
(Twinings) rooibos & honey with essence of spiced fig.
Location: Slieve Foy, Co. Louth.
Time: yesterday after 3 pm.
Location: Slieve Foy, Co. Louth.
Time: yesterday after 3 pm.
Można siebie zapytać na cholerę człowiek się tak męczy — dzisiaj boli mnie każdy mięsień. Święto Patryka spędziliśmy wlokąc się w trójkę po górach, ze Stanleyem w plecaku, a nawet dwoma. Jeszcze mi szumi w głowie, może to górski wiatr, może wspomnienie miniudaru, który mi strzelił po drodze.
***
Chciałam coś napisać o pandemii i nawet zabrałam się za szukanie liczb, ale utknęłam na artykule o mobbingu na wrocławskiej AST. Zadumałam się nad tym jak to widzi oskarżona kobieta — nie mam wątpliwości, że jest zdumiona, przekonana, że wszystko robi najlepiej i wcale nie ma pupilków, a teraz to pokolenie takie wydelikacone jej nie docenia, bo za dobra jest i generalnie ludzie za dobrze teraz mają, chociaż to dawniej było lepiej. Zmęczona jestem, ale możemy o tym pogadać, jeśli chcecie.
po co człowiek tak się męczy?... żeby być lepszym... od razu jednak trzeba wyjaśnić, że owo "być lepszym" nie oznacza żadnej oceny przez kogoś tam (zwykle kompletnie nieistotnego), tylko to taki skrót od "lepiej czuć się ze sobą i światem /co w sumie na jedno wychodzi/, nawet jeśli nie teraz, to nieco później"... ale tego nie pojmują ludzie, którzy każdy ból postrzegają jako "zuooo", bo nie pojmują sami siebie, a zwłaszcza swojego ciała...
OdpowiedzUsuń...
tej sprawy na wrocławskim AST nie znałem, ale słyszałem niedawno o innej historii:
https://www.spidersweb.pl/rozrywka/2021/02/09/pawel-passini-molestowanie-aktorek-przemoc-oskarzenia/
słuchając radiowej rozmowy na ten temat usłyszałem, że ponoć relacje międzyludzkie w polskim teatrze /rozumianym jako pewne środowisko/ są "nie tak" w ogólności i jest sporo innych przykładów na to, ale za małą mam o tym wiedzę, żeby wejść w głębsze pogadanie...
p.jzns :)
W pierwszym temacie oczywiście się zgadzam. Zawsze po takim wyjściu czuję się "źle ale dobrze", choć nie jest fanką masochizmu ;)
UsuńNie każdy ból jest od razu złem, chociaż z drugiej strony nie mitologizuję spraw związanych z kontrolą bólu w duchu newageowskich popierdułek. Ból potrafi naprawdę uszkodzić, może też aktywować depresję, i wbrew temu co serwują nam lekarze, gdy stają oko w oko z pytaniem o eutanazję w kontekście ucieczki przed cierpieniem, nie każdy ból i niewygodę medycyna, także "niekonwencjonalna", potrafi usunąć. Jest granica wszystkiego.
Myślę, że relacje nauczyciel-uczeń, w szczególności, gdy mamy do czynienia z nauczycielem 40+ (a więc urodzonym przed 89 rokiem), łatwo mogą być nie tak nie tylko w szkołach artystycznych. Mówimy o ludziach z przeszłej epoki, którzy często dostawali wpierdol w ramach metodyki nauczania (wpierdol może być także psychiczny). Można uczyć inaczej niż nas uczono, można też żyć inaczej, niż żyło wcześniejsze pokolenie. Ale oboje wiemy, że nie każdy korzysta z tej wolności wyboru. Bardzo często wnosimy to zawodu cudze złe praktyki.
masochizmu do tego nie mieszajmy, ma on miejsce wtedy, gdy w umyśle coś się przestawi na odwrót, w efekcie czego przyjemnie jest wtedy, gdy jest (jakoś tam) przykro...
