sobota, listopada 19, 2022

Pamięć

Zapisałam w notatniku "Śniegule genealogia". Nie wiem teraz o co dokładnie mi chodziło, podejrzewam, że o ślady pomoru w mojej rodzinie, gdy to na wiesnę jednego dnia zmarło dwoje dzieci, a tego samego roku jeszcze dwóch-trzech dorosłych, w tym jeden, który zgłaszał wcześniej śmierci innych. Może to zresztą nie w tej rodzinie, albo nie tylko w tej (nie muszę pamiętać, skoro mogę znaleźć zapis). Faktem jest, że ludzie padali jak muchy, a ci, którzy zostali, gubili pamięć, komórki rozproszone po cmentarzach, w ogródkach i za stodołą zyskiwały prawdziwy, a nie tylko deklarowany, spokój. Dawniej nie było lepiej ... taka refleksja, a mam ich kilka w związku z budowaniem drzewa genealogicznego. Widzę np. jak entuzjazm niektórych stygnie, gdy przejąwszy się zbytnio mitologicznym praszczurem legionistą wyruszają w poszukiwaniu wielkich korzeni, a znajdują tylko chłopów nie uczonych w piśmie w żadnym z języków, swoim czy zaborców. Cóż zrobić 😉 

W kontekście genealogii jeszcze, są cechy bratnie, które mieszkając za granicą we własnej codzienności mogę olewać strumieniem ciepłego moczu, natomiast na stronie MyHeritage doprowadzają mnie do białej gorączki. Nieadekwatność reakcji, niedopowiedzenia, "nie mów nikomu" — sposób komunikacji typowy dla środowisk przemocowych, na stronach genealogicznych przekładają się na blokowanie dostępu do drzew rodzinnych, żeby przypadkiem nikt się niczego nie dowiedział. Przemocowość ma to do siebie, że chce być bohatersko pamiętana, ale jednocześnie tak szczelnie strzeże granic swojego królestwa, że mało kto zwraca uwagę na jej istnienie. Kłamanie o przyczynach śmierci ... następna wisienka genealogiczna polonica, yhhhh.

Ostatnio serwis Szukaj w archiwach, bardzo ważny dla mojego rycia w aktach urodzeń/małżeństw/zgonów, ma przerwę techniczną ze względu na wykryte zagrożenia. Jakież to mogą być zagrożenia wynikające z powszechnego dostępu do skanów parafii Kraszewice na ten przykład? Przecież większość ludzi mówiących "pamiętamy", nie wie ile nie wie, ani ile bezpowrotnie zapomniała. 

Tyle mojej frustracji genealogicznej, trzeba czekać. Wczoraj dopisałam do drzewa datę świeżą jak pierwszy śnieg, dzień śmierci mojej babci. 

14 komentarzy:

  1. Ach te tajemnice rodzinne...
    U mnie chyba nie ma za dużo. Choć to i owo by się znalazło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @rybenka, żeby to jeszcze były tajemnice. Tymczasem nasi przodkowie w 98% to zupełnie randomowe osoby, które żyły, zmarły, nikogo nie interesują, i tylko ludzie z bakcylem archiwisty, jak ja, jarają się, że znajdą jakiś papier, smucą, że ktoś wylał na coś kawę i teraz nie można rozczytać, albo życzą niejednemu urzędnikowi, choćby świątobliwemu, żeby sczezł drugi raz za swoją bylejakość, wdupiemanie i fatalny charakter pisma.

      Usuń
    2. Ja myślę, że to cudna pasja. Też bym się wkręciła ale na razie zostawiam to mężowi, on już na świetną bazę, bo jego wujek jeszcze w poprzednim wieku jeździł po wsiach i osobiście zbierał dane.

      Usuń
    3. @rybenka, sporo z tego umknęło, bo za młodej młodości niby słuchałam, ale ze łba mi wyleciało, zresztą moi rozmówcy mieli tak samo (np. babcia w ostatniej części swojego życia myliła imiona dziadków lub wcale ich nie pamiętała). Rodzice z kolei zbierali dane z parafii, ale jak pleban wzruszył ramionami, i "co zrobię jak nie dam, bo nie mam", to trzeba mieć samozaparcie, żeby iść dalej. Hobby jest detektywistyczne, więc to świetna rozrywka (przynajmniej ja tak na to patrzę).

