przepuści…

    A co do wolności, akurat się tu w pełni z Tobą (i tym przyjacielem) zgadzam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawy wątek z tym brakiem zameldowania. Jeśli jest sie zameldowanym, trzeba się spisać, ale jeśli Ty nie jesteś zameldowany (hugh?), to ... trza czy nie trza?

      Po naszym przyjacielu widać, jaką formę może przybrać funkcjonowanie w kraju, gdzie obywatel jest na pierwszym miejscu, a społecznictwo nie jest obowiązkiem koniecznym do łatania rosnących jak grzyby po deszczu dziur systemu. Zmianę w świecie trzeba zacząć od siebie, i ten człowiek to właśnie robi — jest uczciwy, pomocny, obecny w życiu swoich dzieci.

      Usuń
    2. Spisać się trzeba, to nie tylko obywatelski obowiązek. Kuriozum tego zderzenia ze spisowym formularzem polega na tym, że dziś nie ma obowiązku bycia zameldowanym (kiedyś to było karalne). Ja przyznaję, miałem z tym trochę problemów (bank, ZUS, sieć komórkowa), ale w końcu zgodzono się na adres do korespondencji, co nie jest równoznaczne z meldunkiem. Przyznam też, że trochę w tym mojej przekory, bo sytuacja jest na swój sposób zabawna. Niemniej jak Twój przyjaciel, zaczynam widzieć wolność inaczej. Tym bardziej, że nazwisko* zobowiązuje...

      * Nazwisko brzmi Wolny ;)

      Usuń
  2. Nigdy chyba nie będę się czuła wolna, zwłaszcza na emeryturze i z naszą służbą zdrowia w perspektywie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, że gdy byłam nastolatką, idea wolności była dla mnie i moich znajomych niezwykle ważna (oczywiście każdy miał własną jej definicję). Wszyscy pisaliśmy w wypracowaniach, że chcemy być wolni. Skoro była tak ważna, to porównując teorię z praktyką, jest to też idea najbardziej odrzucona, bo wielu, zbyt wielu, czuje tak, jak Ty.

      Usuń
    2. Bo wolność w jakiś sposób wiąże się z poczuciem bezpieczeństwa obywateli , a na to nie można liczyć...

      Usuń
    3. To prawda, w Polsce trudno uciec od dramy i wojennego stanu umysłu.

      Usuń
  3. Mnie zawsze boli, kiedy rodzic odbiera możliwość łatwego przyswojenia rodzicielskiego języka. Znajomość języków też daje wolność.

    Rzeczywiście, trzeba pracy, żeby uwolnić się od głosów w głowie, co trzeba robić a czego nie wolno. Żeby zacząć samemu decydować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znajomość języka to bogactwo, a czy w tym przypadku rodzic odbiera możliwość przyswojenia rodzicielskiego języka? Nasz przyjaciel z nami rozmawia po polsku i angielsku, dzieci jeżdżą do dziadków, gdzie słyszą tylko język polski (oczywiście u jednych, bo u drugich słyszą inny jeszcze język, na dodatek niesłowiański). Nie widzę tu odbierania możliwości, jest wybór.

      Czasami wystarczy tylko "brak nadzoru". Dlatego kościół i rodziny konserwatywne z taką zgrozą myślą o emigracji i próbują tworzyć bańki kontroli i spaczonych informacji za granicą.

      Usuń
    2. w żargonie psychoanalizy można mówić o przejęciu przez ego władzy od superego, powierzając temu drugiemu rolę co najwyżej organu doradczego...
      to ważny punkt w rozwoju człowieka... ja miałem łatwo, bo stało się to u mnie już "za dzieciaka", ale im później, tym trudniej i faktycznie trzeba pracy nad tym, pod warunkiem, że wpadniemy na taki pomysł, bo bywają ludzie, których superego rządzi aż do końca...
      p.jzns :)

      Usuń
  4. ja spis powierzyłem bratu /ten sam budynek i adres zameldowania/, system pozwala spisać się za kogoś, gdy zna się jego pesel, on lubi wypełniać takie rubryczki, a w spisie głównie chodziło o dane mieszkaniowe, sprawdzalne zresztą, więc nie sensu ich fałszować... zapytał mnie tylko o te dodatkowe duperele, jak związek: kazałem mu odznaczyć, że nie jestem w żadnym /skoro związek jest nierejestrowany, to jestem konsekwentny/, zaś w pytaniu o związek wyznaniowy skłamałem i podbiłem statystyki zaprzyjaźnionym rodzimowiercom...
    tu uwaga: ankieta nie pyta o wyznawaną religię, tylko o przynależność do związku wyznaniowego, do której respondent się poczuwa, z którym się identyfikuje... tym samym własnowiercy /jeśli chcą odpowiadać/ mają kłopot: mogą odznaczyć "do żadnego" wpadając do jednego worka z osobami areligijnymi, albo odznaczyć "inne" z racji przynależności do jednoosobowego, nierejestrowanego związku wyznaniowego...
    tak swoją drogą, to ciekawi mnie, jakie będą oficjalne wyniki z racji ankietowania się przez net, czy wyjdzie jak zwykle, niczym w wyborach za czasów PRL, że ponad 90% ludzi to katolicy - członkowie K.Rz-kat.? :P :)
    ...
    co do wolności (za granicą), to kiedyś miałem tak, że czułem się bezpieczniej, niż w kraju rozmawiając po polsku z drugim Polakiem, bo nikt nas nie rozumiał i nie mógł podsłuchać... od dawna to jest już dla mnie bez znaczenia, bo właściwie wszędzie czuję się bezpiecznie, ale pamiętam, jak to było wtedy...
    no, ale zaraz, gdzie tu wolność?... łącznik jest taki, że jedna iluzja /poczucie bezpieczeństwa/ ma duży wpływ na drugą iluzję /poczucie bycia wolnym/, bez tej pierwszej trudno mówić o tej drugiej...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja mama spisywała rodzinkę, ja dorzuciłam szczegóły od siebie mając oczywiście świadomość tego, co zaznaczyłeś, że w spisie jest pytanie o poczucie przynależności, a nie o przynależenie formalne.

      Przyznam, że nigdy nie miałam poczucia bezpieczeństwa (braku podsłuchiwania) mówiąc po polsku za granicą (mam tu na myśli w szczególności okres, gdy jeszcze nie byłam na emigracji). Jest to prawdopodobnie związane z tym, że miałam kilka przypadków, gdy strasznie mi było wstyd poziomu konwersacji, których sama jako turystka byłam świadkiem — schamiona rodzinka z wrzaskliwym dzieckiem w Kanadzie okazywała się polska, towarzystwo męskie-knurskie, pokwikujące przy innym stoliku za kobietami w Meksyku okazywało się Polakami. Nie wiem skąd w Polakach za granicą poczucie, że nikt ich nie rozumie. Nie znacie dnia ani godziny ;E

      Z filozoficznego punktu widzenia można mówić jeno o iluzji, zgadzam się. Ale te iluzje są ważne dla całokształtu odbioru świata, naszego spokoju, gotowości do działania, tworzenia dobra i jak widać, choć to tylko iluzje, nie powstają na zawołanie.

      Usuń

Bardzo proszę NIE komentuj jako Anonim.
Nie toleruję spamu i wulgaryzmów. Komentarze są moderowane, więc take your time. Jeśli uporczywie piszesz nie na temat, w końcu zrobi Ci się przykro. Mam doktorat z rugowania trolli i jęczybuł
***

Please, DO NOT comment as Anonymous.
Talk sense. Spam messages and filthy language won't be tolerated. I have a PhD in silencing trolls & crybabies (summa cum laude)