Usuńból postrzegam jako informację, że w organizmie coś się dzieje nie tak, ale warto wiedzieć, na czym detalicznie owo "nie tak" polega, o czym konkretnie ten ból informuje... na przykład ból mięśni po treningu siłowym, popularnie nazywany efektem tzw. "zakwasów" w istocie oznacza mikrouszkodzenia włókien mięśniowych, które organizm wnet naprawi, do tego z pewnym nadmiarem, zaś w efekcie mięsień stanie się większy i mocniejszy /pod warunkiem dostarczenia mu białka w jedzeniu, ale to już osobna sprawa/... czyli taki ból oznacza, że porządnie trenowaliśmy, że ćwiczenie będzie działać, przyniesie spodziewany efekt... ale z kolei mogła się zdarzyć kontuzja, niepożądane uszkodzenie tkanki, przypadkiem lub w wyniku naszego błędu treningowego, o tym informuje inny rodzaj bólu i wiemy, że coś z tym trzeba zrobić... czyli mamy "dobry" ból i "zły" ból...
bólu używałem kiedyś narzędziowo po operacji biodra... dostałem wtedy cały pakiet leków przeciwbólowych z opioidami włącznie i dozowałem je sobie skromnie, jakby poniżej zalecanych dawek po to, aby nie zagłuszyć ewentualnego bólu za bardzo... jak że po zabiegu dostałem wtedy sporo zaleceń, jak się poruszać, co robić, czego nie robić, aby czegoś nie zepsuć, zaś gdybym wziął za dużą porcję leków, mógłbym zbyt śmiało się poruszać z marnym skutkiem być może... tymczasem przy mojej strategii ewentualny ból ostrzegał mnie zawczasu przed popełnieniem błędu...
ale bywa też ból (moim zdaniem) wyjątkowo "zły", kiedy de facto nic się nie dzieje nie tak i ów ból wprowadza nas w błąd, zaś jedyne "nie tak" dotyczy samego mechanizmu powstawania bólu... to już jest "wyższa neurologia", ale wiadomo z grubsza, o co chodzi...
...
rozumiem, że piszesz o efekcie "fali", czyli "mnie gnębiono kiedyś, to teraz ja gnębię"... mogło tak być, ale mogło też wynikać z jakichś innych cech osobniczych tej "mobberki" dyskwalifikujących ją jako nauczyciela, ale przegapionych lub interpretowanych jako "wymagająca", co bywa postrzegane jako zaleta...
tu mi się przypomina pewna anegdota: w pewnej szkole przyszedł do pracy nowy nauczyciel... na początku pierwszej lekcji przedstawił się klasie, dokonał pewnego wprowadzenia w dalsze zajęcia, po czym oświadczył:
"w każdej klasie zawsze jest taki uczeń, którego nie lubię, na którego potrafię się uwziąć, tutaj tym uczniem będziesz TY"... po tych słowach wskazał na ucznia z dość marną opinią "trudnego wychowawczo", który często uprzykrzał życie innym oraz nauczycielom w prowadzeniu zajęć... i stał się cud: nauczyciel "nie dotrzymał słowa" i nie mobbował tego ucznia, traktował go normalnie, jak innych, mimo to "łobuziak" jakby zmienił swoje funkcjonowanie, na lekcji zachowywał się spokojnie, a po jakimś czasie zmianę dostrzegli inni nauczyciele na swoich lekcjach...
przychodzi na myśl szachowe przysłowie: "groźba bywa skuteczniejsza, niż wykonanie" :)
przyszło mi jeszcze do głowy, jak ludzie mogą sobie zrobić dobrze przy pomocy bólu, aczkolwiek nie jest to masochizm... papryczki chili jak wiadomo smaku raczej nie mają /niektóre odmiany bywają odrobinę gorzkie lub słodkie/, a to, co nazywa się smakiem "ostrym" nie jest tak naprawdę smakiem, bo nie mamy takich receptorów, a jedynie bólem odczuwanym w dziobie podczas jedzenia ostrych potraw... na akcję jest reakcja: wyrzut endorfin, naturalnych opioidów produkowanych przez organizm i w efekcie jest miło...
