Nie mieszkam pod kamieniem, a jednak petycję Amnesty International w obronie Justyny Wydrzyńskiej przegapiłam i podpisałam dopiero dzisiaj. Tak zerkając na archiwum bloga widzę, że drugi raz publikuję tutaj petycję i poprzednia także dotyczyła aborcji. Jeśli sobie zadajecie pytanie, komu potrzebne jest podpisywanie, skoro nie działa, odpowiem po raz kolejny, że jest to forma jasnego wyrażenia swojego stanowiska. Prawo aborcyjne zostało zaostrzone m.in. dlatego, że za często rzucamy na tacę tylko dlatego, że ludzie patrzą. Tymczasem należy się rozejrzeć czy ludzie patrzą, i po upewnieniu się, że patrzą, nie rzucić ani grosza. Innymi słowy, podpiszcie i powiedzcie o tym osobom, które Was znają, szczególnie tym, które mają inną opinię i nie potrafią sobie wyobrazić, że można się z nimi nie zgadzać. Można. Osobiste świadectwo zmienia rzeczywistość.
***
Z innych ciekawych przypadków, o których miałam napisać, a nie napisałam była dezercja Emila Czeczki. Facet najpierw nawiał do Białorusi, gdzie propaganda Łukaszenki wykorzystywała go do "relacjonowania" konfliktu migracyjnego na granicy, a potem został znaleziony martwy. Pochowano go jakiś czas temu przykrywając jego trumnę polską flagą, co różnym cienkim bolkom dało pożywkę do ogłaszania obrazy narodowej oraz rozmyślań, że dobrze mu tak, bo oni mogą teraz odczuwać osobistą satysfakcję (z braku innych satysfakcji w ich życiu), a brodaty papa w niebie pewnie myśli tak samo (Gott mit uns, znaczy). Wracałam myślą do Emila Czeczko z dwóch powodów. Po pierwsze, wszystkie dzieciaki marzące o wstąpieniu do szkoły wojskowej, jakie znałam osobiście, miały w domu syf, malarię i zaburzone więzi. Wszystkie, dziesięć trafień na dziesięć. Doprowadziło mnie to do wniosku, że w cywilizowanym świecie dzieci ze szczęśliwych rodzin nie marzą o karierze w wojskowości ... zróbcie z tą opinią co chcecie. Po drugie, Emil tak mitomanił, że niemożliwe, aby nie miał jakiegoś zaburzenia psychicznego. A jednak, nie tylko (z tego, co mi wiadomo) nie miał diagnozy, ale także przyjęto go do Mazurskiego Pułku Artylerii, gdzie dano mu ostrą amunicję do ręki. Szczęśliwym trafem (choć nie dla niego) mitomania się u Emila nasiliła, więc znalazł się w końcu w Białorusi, zanim zaczął któregoś poranka zabijać przechodniów we własnym mieście. Pomoc i diagnoza psychologiczna leżą, a rodzice z trefnych rodzin nalegają, aby nie stygmatyzować diagnozami (bonus: psycholodzy są be, nie wiem o co w tej psychologii chodzi). Mierzi mnie to.
W międzyczasie zrobił się maj, z gniazd wyfrunęło pierwsze pokolenie ptaków, szykuje się drugie. Jest niedziela, słońce świeci, dobrze się nam żyje z małżonkiem. Coraz mniej rozumiem z tego, co dzieje się w Polsce, ale mam przynajmniej taką wymówkę, że najczęściej mnie tam nie ma. Czekam na koniec nie-rządu, taniec na jego pogrzebie.
W jakimś stopniu mam podobny stosunek do aborcji, jak pani Wydrzyńska, niemniej nie uważam, aby ją miało w Polsce obowiązywać inne prawo niż pozostałych obywateli, nawet jeśli reprezentuje idee Światowej Organizacji Zdrowia. Czytam w artykule: „Oskarżenie Justyny o przestępstwo jest próbą ukarania jej przez władze za słuszną działalność i pracę na rzecz dostępu do bezpiecznej aborcji”. I to jest przekłamanie. Oskarżono ją o pomocnictwo w aborcji, czym się zresztą publicznie chwaliła, a nie za działalność na rzecz dostępu do aborcji, co należy bezwzględnie rozróżnić. Obrazowo: czym innym jest mówienie, że Kaczyński jest zły, czym innym fizyczny zamach na jego życie.