      Usuń
  2. Zawsze mnie zastanawiało to z dupy wzięte przekonanie, że jeżeli ktoś był legionistą, to czyniło go to szlachcicem - i to z olbrzymimi możliwościami intelektualnymi oraz nieskazitelną etyką. Na Jowisza! Żołdak, ganiany w pogodę i niepogodę z miejsca na miejsce, jedyna dostępna rozrywka, to alkohol, prostytutki i morfina (w czasach legionistów na topie). Do tego, jeśli nie był oficerem, to właściwie na jakiej podstawie liczyć na szlacheckie pochodzenie? Dziwni są Polacy, marzeniowe podejście do rzeczywistości wypiera zdrowy rozsądek na każdym kroku. A gdyby się jednak doszukali szlacheckiego korzenia w siódmym pokoleniu, to co??? Zrobiłoby to ich Czartoryskim lub Lubomirskim?
    Z kolei sprawa rodzinnych tajemnic, to wręcz beczka śmiechu. Patrząc po mojej rodzinie: Jeden naukowiec wyleciał z hukiem z uczelni, na której pracował - i to z dosłownie, huk był spowodowany tym, że się nachlał i niechcący spowodował w laboratorium wybuch, który ledwo przeżył. Mnie oczywiście rodzice informowali, że to wspaniały naukowiec, ale miał wypadek i już nie może pracować. Jeszcze lepszy był krewny, który według mych rodziców "zmarł na serce", a tak naprawdę wygrał zakład, że wypije z jednego przyłożenia do ust flachę czystego spirytusu. A to przecież tylko wierzchnia warstwa tych historii, nie będę przecież liczyć takich drobiazgów, jak kochanki krewniaków, czy ich wyroki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Wolandzie, kręcimy tu głową nad wnioskowaniem, że jeśli mój dziadek robił coś tam, tzn. że ja jestem jakaś tam (mniej lub bardziej warta ze względu na działania dziadka w innym czasie i przestrzeni). Głupie to, ale w przyrodzie występuje, jestem skłonna przypuszczać, że szczególnie dręczy jednostki bez właściwości, które bardzo chciałyby coś znaczyć, ale trochę im w życiu nie wyszło.

      Prawdą jest, że dzielimy geny z ludźmi z przeszłości, ale nie zawsze coś z tego wynika, czasami nic, częściej skłonność do otyłości, niż do szlachetności obejścia. "Miał wypadek i już nie może pracować" ... piękne zdanie. Oczywiście nie zapominam, że te same jednostki, które oszczędnie dzielą się faktami na temat własnych korzeni, żeby je móc je w swoich opowieściach nieco podrasować, będą wypominały Tuskowi dziadka w Wehrmachcie.

      Usuń
  3. nigdy nie przykładałem wagi do własnej genealogii, a słysząc nieliczne zresztą rodzinne legendy na ten temat nie dociekałem stopnia ich prawdziwości, jedynie raz kiedyś skonsultowałem pochodzenie nazwiska z pewnym medialnym "autorytetem", tak z czystej ciekawości i chęci przekonania się, kto ma rację, gdy spierałem się z siostrą, której hipoteza jawiła mi się jako wzięta z sufitu... mimo to Mormoni, którzy ponoć specjalizują się w śledztwach genealogicznych klienta we mnie nie znajdą...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @PKanalia, faktem jest, że FamilySearch z którego też korzystam (mają sporo skanów aktów z "moich" regionów) jest zarządzana przez Mormonów. Nigdy nie dociekałam jaka jest tego przyczyna i czy to jest związane z ich dogmatami religijnymi.

      Zainteresowanie genealogią jest u mnie związane właśnie z próbą demistyfikacji rodzinnych legend. To praca detektywistyczna, zacieszam przy niej jak dziecko (na każde odnalezione powiązanie aż podskakuję na krześle i jeśli miałabym wskazać jakiś nałóg rozpraszający i odciagający mnie od pracy, to są właśnie poszukiwania genealogiczne), bo łatwo nie jest w rodzinie w zasadzie w całości złożonej z chłopstwa lub wędrujących ladaco.

      Usuń
    2. kiedyś z naukowej ciekawości byłem na obrzędzie u Mormonów i na koniec oprócz poczęstunku (naprawdę znakomitym) ciastem otrzymałem "Księgę Mormona", taką ich drugą "świętą książkę"... niewiele pamiętam z niej, bo w sumie zbyt wnikliwie jej nie czytałem, ale było coś w klimacie Eneidy, jakoby Indianie byli zagubionym plemieniem Izraela... skoro Mormoni mają taki dogmat, to wiarygodność wyników ich działalności śledczej robi się mocno zagadkowa... a ponoć jest to branża, z której ciągną największe dochody, biedni zaś chyba nie są /jako organizacja/, skoro rządzą całym stanem Utah...