Usuńmechanizm trochę jak w kawale o gościu walącym się młotkiem po palcach, który odczuwał przyjemność, gdy ból przechodził...
Z drugiej strony "groźba jest tylko wtedy skuteczna, gdy jej spełnienie jest prawdopodobne" :)
UsuńZjawisko fali można postrzegać jako kontynuowanie "złych praktyk". W większości jako gatunek uczymy się poprzez obserwację i imitowanie. Fala występuje, gdy większość ludzi myśli, że musi tak być, bo po prostu tak się robi. Dodajmy do tego, że niektóre jednostki z natury swojej są bardziej konserwatywne, czyli skłonne do powtarzania zachowania, które kiedyś im pokazano, ponieważ im je pokazano. Z pozycji byłej nauczycielki mogę powiedzieć, że złe praktyki to jest coś, co starsze pokolenie pracowników przekazuje młodszym nawet nie proszone (sama na początku wysłuchałam opowieści, który uczeń w danej klasie jest zły, choć obiektywnie rzecz biorąc takie historie nie są nikomu przydatne, bo i uczniowie mają swoje indywidualne podejście do nauczycieli — to relacja w dwie strony, o czym chętnie jako dorośli zapominamy).
Informacyjna rola bólu jest bardzo wartościowa, czym innym jest zaś jego afirmacja. Cierpienie nie uszlachetnia.
na pewno cierpienie nie uszlachetnia, może co najwyżej zahartować psychicznie, uodpornić na stres, ale tu mamy do czynienia z rosyjską ruletką, bo równie dobrze może złamać, zniszczyć, a czasem jest jeszcze tak, że może uodpornić, ale przy okazji tak skasować psychikę, że ogólny bilans wychodzi na minus... fundowanie sobie przykrych doświadczeń w ramach treningu może być wartościowe, ale tylko do pewnego poziomu, niezbyt wysokiego zresztą, powyżej niego ten wspomniany bilans zwykle jest już ujemny... aczkolwiek bywają ludzie, którzy się poddają pewnym próbom, aby np. poznać swoje granice, niemniej jednak nie zmienia to faktu istnienia owej rosyjskiej ruletki, niezłym przykładem może być np. himalaizm, który jednych wzmacnia, drugich zabija...
UsuńRozeznanie w tym, co jest dla nas dobre czy złe, zdobywamy najszybciej przez doświadczenie. W tym sensie doświadczenie cierpienia może nam pewne rzeczy wyjaśnić. Ja np. dzięki kiepskiemu zwiazkowi mogłam unaocznić sobie za kogo nie chcę wychodzić za mąż (wcześniej wiedziałam to w mglistej teorii). Ale znam też przypadki, gdzie wdepnięcie w durnego faceta nie spowodowało u kogoś innego takich refleksji. Zgadzam się — na dwoje babka wróżyła.
UsuńPo co się człowiek tak męczy? Mnie to uszczęśliwia, mógłbym dość długo pisać dlaczego, a tak w skrócie, to po prostu gdy się zachwycam tym, czego doświadczam, czuję się również szczęśliwy.
OdpowiedzUsuńW sprawie wykładowczyni z AST: Zastanawiam się, czy takie osoby mają w szefostwie uczelni jakieś chody, czy też chodzi o swojego rodzaju niepisany układ: "My wiemy, że pracownik naukowy nie zarobi u nas kokosów, ale będzie mieć prestiż, a w dodatku będzie mógł robić co chce, a wszyscy inni pracownicy solidarnie będą milczeć". Nie wiem, bo nie mam żadnego punktu zaczepienia. Na Politechnice Warszawskiej spotkałem podobnego sadystę, a 15 lat później spotkał go mój brat. Podobno po uzyskaniu katedry Techniki Cieplnej zrobił się nieco znośniejszy, ale nadal przeginał. Nie znam ANI JEDNEJ osoby, która by go lubiła i miała za kogoś więcej, niż sfrustrowanego wała (z pracownikami naukowymi włącznie), a mimo to tkwi tam jak kołek w dupie Tuchajbejowego syna i uprzykrza życie kolejnym rocznikom i pokoleniom studentów.
