Jest jeszcze ciemno, odpaliłam laptopika i sączę zieloną herbatę, gdyż zatoki i ja nie jesteśmy od kilku dni przyjaciółmi. We're no friends, I mutter to myself. To Wam coś napiszę siedząc w blasku stolikowej lampy, którą dostaliśmy z Kraciastym z okazji ślubu.
Wczoraj przeczytałam w końcu o akcji polskiego prezydenta hipotetycznego, gdyż wychynął mi z niebytu na portalu informacyjnym. Tą drogą doinformowałam się o sytuacji ostatecznej pewnego Polaka na Wyspach. Brytyjski szpital odłączył podtrzymywanie życia u mężczyzny, który jeszcze w listopadzie zeszłego roku, po długim zatrzymaniu akcji serca, doznał rozległego uszkodzenia mózgu. Żona i dzieci podjęły trudną decyzję zaprzestania bezsensownej terapii, człowiek, już bez świadomości, powoli umiera. Jakże się mylę próbując rozważać przypadki polskie z pozycji logiki i nie widząc tu pola dla prężnego działania polskiej dyplomacji. Otóż, rodzina. Zdarzyło mi się kiedyś przeczytać, że mąż to nie rodzina, mowa więc, jak się możecie domyślać, o rodzinie tzw. prawdziwej. Matka i siostra przebywające w Polsce, podobnie siostra i siostrzenica na emigracji są przeciwne, stąd dyplomacja z kraju, w którym szpitale potrafią zamorzyć człowieka nie podłączając go do kroplówki, ruszyła na ratunek.
Jeśli jakiś temat mnie porusza, wybieram się myślami do sytuacji, które znam. Myślę o naszych przyjaciołach. Widzę Oną, która sprowadziła starszą siostrę na Wyspy, żeby ta mogła ją natychmiast znienawidzić i od czasu do czasu nachodzić z gorzkimi żalami. O nas, o mnie i Kraciastym, o rydzykowej teściowej, o różnych przypadkach tzw. opieki nad osobami, które chwilowo lub trwale nie mogły stanowić o sobie, o obłudzie pospolitej i przypadkach bardziej wyrafinowanych. Zastanawia mnie dlaczego małżeństwo po wielokroć bywa nie traktowane jako akt najwyższego zaufania, w który z zewnątrz warto uwierzyć. Czy człowiek, którego sobie wybieramy nie stanowi powiernika i wykonawcy naszej woli? Do kogo więc należymy, gdy nie możemy już nic? Do plemienia? Jak można uciec z plemienia? Znam przypadki, gdy nawet śmierć od plemienia nie uwolniła.
Jak to, mąż nie rodzina? A kto tworzy "podstawową komórkę społeczną wstępując w związek małżeński"? Taka formułka obowiązywała wprawdzie w poprzedniej epoce ale chyba jej sens jest utrzymany w mocy? A może też już nie?
OdpowiedzUsuńTo Ty nie wiesz, ze mezow mozna miec kilku, zmieniac ich jak rekawiczki, a matka jest tylko jedna? :)))))
UsuńSwiechna, a na zatoki gruba sol w skarpetce, podgrzewac w mikrofali i przykladac czesto na bolace miejsca.
Mężów można mieć kilku i każdego po kolei samemu się wybiera. Mąż więc, w przeciwieństwie do matki i ojca, których cechy są randomowo wrzucone do naszego życia, świadczy o nas samych :)
UsuńNo przeciez zartowalam ;)
UsuńAzaliż zrozumiałam, chciałam tylko moje pojęcie rodziny i jej ważności sobie i światu wyklarować.