      Usuń
    3. @PKanalia, mnie Joseph Smith intryguje w temacie, co mu dolegało, schizofrenia, czy tylko zaburzenie osobowości z mitomanią. "Księgi Mormona" nie czytałam, natomiast rzuciłam okiem na temat (czyli jak to jest wyjaśnione w sieci, żeby mieć jakieś pojęcie kierunku) i otóż Mormoni pracują nad genealogiami, aby poznać nazwiska swoich przodków sprzed drugiego wielkiego przebudzenia, czyli nazwiska osób, które nie miały szczęścia zapoznania się z naukami Józka Kowala. Nazwiska są im potrzebne (rzekomo) do tego, aby swoich przodków ochrzcić per procura, co ma wg nich skutkować zbawieniem jak największej liczby dusz z rodziny 😉🙌

      Usuń
  4. Chyba w każdej rodzinie takie tajemnice bywają.
    Mój teść długo pielęgnował legendę o śmierci swego ojca, póki mu siostra nie uświadomiła przed śmiercią, jak było naprawdę...
    Podobnie zastanawiało mnie zawsze, jak upiększa się przyczyny śmierci, zwłaszcza kobiet - nie umierały na raka macicy czy jajników lecz na sprawy kobiece i nie umierały w trakcie porodu, ale wydając syna na świat...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @jotka, i najczęściej ani to nie są tajemnice, ani sprawy interesujące. Są np. alkoholicy, którzy dla rodziny nie są alkoholikami, i synowie-złodzieje, których matka z ojcem usprawiedliwią przed "obcymi". Zazwyczaj wszyscy wiedzą jak jest i uśmiechają się pod nosem słysząc wersje rodzinne. Nic mi do tego, prymitywy i obłudnicy są dla mnie zabawni tylko przez kilka chwil, potem przenoszę uwagę na coś innego, bo taka już jestem niestała w zainteresowaniach. Prawda historyczna na tym cierpi, genealogia także, to fakt.

      O upiększaniu przyczyn śmierci pisząc poruszasz sprawy językowe. "Sprawy kobiece" są spóścizną po czasach medycznej ciemnoty, gdzie generalnie raka nie było, a ludzie umierali na "boleści" (można to wyśledzić w zapisach genealogicznych, akty zgonu są niezmiernie ciekawe). Macica i jajniki w języku nowych pokoleń już chyba istnieją, taką przynajmniej mam nadzieję ;)

      Usuń
  5. Jakoś nie mam cierpliwości do tego typu badań. Wiem co nieco na temat historii swojej rodziny (bardziej ze strony Staruszka), jednak to nieco za mało na budowanie drzewa rodu. Podziwiam Cię za chęci, jeśli lubi się poszukiwania to jest to zajęcie całkiem przyjemne.

    Piłka nożna to dla mnie coraz mniej ważny temat. Poczynając od korupcji, przez właśnie zachowania pseudokibiców na stadionach po wyniki reprezentacji Polski, wszystko to zniechęcało mnie do tego sportu. Wolę już lekką atletykę, kolarstwo, podnoszenie ciężarów. Tam przynajmniej mamy jakieś szanse na medale i ogólnie mamy sukcesy.

    Pozdrawiam!
    https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Mozaika, jeśli szperanie w papierach, indeksach, tekstach w obcym języku kogoś niecierpliwi, to hobby z genealogii faktycznie nie będzie. Nie ma co podziwiać; poszukiwania, zadawanie pytań, rozmowy o tym sprawiają mi dużo przyjemności, są pierwszorzędną rozrywką.

      Piłka nożna nieodłącznie kojarzy mi się z warcholstwem kiboli. Jeśli akcyjnie, przy okazji mundialu mogę pokibicować np. Niemcom, ale bez wysiłku, to pewnie tak robię. Ale ani do domu na czas gnać nie zamierzam, ani dokładać do wyniku znaczenia osobistego (że jak "moja" drużyna wygrywa, to i ja jestem zwyciężczynią). Wolę lekkoatletykę, kiedyś lubiłam oglądać skoki narciarskie, ale znowu kibolstwo zimowe z pomazanymi flagami Polski systematycznie mnie od oglądania tego sportu odstręczało.

      Usuń

Bardzo proszę NIE komentuj jako Anonim.
Nie toleruję spamu i wulgaryzmów. Komentarze są moderowane, więc take your time. Jeśli uporczywie piszesz nie na temat, w końcu zrobi Ci się przykro. Mam doktorat z rugowania trolli i jęczybuł
***

Please, DO NOT comment as Anonymous.
Talk sense. Spam messages and filthy language won't be tolerated. I have a PhD in silencing trolls & crybabies (summa cum laude)