My mielismy dwoch takich na studiach, ale ja akurat nie moglam narzekac, bo do mnie byli w porzadku. Jeden z nich dal nam swego czasu pewna porade, ze w podstawowce z nauczycielem zawsze sie w styuacjach konfliktowych wygra. W szkole sredniej jezeli bedzie sie mialo racje, bedzie sie tez mialo szanse na wygrana, na studiach zas nawet nie ma co probowac.
UsuńJak widac sytuacja sie zmienia.
"Po co się człowiek tak męczy? Mnie to uszczęśliwia, mógłbym dość długo pisać dlaczego, a tak w skrócie, to po prostu gdy się zachwycam tym, czego doświadczam, czuję się również szczęśliwy."
UsuńBrzmi jak afirmacja cierpienia:))
Tylko brzmi, bo nie chciałem przedłużać wypowiedzi. Z moją żoną Świechną rozmawiamy prawie non-stop, więc i wyjaśnień wielu nie potrzeba. Zmęczenie nie równa się cierpieniu, taki pierwszy z brzegu przykład, to seks - potrafi zmęczyć, ale jaką daje satysfakcję!
UsuńZazwyczaj miałem szczęście, tak do nauczycieli, jak do wykładowców, byli uczciwi i trzymali się zasad, dlatego tym bardziej zapamiętuję takich psychopatów, czy socjopatów jak wspomniany pracownik naukowy było nie było największej uczelni technicznej w kraju.
@Wolandzie, wystarczy, że spojrzę na Twoją twarz po takim marszu :) <3
UsuńPoruszasz kwestię interesującą, bo przecież nie każdy pracownik naukowy czy nauczyciel jest chamem, burakiem i odpadem atomowym. A jednak grono ludzi wykazujących normalne reakcje w interakcjach z uczniami/podwładnymi toleruje taką chamowatą jednostkę pośród siebie. Nazywam to zjawisko chamstwem, chociaż gdy przypomnimy sobie takie osoby z naszych własnych życiorysów, to pewnie niejednokrotnie właściwsze wyda się nam słowo "deficyt". To ludzie i relacje są pracą nauczyciela. W związku z tym zawód nauczyciela to wiedza + umiejętność współpracy z innymi. To drugie nie jest opcjonalne! Tymczasem do zawodu nauczyciela/wykładowcy ciągną zewsząd różne społeczne melepety traumatyzowane wcześniej przez własnych rodziców, prymusi z czerwonymi paskami, którzy nigdy nie wychodzili z szafy, albo osoby dobre w przedmiotach ścisłych, ale ze spektrum Aspergera. To nie jest dobry deal, nie tylko dla ucznia. Wykładowcy/nauczyciele bez umiejętności społecznych też się męczą.
przy takich dyskusjach nieźle jest doprecyzować, czy mówimy o cierpieniu przez duże "C", czy po prostu o mniejszej lub większej przykrości... choćby to zmęczenie: wydawać by się mogło, że samo w sobie miłe nie jest, ale mając na względzie inne korzyści zaistniałe przy okazji "męczenia się" lub dalsze zeń wynikające, to tego zmęczenia nie postrzegamy jako cierpienie, ani nawet jako drobną przykrość... zupełnie inną wagę ma zmęczenie katorżnika machającego łopatą w gułagu i poganianego lagą, tu już można poważnie mówić o Cierpieniu...
UsuńJa tam rozumiem męczenie się dopóki mi to sprawia przyjemność. Później nie ma zmiłuj się, nikt mnie do nadmiernego wysiłku nie zmusi.
OdpowiedzUsuńOdnośnie cytowanego artykułu. Wspomniałem u siebie, że byłem na spektaklu teatralno-operowym „Callas. Master class”. Dokładnie o tym samym. Ta Callas już po zakończeniu kariery nauczała studentów śpiewu i postępowała dokładnie w ten sam sposób jak owa pani B. Może na odwrót, pani B naśladowała Callas? Tyle, że mobbing Callas dało się wytłumaczyć frustracją z powodu przemijającej sławy.