UsuńNa zatkane zatoki polecam kurację z oleju z czarnuszki. Trzy razy dziennie mikstura z oleju, miodu, soku z cytryny i soku malinowego (aronia, jagoda kamczacka, czarny bez), po jednej łyżce. Przygotować bezpośrednio przed wypiciem. U mnie zadziałało super, zeszła cała zalegająca wydzielina z zatok. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję, ale ja generalnie jestem niewierząca w magiczne mikstury. U mnie bolące zatoki to lata chodzenia bez czapki, jestem teraz wrażliwa na zimno, a zapalenie zatok pojawia się u mnie cykliczne. Ostatni rzut to efekt chwilowego zaginięcia naszego kota — spaliśmy przy otwartym oknie w nadziei, że Ryszard wróci do domu sam. I wrócił, przed szóstą rano, dla zatok było za późno ;)
UsuńZatoki to częsty objaw COVID...
OdpowiedzUsuńWspółczuję bardzo rydzykowej teściowej..Nie wpływa to chyba dobrze na układy rodzinne?
Moja chyba nigdy nie pogodziła się z faktem, że jej synowie mają żony. Chyba ciągle liczy na rozwód starszego, a minęło chyba 35 lat od ślubu...
Czy ja wiem, teściowa ma oparcie w teściu, a my mieszkamy daleko od siebie, mąż oczywiście w sytuacjach rodzinnych dostaje rykoszetem, bo zadzwonić i zapytać jak tam czasami trzeba. Do mnie w zasadzie nie wiem jaki teściowa ma stosunek, możliwe, że na początku miałam plusy dodatnie, bo ożenek to zawsze wygląda jak udomowienie, poza tym tak się złożyło, że w tym czasie Kraciasty odnowił kontakt. Teraz to trudno powiedzieć, może plusy ujemne lecą, małżonek jak nie wraca na łono KrK, tak nie wraca, a przecież jakbym była odpowiednia, to by wrócił ;)
UsuńBo to zawsze wina kobiety. Cokolwiek robi facet...
UsuńTak może to być postrzegane, aczkolwiek uczciwie to nie wiem. Nikomu nie odmawiam jakiejś tam własnej głębi. Teściowa ma swoje różne przemyślenia na pewno, a jej relacja z moim mężem ma źródła w wieloletnim procesie i ja się między tę wódkę a zakąskę nie wtrącam.
UsuńMasz dobre podejście.
UsuńJa dostaję palpitacji kiedy słyszę od kobiety, że jej synek był taki fajny dopóki nie poznał tej czy tamtej dziewczyny..
Gdy czytam na blogach, które dłużej obserwuję, takie zawoalowane wyznania, czasami trudno się mi nie uśmiechnąć. Ale w realu mnie samej jest łatwiej, nie wpadłam w rodzinę mojego męża mając 20 lat, małżonek relacje z rodzicami na już wyklarowane, wszystko sobie w głowie poukładał (podobnie jak jego rodzeństwo), spotkałam teściów pierwszy raz dzień przed ślubem i widujemy się rzadko. Traktuję więc tę sprawę na luzie, inaczej niż Kraciasty, ale to oczywiste, w końcu on się zna z rodzicami jak łyse konie.
UsuńDużo zmienia wtorek i dojrzałość. Byłam za młoda i za głupia w wieku 25 lat. Dopiero kilkanaście lat później zaczęłam postępować jak dorosła kobieta...
UsuńZastanawiałem się nad tym przypadkiem, nawet pomyślałem, że warto by go opisać, ale już kilkakrotnie poruszałem problem eutanazji i nie wiem, czy chciałbym po raz wtóry. Poruszyłaś kapitalny problem – kto ma prawo do umierającego, który sam o sobie nie jest w stanie stanowić? Jak Bozi nie kocham, takie cyrku na szczeblu rządowym jak w Polsce w związku z tą sprawą bym się nie spodziewał. To graniczy z paranoją.
OdpowiedzUsuńJak przeczytałam, że konsul chciał iść do tego gościa leżącego w szpitalu, nie wiadomo po co, bo on jest bez kontaktu, to mało się nogami nie nakryłam. Ale nie oceniam tego konkretnego przypadku, bo za mało jest danych, traktuję to raczej jako pretekst do poruszenia szerszego zjawiska. Chodzi tu o prawo do stanowieniu o własnym ciele, szacunku dla ciała nawet, gdy światło się świeci, ale już nikogo nie ma w domu. Intryguje mnie np. wątek "cudownych" nawróceń w ostatnich godzinach życia, wtedy, gdy często osoby już nie ma (brak świadomości) i rodzina wykorzystuje mruganie oczami do snucia swoich pokrzepiających historyjek, z zapraszaniem księdza i odprawianiem czarów. Jest w tym ogromna pogarda dla życia ludzkiego i jego świadectwa.