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia w związku z Emilem Czeczko. Mówiąc szczerze mnie się nawet podoba Twoja teoria, że do wojska idą chłopcy z zaburzeniami więzi, ale sceptycyzm każe mi tu być ostrożny w wypowiadaniu takich osądów. Trzeba by się bowiem zastanowić nad przyczyną dezercji tego wojaka. Być może nie wytrzymał presji działań na granicy z Białorusią (to tylko przypuszczenie) właśnie dlatego, że w nim jakieś ludzkie odczucia istniały? Że źle wybrał (Łukaszenkę) to już inna sprawa.
pani Wydrzyńska tabletki przesłała ale ofiara przemocy ich nie wzięła...więc za co pani Wydrzyńska stanie przed sądem ??? czym innym jest posiadanie noża a czym innym użycie noża.
UsuńNie ja to prawo ustanowiłem, ale rozdawanie środków poronnych i ich propagowanie jest w Polsce zakazane. Jest takie hasełko: dajcie mi człowieka a paragraf się znajdzie. Pani Wydrzyńska podał oszołomom na tacy nawet ilość rozdawanych środków poronnych. Tu ją podziwiam, ale skutki powinna przewidzieć.
Usuń@DeLu, tak jak napisała wyżej @teatralna, Justyna została oskarżona o pomoc w przerwaniu ciąży, do którego to przerwania (jak rozumiem) nie doszło, ze względu na to, że mąż kobiety stosował stalking. Pomijam tu już sam fakt wadliwego prawa, które zakazując przerywania ciąży narusza zarówno przepisy dotyczące nietykalności cielesnej, jak i równego dostępu do opieki zdrowotnej. Prawo jest w tym temacie interpretowane ideologicznie i wcześniej czy później ta interpretacja zniknie, bo musi zniknąć. Inne rozwiązanie będzie oznaczało dalszy rozwój w kierunku państwa wyznaniowego.
UsuńJeśli chodzi o moje odczucie, kto idzie do wojska, to jest to opinia oparta na obserwacji narybku. Oczywiście to opinia, nie trzeba się z nią zgadzać, ja uważam ją za dość trafną. Wszystkie dzieciaki łudzące się, że wojskowość jest wspaniała nie miały życzliwych kontaktów z rodziną, co ciekawe większość nie była wychowywana w ogóle, bo rodzice byli tzw. nieobecni (silne uzależnienie, także od pracy lub relacji, w jednym przypadku borderline matki i pracoholizm ojca). Coś jest na rzeczy, jednak samemu udawać się w środowisko, gdzie będą do Ciebie krzyczeli mocno diagnozuje. Jeśli Czeczko nie wytrzymał presji działań wojennych, to jego objawy były dość nieoczekiwane.
Nie za bardzo mam ochotę wdawać się w sprzeczkę, ale z tego, co się orientuję, każda pomoc, nawet nieudana w przerwaniu ciąży jest w Polsce na dziś karalna. Jeszcze raz powtórzę, pani Wydrzyńska sama chwaliła się publicznie udzielaniem takiej pomocy. To prawo jest chore i nie będę tego negował, ale ono jest i obowiązuje.
UsuńPS. Z zalinkowanego artykułu nie wynika, jaki był skutek pomocy udzielonej ciężarnej przez panią Wydrzyńską.
Z tym Czeczko też nie jest tak prosto jak opisujesz. Z autopsji w czasach gdy mieszkałem na wsi a bezrobocie biło w kraju rekordy, młodzi rwali się do woja widząc tam szansę stabilizacji, o możliwości wyjazdu na zagraniczną misję nie wspomnę. Dodam, że choć pochodzili z biednych rodzin, nie były to rodziny patologiczne.
@Moniko i @DeLu- ciąża nieprzerwana, dziecko się urodzi, mąż oprawca ma się dobrze i został bohaterem a Pani Justyna spędzi trzy lata w pierdlu!!! oto polskie prawo. To Prawo jest bezprawiem. Za chwilę za pomyślenie o przerwaniu ciąży będą stawiać przed sądem... przecież to jest absurd.