"męczę się (choć nie muszę), bo mi to sprawia przyjemność"... odpowiedź chyba najlepsza, warta lajka, prościutka i zwięzła, bez zbędnego rozwijania tematu owej przyjemności, na przykład mechanizmu jej zaistnienia...
Usuńp.jzns :)
@DeLu, uważam, że za (prawie) każdym mobbingiem kryje się frustracja, bez względu na to jak wielki sukces odniosła bądź nie odniosła osoba mobbingująca.
UsuńInną sprawą jest talent w (jakiejkolwiek) dziedzinie, a inną (ogólnie) osobowość. Wybitna śpiewaczka prywatnie może być wybitną suczą, i bycie suczą nie jest usprawiedliwione przez jej wybitność śpiewaczą. Te sprawy się nie łączą. Jej pyskowanie nie jest lepsze od pyskowania żula, a rozgrzeszyć może ją tylko powiedzenie "przepraszam", zadośćuczynienie i postanowienie poprawy. To jak zaśpiewała w "Traviacie" jest nieistotne.
Pisząc „wytłumaczyć frustracją” nie miałem na myśli jej usprawiedliwienie, ile wytłumaczenie takiej postawy. Bo, że taka postawa jest delikatni mówią niepedagogiczna, nie ulega żadnej wątpliwości.
UsuńDziękuję za doprecyzowanie, ja również podobnie dociekam przyczyn, ale nie bawię się w rozgrzeszenia (to nie moja działka, rozgrzesza ofiara).
UsuńOj tak, lutego ktoś jest przekonany, że czyni dobrze, to nie zrozumie. Kiedy studzić myśli, że można bić dziecko to będzie w szoku, kiedy do domu przyjdzie policja albo odbiorą mu prawa rodzicielskie.
OdpowiedzUsuńPerfekcjonizm. Poczucie władzy. Konserwatyzm (w sensie niechęci do zmian w metodach wychowawczych). Poczucie niemocy i braku kompetencji przykrywane arogancją ...
Usuń... jest wiele powodów dla których ludzie przed samymi sobą nie przyznają, że popełnili błąd. Pani z artykułu postanowiła zaatakować jednego ze studentów oskarżając go oficjalnie o zniesławienie. Bardzo mnie to nie dziwi. Myślę, że każdy z nas słyszał/czytał o osobach, które biją słabszego, po czym stwierdzają "no i widzisz, co zrobiłeś?".
W tym trudzie jest metoda, człek sprawny i humor lepszy!
OdpowiedzUsuńjotka
@jotko, zawsze jest lepiej po spacerze, więc staramy się iść choćby kilkaset metrów na plażę (jak dzisiaj). Kiedy idziemy w góry, potem nie czuję nóg. Ale jestem też szczęśliwa. Taka przyroda, takie miejsce, taki człowiek się mi trafili! :D
UsuńJeśli to męczenie się jednocześnie sprawia przyjemność, to masz odpowiedź :) Tylko takie ma sens, nawet jeśli "przyjemność" dopiero jest efektem końcowym.
OdpowiedzUsuńW łódzkiej szkole filmowej też niedobrze się dzieje. I od razu głos w Wyborczej reżyserki deprecjonujący ofiarę.
Dobrze, że takie rzeczy wychodzą i ludzie się otwierają. Przeczytałam TEN ARTYKUŁ. Przemoc w szkołach artystycznych jako metoda pracy to po prostu jakieś potworne cudactwa, upust dla sadyzmu, który sprzedaje się jako artyzm.
UsuńNie wiem jak to jest, ale choc to nieprzyjemne bylo to wyniki w nauce mialam lepsze przy nauczycielach wymagajacych. Stawiajacych poprzeczke wysoko. Rosyjskiego nauczylam sie w ogolniaku przy pani, ktora potrafila kolezance siedzacej obok mnie powiedziec, ze jest glupia, bo nie potrafila po iluskrotnym powtorzeniu wymowic slowa "rzeczownik" po rosyjsku. Potem byla kolej na mnie... Zdarzalo sie, iz ktos sie pani od czasu do czasu postawil. Ona nigdy nie atakowala bez podstawy. Za moich czasow byl np.: zakaz przychodzenia wymalowanej do szkoly- w pelnym makeup. Dziewczyny to obchodzily. Kiedys rusycystka jedna z nich wyprosila z lekcji, miala zmyc paznokcie.