UsuńChcesz powiedzieć, że ta rodzina walczy o niego z powodu ostatniego namaszczenia?!
UsuńNiedawno znalazłem informację, że żona tego „rodaka” (tak go w Polsce nazwano) ma siedemnaście lat, i sporo osób w to uwierzyło, nazywając ją zdzirą. Jakoś lingwista językoznawca pomyli jej wiek ze stażem małżeńskim. Mówiąc szczerze, już nie mogę czytać tych wszystkich artykułów apeli o utrzymaniu przy życiu „rodaka”. Niemniej czekam na rozwiązanie. Jeśli będzie przeciwne woli żony już prawie wdowy, to wtedy sobie ulżę jakimś felietonem.
Nie, mało znam szczegółów tej akurat sprawy, czytałam jedynie o argumencie rodziny "z katolicyzmu" i "od poczęcia do naturalnej śmierci".
UsuńStaram się mniej czytać o tym, co się dzieje w Polsce, bo zazwyczaj się irytuję, stąd wyobrażam sobie jedynie jak sprawa jest teraz nośna.
Czując się w jakiś sposób wywołany do tablicy: Wyjechałem za morze i taka odległość od rodziców mi odpowiada, a w szczególności nie życzę sobie, by mieli choć cień pretekstu, by decydować o mnie. Ale mimo to, jak wiesz, matka w chwili gdy byłem zagrożony śmiercią, przyjechała tu bez mojej zgody, musiałem u lekarzy zapowiedzieć, by jej nie informowali o leczeniu i zbywali lakonicznymi informacjami typu "jest pod dobrą opieką i jest już leczony". Malo tego, miała czelność powiedzieć mi, że mimo iż jestem ateistą, w razie mojej śmierci ona wyprawi mi pogrzeb katolicki. I gdy teraz wyobrażam sobie, że taka mamuśka miałaby decydować o mnie, gdy jestem w śpiączce i jeszcze jakiś ochujały konsul RP z ramienia podłej zmiany chciałby maczać swe zbrodnicze łapy w tym procederze, to krew mnie zalewa, zwłaszcza że najbliższą osobą jesteś Ty i Tobie ufam, a ani matce, ani ojcu nie ufam. Pacjent z Anglii ma żonę i ma dziecko, a próbują się w to wpieprzyć mamuśka z konsulem. I to pod jakim pretekstem..., pod pretekstem domniemanych wierzeń nieprzytomnego. Na marginesie, Karol Wojtyła podjął decyzję o odpięciu się od aparatury podtrzymującej życie!
OdpowiedzUsuńOn sam, nieomylny, nie jego żona. Różnica.
UsuńOprócz tego, że chorowałeś, musiałeś się użerać z pomysłami ludzi, których na co dzień nie było w Twoim życiu. Nie oznacza to oczywiście, że sytuacja, która odbywa się teraz, ma podobną osnowę — że np. pan obecnie w trakcie umierania również wyjechał, bo najbardziej lubił swoich rodziców z daleka. Wcale tak nie musi być. Ale społeczny wydźwięk razi, szczególnie, gdy ma tendencję do powtarzalności. Ten sam cyrk był w przypadku Terri Schiavo — walczono o władzę nad cudzym ciałem. Etycznie to są bardzo trudne zagadnienia, bo chociażby stwierdzenie na 100% stanu wegetatywnego nie jest proste, a i w tym stanie człowiek może wodzić wzrokiem i artykułować dźwięki, co pobudza nadzieję bliskich, cokolwiek to ostatnie słowo znaczy. Myślę, że w czasach postępów medycyny bardzo pomogłyby deklaracje osobiste i one zapewne powstają, gdy wydłużony proces chorobowy daje na to szansę.