Usuń@DeLu nie zgadzam się ze stanowiskiem, że nieludzkiego prawa trzeba przestrzegać. Takie "prawo" trzeba zaskarżać, zmieniać, kontestować, oprotestowywać...leżeć plackiem przed sejmami, odwoływać się do sadów unijnych, skoro w kraju tutejszym mamy fundamentalizm katolicki. Cała masa kobiet, lekarzy nie wyznających guseł jest zwyczajnie terroryzowana.
Teatralna:
UsuńPrzekornie zapytam, a kto komu zabroni protestować przeciw takiemu prawu? Czyżbyś zapomniała o fali protestu, jaka przetoczyła się przez Polskę? Pochwalam, choć to niczego nie zmieniło. Tu potrzebny jest „protest” przy urnie wyborczej, taki, który odsunie katolibów w niebyt.
protestowałam a jakże...tu potrzebna jest REWOLUCJA. przede wszystkim umysłowa, bo to chory kraj, nie wiem czy urna coś zmieni. straciłam nadzieję. ..
Usuńnie jestem legalistą, mam umysł niezależny, samodzielny i samorządny, żaden kodeks praw stanowionych nie dyktuje mi systemu wartości, skali ocen, co jest "dobre", a co "złe", więc guzik mnie obchodzi, czy pani Wydrzyńska pójdzie siedzieć /jeśli pójdzie/ zgodnie z prawem, czy nie, bo to prawo w tym temacie jest złe... dla mnie /jeśli tak się stanie/, tak samo jak ludzie siedzący za posiadanie zioła, będzie ona "więźniem sumienia" siedzącym "za przekonania"...
OdpowiedzUsuńnatomiast petycje, protesty, marsze wszelakie, a także inicjatywy ustawodawcze, o których wiemy z góry, że nie zadziałają i tak są potrzebne... nie samej Sprawie, bo skoro nie działają bezpośrednio, to takim sposobem są tak potrzebne, jak pogrzeb nieboszczykowi, ale są jej potrzebne na dłuższym dystansie, a przede wszystkim ludziom, które daną Sprawę popierają, ich psychice, aby nie czuli się sami ze swoim poparciem dla tej Sprawy, nie odpuszczali, taki efekt synergetyczny bycia w grupie... takie akcje to nie są bynajmniej jakieś jałowe działania zastępcze, bo w wielu przypadkach dochodzi do realnego osiągnięcia celu, bez których do tego mogło nie dojść...
p.jzns :)
@PKanalio, generalnie jestem zdania, że prawa należy przestrzegać. Nie wiem, czy to mnie etykietuje jako legalistkę 😉 W tym przypadku dochodzi moim zdaniem i do naciągania prawa (Justyna nie pomogła w przerwaniu ciąży), jak i do wadliwej interpretacji prawa (to już związane jest z wypierdem Julii Trybunałowej). Jedno i drugie funkcjonuje głównie dlatego, że żyjemy w czasach bezprawia PiSu. Ładnie wyraziłeś to, co miałam na myśli w temacie odczucia wspólnoty, należy robić swoje. Z wtrętem o ziole za dużo nie będę się rozwodziła, znasz mniej więcej moją opinię.
UsuńO ile sprawa Justyny ma związek z sumieniem, to sprawa odsiadujących za wyrok za marihuanę ma związek z uzależnieniem. Więźniem sumienia w tym kontekście mógłbyś nazwać osobę, która została aresztowana za krytykowanie obecnego prawa, za udział w manifestacji domagającej się depenalizacji posiadania marihuany, czy też osoby udzielającej pomocy prawnej uwięzionemu marihuaniście. Tymczasem mówisz o więźniu uzależnienia, człowieku który wykazuje co najmniej 3 objawy osiowe uzależnienia, gdyż żeby zostać aresztowanym za posiadanie na własny użytek, musi odczuwać głód narkotyku, musi go posiadać mimo świadomości prawnych i zdrowotnych skutków, musi też przejawiać postępujący spadek zainteresowania innymi przyjemnościami na rzecz uzależnienia, skoro nie wybiera innej, mniej szkodliwej formy relaksu, tylko idzie w zaparte. Najważniejsze jest jednak, że osoba aresztowana za posiadanie narkotyku nikomu tym nie pomaga w kwestii moralnej, chciało mu się zbetonić (i to nie pierwszy raz, za katki trafiają recydywiści), tak jak się chciało nachlać Durczokowi mimo sądowego zakazu spożywania alkoholu, czy tak jak się chce zjeść słodycze cukrzykowi. To nie jest kwestia moralna, tylko kwestia subiektywnego odczucia przymusu zażycia substancji.