OdpowiedzUsuńBiedne to wszystko bylo, ale ... co bylo a nie jest nie pisze sie w rejestr. Takie czasy. Pamietam ilez razy w urzedach mialam nieprzyjemne starcia z urzednikami, gdzie od progu trzeba bylo sie klaniac. Jak pani, w ciazy akurat byla, zjechala mnie podczas odbierania dowodu osobistego ( przyszlam po tygodniu od wezwania po odbior dokumentu). A jej kolezanka na migi pokazywala mi abym nie odpowiadala, a cierpiliwie wszystko znosla.
Widzialam raz jak w szkole baletowej w Rosji, tam gdzie ksztalci sie super tancerzy do teatru balszoj , pedagodzy podchodza do swoich wychowankow. Pamietam jak u Wojewodzkiego pewien nasz ligowy koszykarz, ktory gral u wielu, opowiadal o specyfice pracy np.: u naszych wschodnich sasiadow, gdzie trener nawalony jedzie po zawodnikach.
I nie wiem co lepsze, czy takie otwarte zjezdzanie jeden drugiego, bo ja mu tez moge wowczas odpowiedziec co mysle, czy inne podejscie do spraw, czyli gdzies tam na zapelczu komentowanie sytuacji- nie wprost w oczy komentowanych.
Tak jak napisałam wyżej, byłam nauczycielką. Więc mogę Cię zapewnić, że objechanie ucznia nie oznacza, że sprawa jest skończona, bo to, co się dzieje w klasie jest wielokrotnie opowiedziane przez nauczyciela (oczywiście z pominięciem własnego, nagannego zachowania). Zanim jeszcze zaczęłam pracować pełną parą, już miałam podpowiedzi "kto w tej klasie jest głupi", a kto jest pupilkiem. Pupilki i rylce też są obgadywane. Nic przed obrobieniem tyłka nie chroni.
UsuńZ własnego doświadczenia jako uczennicy — byłam niezła z języków i miałam germanistkę, która w LO bardzo wyżywała się na uczniach w sposób podobny do tego Twojej rusycystki. Koleżanka siedząca obok zawsze kuła, potem czerwona jak burak i tak nic nie mogła powiedzieć ze stresu i zalewała się łzami, nie wiem dlaczego uparła się mieć rozszerzony język, sześć godzin tej męki tygodniowo. Przed maturą zrezygnowałam z rozszerzenia, zdecydowałam się na maturę z angielskiego i zdałam ją z palcem w nosie. Gdy już byłam blisko egzaminów, po lekcjach pani germanistka z autentycznym żalem zapytała mnie, dlaczego u niej nie zostałam, przecież byłam dobra. A mnie rozstrajały te jej ataki, choć nie były skierowane do mnie. Nigdy nie chciałam być lepszą rybą. I drogą porównania do artykułu, który podlinkowałam w tekście, rozumiem to, że ktoś może lubić osobę stosującą mobbing. Ja tę germanistkę lubię. Uważam, że ona prywatnie jest w deskę, do tego ma wiedzę. Natomiast kreowała na zajęciach atmosferę, która nie powinna mieć miejsca w szkole publicznej. To było zwyczajnie zbędne, a wielu zamykało dostęp do wiedzy z której mieli prawo korzystać.
"Więc mogę Cię zapewnić, że objechanie ucznia nie oznacza, że sprawa jest skończona, bo to, co się dzieje w klasie jest wielokrotnie opowiedziane przez nauczyciela (oczywiście z pominięciem własnego, nagannego zachowania)."