UsuńNie dość jasno opowiada się o tym, jak wyglądała śmierć Wojtyły. Czy został odpięty od urządzeń oraz rurek odżywiających tego nie wiem, choć faktycznie śmierć ze starości to w zasadzie śmierć głodowa.
Odłączenie, myślę, że człowiek, który leży w taki sposób przez długi czas i powoli obumiera chciałby, żeby pozwolono mu przejść na drugą stronę. Kto powinien decydować? Myślę, że człowiek, który nami się opiekowała cały czas i z nami mieszkał przed wypadkiem ponieważ to osoba, której zaufaliśmy i była dla nas bardzo ważna, więc nas zna i wie czego chcielibyśmy.
OdpowiedzUsuńTak myślę, że wspólne przebywanie z kimś świadczy o tym, że tej osobie ufamy. Ale nie jest to powszechne przekonanie, w społeczeństwie pokutuje prymat więzi biologicznych, tego, że rodzice mają prawo decydować, a w przypadku konfliktu rodziców, częściej wygrywa matka. Do tej nieufności wobec wybranych więzi dokłada się powszechne przekonanie, że więzi wybrane należy podtrzymywać dla dobra ogółu (np. nacisk na pozostawanie w związku z powodu rzekomego dobra dziecka, dawniej niemożliwość rozwodu z powodu dbałości o rzekomy porządek społeczny).
Usuńeutanazja to temat, z którym sobie słabo radzę, na przykład gdy muszę zlecić uśpienie ciężko chorego kota lub psiaka: rozsądek mówi jedno, emocje mówią drugie, aczkolwiek zdążyłem już nabrać nieco wprawy i to mnie zwykle powierza się rolę "Charona", a potem grabarza /ostatnio mi się to zresztą upiekło/...
OdpowiedzUsuńa co do samego tematu, to dla mnie logiczne jest, że najbliższą osobą jest partner(ka) w związku /takim przez duże "Z", bo związki bywają różne/, więc to do niej powinno należeć ostatnie słowo w kwestii "odłączyć, czy nie"... jednak co do rozwiązań prawnych, to nie zawsze jest to proste /chętnym mogę podać przykład/, tu jednak sprawa wydaje się być oczywista, przy czym zastrzegam, że nie znam brytyjskiego prawa...
za to konsula bym dopuścił do pacjenta, w końcu jakby nie było, jedną z jego ról jest piecza nad obywatelami RP w innym kraju, ale tylko w ramach czystej formalności: rzut okiem przez plexę i wynocha, innych uprawnień dla niego nie widzę, nie ma on nic więcej do roboty...
...
"małżeństwo - akt najwyższego zaufania"... rozumiem, o co Ci chodzi /"małżeństwo" interpretuję jako związek (ten przez duże "Z")/ i zgadzam się z tym, jednak samą rejestrację związku i umowę cywilnoprawną z tym związaną /"akt zawarcia małżeństwa"/ można (paradoksalnie) postrzegać jako "akt okazania nieufności"...
ale to już dygresja nie na temat, tak mi tylko się skojarzyło i zachciało o tym wspomnieć...
p.jzns :)
Jeśli sprawa budzi mój wściek, to właśnie dlatego, że wiem (albo mgliście, jednak współczująco, zdaję sobie sprawę) jak trudna musi to być decyzja. Ktoś ją podejmuje, a tu nagle pojawiają się uzurpatorzy organizujący innym życie zdalnie siłą genetycznej łączności. Pacjent może sobie nawet zastrzec blokowanie odwiedzin, ale gdy leży w stanie wegetatywnym zrobić tego nie może, to dawaj, poślijmy konsula (jest dla mnie oczywiste, że to nie pomysł samego konsula). W tym czasie w Polsce, w wielu zagrzybionych domach leżą ludzie w stanie wegetatywnym, i żaden wysłannik pana Dudy do nich nie przychodzi zapytać, jak tam przestrzeganie ich praw obywatelskich. Jak widzisz, ta sytuacja ma wiele aspektów pt. "nie tak to powinno być".