Usuńjest maj, "konopny miesiąc", wtedy ortodoksi startują z growingiem outdoor /"po Ogrodnikach"/, stąd ten wtręt, który jakoś tak sam się wtrętnął :)
Usuńnatomiast zgodzę się, że "prawa należy przestrzegać": dobrego jak najbardziej, bo to jest tautologia, zaś złego wtedy, gdy wynika to ze znaku wartości oczekiwanej, kalkulacji ryzyka jego nieprzestrzegania... gdy wychodzi minus, trudno, ulegamy przed siłą silniejszą od nas...
natomiast nieporozumieniem jest definiowanie "alegalisty", jako "nielegalisty", który robi "co chce", nietomny na całokształt całej "konstrukcji"...
podam taki przykład:
zatłuc pedofila /czynnego, podkreślę/, albo męczyciela zwierzaków jest okay (w moim systemie wartości), ale trzeba to zrobić "mądrze", aby nie wejść w konflikt z prawem, które pedofili chroni i samemu nie oberwać...
@Woland...
Usuńjakimż znowu quo modo uzależnieniem?...
już pominę kwestię rzadkości, "egzotyczności" wręcz uzależnienia od tego "narkotyku" /niech już będzie na chwilę, że tak to nazywamy, na równi z alkoholem, opioidami, czy stymulantami (np. koką, czy fetą)/, to sprawa polega na tym, że nikt się w tym systemie nie patyczkuje z "objawami osiowymi" u delikwenta... wykładnia systemu jest prosta: miał marychę, znaczy jara, a skoro jara (nawet od święta), to znaczy, że "ćpun"... a skoro ćpun, to niech siedzi (albo alternatywnie idzie na jakąś zbędną przymusową terapię), niech się "nauczy"...
jakoś za posiadanie butelki piwa, czy nawet wódki system nikogo tak nie traktuje... ciekawe, nieprawdaż?...
lekarze, czy terapeuci na państwowym wikcie tak diagnozują, jak system każe, ale pogadaj z niezależnymi, prowadzącymi prywatne praktyki /na szczęście jeszcze mogą w tym kraju je uprawiać/, to się dowiesz, jak się sprawy mają...
...
sorry, tak w kwestii formalnej, od jutra rana znikam z neta na kilka dni, ale potem możemy, tak pod weekend gadać dalej...
p.jzns :)
Prędzej uzależnieniem, niż sumieniem. Jara, bo czuje głód marihuany (jeden objaw osiowy), a nie dlatego, że podnosi mu się przez to moralność. Jara, mimo znajomości skutków prawnych (drugi objaw osiowy), nie potrafi znaleźć innych zainteresowań relaksujących, które zastąpiłyby nielegalną marihuanę (postępujący zanik innych zainteresowań na rzecz narkotyku - trzeci objaw). To oczywiście jeszcze należałoby potwierdzić dodatkowymi testami, ale co ma wspólnego sumienie z tym, że koleś chce się ujarać...???
Usuń@Woland...
Usuńaha... dziś w Biedrze kupiłem sobie pieczonego rożka z jabłkiem, po czym go zjadłem jakoś tak od razu po wyjściu ze sklepu, kucnąłem sobie na murku nieopodal, aby mi było wygodniej jeść...
rozumiem, że to spowodował osiowy "głód rożka z jabłkiem", a nie żadne tam, że po prostu miałem na tego rożka ochotę?...
dodam jeszcze, że w danej chwili nie miałem, wręcz być może nie potrafiłem znaleźć niczego innego relaksującego w okolicy...
rozważył bym jeszcze kwestię ewentualnego uzależnienia od kucania na murkach...
c'mon :)
co więcej, wychodzi na to, że ja nie chciałem po prostu zjeść rożka, ja się nim chciałem ujeść, czy wręcz urożkować... ciekawe...
ale faktycznie, to chyba wymaga jeszcze dodatkowych testów, LOL...