UsuńTak, bo sa rady pedagogiczne i na nich omawia sie wlasne problemy i nieporadnosc , kiedy chodzi o uczniow, ale zareczam Ci, ze istnieje grono nauczycieli, ktorzy z zadnym z uczniow nie maja problemow, wszystkie dzieciaki ich kochaja. I nawet kiedy gro nauczycieli mowi, ze to "bandzior" to oni beda na sile udawdniac, ze gdziez tam- zloty chlopak. Najmilszy milusinski ze wszystkich. Ow najlepszy milusinski ze wszystkich pokazuje takiemu nauczycielowi niezle diabelskie rogi, ale... przeciez kazdy chwalipieta sobie niezle radzi:)) Znam i takie przypadki: " Macie z nim problemy? Ja absolutnie. Taka zdolna jestem nieslychanie, ze sobie z niejednym, z ktorym wy sobie nie radzicie, poradze."
Pracowalam w szkole z trudnymi dziecmi. Mielsmy takiego jednego, co przychodzil na zajeci nacpany ( rozpieszczony jedynak, matka poronila kilka razy wiec jak w koncu jej sie udalo zajsc w ciaze i donosic to dzieciaka traktowala jak krola). Stac go bylo na narkotyki. Chwalil sie w rozmowach z pedagog i szkolna psycholog ( u nas psycholog byla na etacie) co zazywa, gdzie kupuje... a one sluchaly i aby nie zawiesc zaufania ucznia nie informowaly nas tylko czekaly u kogo sprawa sie rypnie. Rypla sie u mnie. Wlasnie sobie chlopczyk przed lekcja zazyl i ... no jak moglam go w takim stanie do odpowiedzi wyrwac. A ja nieswiadoma bylam. Zjebe dostalam niezla, posypaly sie qrwy i inne epitety... zawolalam nasza pedagog na lekcje. Ta zerknela tylko i znikla. Za jakies 15 minut pojawila sie w dzwiach policja i o dziwo... ojciec chlopaka tez sie zjawil. Policja zabrala ojca i nacpanego dzieciaka . Chcieli mu na komisariacie test wykonac, ale ojciec po rozmowach komorkowych z matka zabronil tykac im swojego dzieciaka. Potem opowiadal w szkole , ze ponoc tylko jointa wypalil. Na drugi dzien ojciec przyszedl ze skarga na mnie, ze dziecko sie tak zachowalo bo bylam dla niego nieprzyjemna.
Wiesz jak zesmy ten przypadek omawiali w dyskusjach na przerwach? Wyobraz sobie jak. Postapilabys inaczej? Obgadywalismy? A jakze. Potem na szkoleniowej radzie pedagogicznej z psychologiem z kuratorium to omawialismy. No plotkarze z nas nieprzecietni. Jak moglismy? Chyba pojde do spowiedzi. :))
To co opisalas to ja tutaj w pracy przezylam nie raz. Jak komus jakas etykietke przyczepili , to nie bylo "zmyluj sie". Zanim jeszcze czlowieka poznaja to kolezanka kolezanke przed konkretnym kims ostrzega. Bardzo czesto sie mylily owe kolezanki w ocenach, ale co naplotkowaly i co naetykietowaly to ich.
Nie miałam na myśli rad pedagogicznych :)
Usuń"Przykład z życia", który przedstawiłaś, jest najpewniej ważny dla Ciebie, ale nie opisuje mobbingu ludzi posiadająch władzę wobec podopiecznych (chyba, że ten mobbing jest tam zawarty w domyśle). Myślę, że każdy nauczyciel miał przypadek, gdy "coś" na lekcji się stało i nie miał na to wpływu. Wielu pedagogów może też opowiedzieć o dyskusjach czy oskarżeniach ze strony delusional parents (sama mam mnóstwo takich skeczy w mojej biografii). Ale nie o tym rozmawiamy. Faktycznie, tak jak napisałam wyżej w odpowiedzi do @PKanalii, nauczyciele mają wpływ na swoje relacje z uczniami. I choć zdarzają się sytuacje, że a) coś wymyka się spod kontroli lub b) nauczyciele nie mówią, że u nich ktoś zachowuje się źle, równie często uczniowie zachowują się źle na wybranych lekcjach u wybranych nauczycieli. Nie dlatego, że są rozpieszczani lub traktowani ulgowo, ale dlatego, że nauczycielom brak people skills i związku z tym uczniowie szczerze ich nienawidzą przenosząc na nich toksyczne relacje i reakcje, których nauczyli się w swoich rodzinach. To nie jest dobra sytuacja ani dla ucznia, ani dla nauczyciela, oboje marnują swój czas w szkole.