UsuńPostrzegam małżeństwo tak a nie inaczej, dlatego wyszłam za mąż późno, za faceta z którym nie mogę się nagadać, ciesząc się niemożebnie, że niepasujący do mnie mnie rzucili, albo miałam na tyle rozumu, że sama ich rzuciłam. Bo teraz trzeba by się było rozwodzić, a jestem pacyfistką.
Lekarz wspomnial bym byla gotowa na decyzje odlaczenia meza od aparatury podtrzymujacej.
OdpowiedzUsuńOddalam podjecie tej decyzji w rece Boga,ktory w zamian dal mi zadanie przewiezienia meza do domu kiedy juz bedzie odlaczony. Nigdy nie slyszalam by ktos tak robil, bo szpital oferuje pokoj dla umierajacego by byl z rodzina. Bog jednak wie lepiej. Maz zostal przewieziony do domu na ostatnie dwa dni.
Bylismy przy nim cala rodzina,nawet nasz pies byl tam. Moments przed odejsciem maz ostatkiem sil uscisnal mi reke.Zaraz potem aniolowie weszli i dusza meza odeszla z nimi.
Podzielilam sie tym doswiaczeniem bo moze sie komus
przydac. Pozdrawiam serdecznie.
Nie napisałaś co się stało, że mąż jednak został odłączony, a to chyba najciekawsza część.
UsuńIstotne jest dla mnie, czy jesteśmy powiernikami i jako powiernicy trzymamy się tego, co chciałaby osoba, która aktualnie nie może o swój plan na życie bądź śmierć zawalczyć.
Dziekuje za zaiteresowanie. Napisze pozniej,bo teraz ide do pracy.Dodam tylko,ze to byla bardzo interesujaca sytuacja.
UsuńOdpowiadajac na Twoje pytanie, Monika, nie mialam od meza instrukcji co zrobic w takim przypadku,wiec oddalam sprawe w rece Boga. Dzien czy dwa pozniej meza zyly zaczely zanikac i taki byl koniec. Maz byl caly czas swiadomy i bardzo spokojny.
UsuńJeśli człowiek jest świadomy, to faktycznie nie ma powodu kłopotać partnera. Lekarz może zapytać samą osobę chorującą, czego sobie życzy w przypadku sytuacji granicznej.
UsuńNiestety nie zawsze jest to tak komfortowe — dzisiejsza medycyna może do pewnego momentu podtrzymywać funkcjonowanie ciała, które technicznie jest już zwłokami (zdarzają się przypadki podtrzymywania funkcji życiowych u zmarłych kobiet w ciąży, aby dziecko miało szansę przeżyć), więc te sprawy skręcają w którymś momencie ostro w kierunku pytania, co jest etyczne i wartościowe z punktu widzenia chorej jednostki. Jak widać po przypadku, który rozgrywa się od kilku dni, polskie społeczeństwo nie bardzo do takich rozważań dorosło.
Niektórzy nie potrafią od tego plemienia uciec, ba, poluzować więzi. No to związek się rozpada. Nawet nie musi to być główna przyczyna, ale pośrednia. Jestem akurat bardzo blisko takiej sytuacji... że "żona to nie rodzina"...
OdpowiedzUsuńa tu nawet ksiądz udzielając ślubu, mówi wręcz co innego ;)
Co innego mówi też urzędnik USC. Czytałam wczoraj kontynuację wspomnianej sprawy. Naciski na najbliższą rodzinę (żonę) są ogromne, prof. Maksymowicz z kliniki Budzik obiecuje gruszki na wierzbie i kontaktuje żonę z żoną innego pacjenta, którego udało mu się obudzić. Dlaczego nie kontaktuje jej z samym pacjentem, tego nie tłumaczy, a to byłby dopiero ciekawy kontakt.
Usuń