...
jak działa umysł legalisty?... działa pod dyktando prawa stanowionego, tak działały też kiedyś umysły Niemców goniących z lagą "żyda" po ulicy... taki umysł da sobie wmówić wszystko, na przykład bajdy o "strasznych" skutkach działania marychy i jej rzekomo wysokim potencjale uzależniającym...
a dlaczego więzień sumienia jest "więźniem sumienia"?... bo siedzi za to, że sumienie ma... legalista go nie ma, prawo jest jego sumieniem...
to tak z grubsza, rzecz jasna...
Sporo zapomniałeś z czasów, gdy byłeś terapeutą, myślę że dobrze, że już nim nie jesteś. Ale jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć, to rzeczywiście przykład rożka z jabłkiem jest dobry, żeby Ci wyjaśnić o co chodzi. Spożycie rożka z jabłkiem wynika z subiektywnego poczucia głodu. Jest szansa, że związanemu z uzależnieniem od jakiejś substancji z rożka, ale niekoniecznie, bo mogło chodzić o zwykłe uzupełnienie substancji odżywczych. To zależy od tego, czy gdybyś rożka nie zastał w Biedrze, biegałbyś po całej Warszawie go szukając i gotów byłbyś jechać na drugi koniec miasta, by go kupić nawet, gdyby dajmy na to ze względów epidemiologicznych, nabycie w tym punkcie było nielegalne (podejrzewano możliwość skażenia jakąś bakterią). Czy założyłbyś bloga ozdobionego rysunkami rożków z jabłkiem i tekstami o więźniach sumienia, rekrutujących się spośród tych, którzy mimo zakazu cisnęli na drugi koniec miasta po owe zakazane rożki. I czy zacząłbyś je nazywać "świętym pieczywem". Strzelam, że jednak nie, że mimo wszystko masz w dupie, czy zjesz rożka, czy też dasz sobie spokój i zjesz to, co jest dostępne w sklepie. Twoje zaangażowanie i gotowość konfliktu z prawem dotyczy wyłącznie spożycia substancji uzależniającej, zwanej THC, a występującej w ilości gwarantującej Ci oczekiwane doznania w odpowiednich gatunkach konopii indyjskich. To dlatego na Twoim blogu nie ma rożków z jabłkiem, bo bez problemu możesz je zastąpić innym dostępnym składnikiem. Twój problem rodzi się WYŁĄCZNIE przy marihuanie. Nie tylko zresztą Twój, jeszcze większy dotyczy więźniów uzależnienia, tych, którzy zostali przyłapani w warunkach recydywy (i to wielokrotnej) i poszli siedzieć. Bo nie potrafili.
UsuńJak ziała mózg uzależniony? Między innymi wmawia mi, że dałby się posadzić do więzienie za rożka z jabłkiem i kucanie przy murku. Nie dałbyś się, @PKanalia, miałbyś to w dupie, zjadłbyś co innego. O marihuanie tego nie możesz powiedzieć, chyba że zastępujesz ją czasem innym narkotykiem,np. alkoholem.
@Woland...
Usuńnaprawdę musiałeś pojechać (kłamliwą zresztą) insynuacją ad personam?... co jak co, ale z tej strony takiej akcji się nie spodziewałem...
mimo to jednak odpowiem...
w pierwszym okresie pracy terapeutycznej faktycznie wierzyłem w bzdury lansowane przez Kotańskiego dotyczące marihuany, z których wielu terapeutów i innych znawców tematu już dawno się wycofało...
potem miałem dłuższą przerwę w tej robocie, ale rejestrowałem wiele w tej kwestii i załapałem, o co tu chodzi... to jest tak, że zioło na upartego można nazwać "narkotykiem", bo bez wątpienia coś na kilka godzin subtelnie zmienia w umyśle... sporadycznie nawet można się odeń uzależnić, poznałem dwa przypadki /trzeciego nie jestem pewien/ spełniające przesłanki tegoż... w drugim okresie pracy terapeutycznej taki głupi już nie byłem i nie jestem jedyny w tym kręgu zawodowym, który ma podobne poglądy, jakie ja mam teraz...