Tak teraz myślę sobie, że łatwiej jest dokuczać uczniom na AST czy w innej szkole artystycznej, gdzie mamy ludzi "przebranych", niż w szkole powszechnej, gdzie przemocowy nauczyciel pracujący wystarczająco długo z łatwością trafi na swój typ człowieka i dostanie feedback.
"Tak jak napisałam wyżej, byłam nauczycielką. Więc mogę Cię zapewnić, że objechanie ucznia nie oznacza, że sprawa jest skończona, bo to, co się dzieje w klasie jest wielokrotnie opowiedziane przez nauczyciela (oczywiście z pominięciem własnego, nagannego zachowania)."
UsuńJa Ci odpowiedzialam na ten cytat. Tez bylam nauczycielka, znam realia szkoly. Oczywiscie, ze cos co podnosi nauczycielowi emocje jest czesto opowiadane, bo taki czlowiek chce sie wygadac, spuscic te swoje emocje. A poniewaz bywalo, ze w mojej robocie latwo nie bylo, wiec potrzebowalismy wszyscy takiego wygadania i sie gadalo. Pamietam jak zesmy sie wygadywaly i to wielokrotnie, kiedy zjawil sie u nas nasz skazany uczen z wyrokiem za udzial w gwalcie zbiorowym. Zamiast do poprawczaka, nie bylo miejsca- czekal az sie zwolni, wladowali do znowu do szkoly, wiec ci mowie, ze to prawda z tym gadaniem.... ale bywaja takie sytuacje, ze nic nie mam przeciwko wygadywaniu sie ludzkiemu i wielokrotnemu powtarzaniu. Mysle, ze ludzie w trudnych zawodach maja takie cos, ze gadaja... np.: terapeuci alkoholikow, policjanci.... Jak nam kiedys kumpel policjant opowiadal jakie oni maja przeboje w robocie to wybacz, bez gadania daleko nie ujedziesz.
A tak swoja droga, kiedy mowimy ogolnie o srodowisku nauczycieli, to po co te angielskie zwroty :"delusional parents"; "people skills"; "feedback"? Nie ma polskich odpowiednikow? I zeby nie bylo, wiem co to znaczy, ale nie lubie tej nowomowy. W pracy nas nia obecnie zalewaja, chcac byc zlosliwa moglabym powiedziec- wrecz strumieniami:)))
Rozumiem więc, że zareagowałaś na cytat, ja dodam, że pisząc to byłam w klimacie myśli o mobbingu. Zgadzam się, że obgadywanie jest reakcją na frustracje (przy okazji masz diagnozę innej sytuacji pracowniczej, którą kiedyś opisałaś — ludzie plotkują z różnych powodów, także dlatego, że sami odczuwają dyskomfort i gadanie jest dobrym wentylem), niemniej jest to powód, a nie usprawiedliwienie. Napuszczanie nowych, młodych nauczyciel na uczniów nie jest niczym uzasadnione, nawet jak je nazwiemy "przyjacielskim uprzedzaniem". Atmosfera w polskiej szkole zmienia się tak powoli, ponieważ starzy przekazują młodym raczej złe niż dobre praktyki (doskonale przy tym rozumiem kwas jaki wprowadzają młodzi, przekonani, że do tej pory szkoła funkcjonowała źle, bo nikt nie był tak zajebisty w uczeniu jak oni — to także zła praktyka, i zła taktyka, tym razem po stronie nowego pokolenia).
UsuńNie zgodzę się, że terapeuta alkoholików to trudny zawód. Nie porównałabym go do policjanta, pracownika społecznego, pielęgniarki czy nauczyciela w trudnym rejonie.
Odpowiadając na Twoje pytanie: bo chcę i mogę, prepare for some more ;))