to prawda, że działam na rzecz legalizacji marihuany, ale nie wynika to z mojej potrzeby łatwiejszego dostępu do niej, bo są lepsze sposoby, aby go uzyskać... sam używam tego dość rzadko, nawet jak mam pod ręką, a gdy nie mam, to nie odczuwam z tego powodu braku tegoż, nie spełniam wiec bazowej przesłanki do hipotezy uzależnienia... i porażajaca większość użytkowników jej nie spełnia zresztą... jednak zależy mi, aby narkomania /także alkoholowa/ się nie rozwijała, zaś jednym ze sposobów na to jest właśnie legalizacja lub chociaż jakaś forma liberalizacji, jest to warunek konieczny, aczkolwiek nie dostateczny... stąd też moja retoryka na ten temat, aby wylansować inny, cieplejszy, pozytywny stosunek ludzi do MJ, którą od czasu do czasu uprawiam też na blogu...
rzecz jasna nie będę teraz rozwijał uzasadnienia, sporo materiału na ten temat można znaleźć na tym blogu, choć od kilku lat piszę o tym dość rzadko, gdyż trzon moich czytelników już otrzymał stosowną porcję wiedzy na ten temat i działam w innych rejonach...
...
co do rożka to głodny wtedy nie byłem... miałem wtedy ochotę na "coś słodkiego", jako że rzadko jadam takie rzeczy... aczkolwiek nie zaprzeczam, że mógł za tym stać jakiś chwilowy niedobór glukozy w organizmie... tak samo, jak za chęcią zajarania zioła może stać chwilowy deficyt endokanabinoli, jednak do uzależnienia w tej kwestii droga jest bardzo daleko i rzadko się to zdarza... trzeba używać zioła /np. palić lub wapować/ w naprawdę wielkich ilościach i regularnie, aby tak się stało, szybciej można po prostu zwariować od tego, czyli dorobić się jakiejś dysfunkcji psychiatrycznej....
mechanizm, jak się "produkuje" rzekomo uzależnionych do statystyk medycznych kiedyś już opisywałem, ale jak chcesz, mogę jeszcze raz...
to tyle na razie... jutro wyjazd, a gdy wrócę możemy wałkować temat dalej... powiedzmy, że zapomniałem o Twoich niefortunnych wycieczkach osobistych... głupio by było tracić partnera do sensownych dyskusji na inne tematy...
pozdrawiać :)
p.s. alegalizm nie oznacza automatycznie gotowości do konfliktu z prawem... różne bywają wyniki szacowanej kalkulacji ryzyka... a wracając do przykładu MJ, to wielu użytkowników tak kombinuje, aby to ryzyko zminimalizować... tym się różni ta używka od narkotyków sensu stricto, że prawie nikt za nią nie ugania się po mieście, nie bacząc na owo ryzyko, aby ją zdobyć... nie można jednak zaprzeczyć, że niektórzy zachowają się niefrasobliwie, niczym przechodnie trawersujący jezdnię w randomowych miejscach... nie ma to jednak nic wspólnego z jakimś rzekomym uzależnieniem od takiego właśnie sposobu przechodzenia przez tą jezdnię...
Usuń@PKanalia i @Woland, przepraszam Was za wrażenie, że mnie tu nie ma. Jestem, czytam, temat marihuany jest mi bliski, bo interesuję się psychologią, więc i ciekawi mnie wpływ środków psychoaktywnych na ludzką psychikę. Bardzo dużo różnych wątków tu poruszyliście, za każdym razem miałam ochotę napisać błyskotliwą uwagę, ale pojawiało się coś nowego. Wiem dlaczego ten temat porusza Wolanda, dlaczego tak naprawdę jest Tobie bliski, PKanalio, nigdy nie ustaliliśmy, a ja porzuciłam temat zapisując sobie na dysku Twoją hipotezę o tym jakoby marihuana była bezpieczną używką, która zmniejsza szkody, czyli np. odpręża jednocześnie odciągając od innego narkotyku (tu roboczo: alkohol). Jednocześnie jako winny całej sytuacji pojawia się (nie pierwszy raz) nieboszczyk Kotański. Obiecałam sobie, że kiedyś się wezmę za przegląd badań. Bo chcę sobie sama odpowiedzieć na pytanie, dlaczego moi uczniowie nie przychodzą rano na zajęcia, a mój (były już menadżer) przynajmniej trzy razy pytał mnie, czy palę trawkę i nie zapamiętywał mojej odpowiedzi. Twoje doświadczenia, PKanalio, przeczą moim. Zastanawiam się nad napisaniem postu dedykowanego. A na razie, po dosłownie minucie przeglądania EBSCO artykuł naukowy o komplementarności marihuany i alkoholu, który potwierdza, że nastolatki palące piją więcej:
Usuń"Complementarity in daily marijuana and alcohol among emerging adults."
https://doi.apa.org/doiLanding?doi=10.1037%2Fadb0000771
Artykuł sprzed roku. Wątpię, aby autorzy znali Kotańskiego. Jeśli jesteście zainteresowani, będę tu wklejała takie czytanki. Pozdrawiam.
@Monika, wklejaj, wklejaj, właśnie w swojej odpowiedzi zapowiedziałem to @PKanalii,
Usuń@PKanalia, Z opóźnieniem przyszło mi do głowy: Co się musi stać, byś za objaw koncentracji życia wokół przedmiotu uzależnienia uznał wymagające większych nakładów logistycznych niż zakup rożka przygotowania do palenia marihuany? Czy wyjazd z WARSZAWY (POLSKA) do AMSTERDAMU (HOLANDIA) w celu wizyty w coffee shopie wystarczy? Wystarczająco odjechane? Przecież po rożka z jabłkiem nikt nie przejedzie 1200 kilometrów. I analogicznie, co musi się stać, byś trafienie do więzienia uznał za objaw używania narkotyku mimo znajomości zdrowotnych, społecznych i prawnych tego skutków?
Ja to od dawna próbuje zrozumieć Irlandię i też nie jest łatwo
OdpowiedzUsuńCo takiego próbujesz zrozumieć o Irlandii? 😊 Może ja też nie rozumiem, a może coś wiem 😀
UsuńPetycję podpisałem, z prostej przyczyny: polskie prawo antyaborcyjne jest nielegalne, nie dość że godzące w prawa człowieka i stawianie zygoty ponad życie kobiety, ale jeszcze zaostrzone przez trybunał kucharski, którego skład został dobrany z naruszeniem prawa. Są chwile, gdy nawet legalista powinien zaprotestować przeciw stosowaniu nieludzkiego prawa. Natomiast już samo Amnesty International na stronie z petycją wkurzyło mnie nie na żarty, bo gdy zaznaczyłem, że nie chcę od nich spamu w postaci informacji o innych petycjach, użyli szantażu emocjonalnego, w którym żalili się, że jest im przykro, iż nie chcę wiedzieć o ich innych akcjach.
OdpowiedzUsuńW sprawie Czeczki najbardziej oburza mnie jedna sprawa: Ktoś go przyjął do armii, ktoś badał, także jego stan psychiczny, wiadomo było, że ma problemy z agresją, a mimo to nie dość, że miał dostęp do broni, nikt go nawet nie urlopował, to jeszcze go wysłano na misję, która do łatwych psychicznie nie należała. Sam fakt obkładania jego trumny flagami pokazuje mi tylko, jak mało znaczy flaga, jak oprócz symboliki związanej z przynależnością narodową nie ma w niej nic wzniosłego, jedynie wykorzystanie do własnych partykularnych celów osób flagi używających, a użyć jej może bezkarnie byle chujek. Naprawdę bez sensu jest szukanie świętości tam, gdzie jest zwykły symbol ułatwiający identyfikację. A człowieka szkoda, tylko trzeba się było nim zaopiekować psychologicznie, gdy był dzieckiem, bo ocenianie czynów ewidentnie zaburzonego faceta bez bliższego zaznajomienia się z diagnozą trąci perwersją skręcającą w kierunku sadyzmu.
@Wolandzie, zignorowalam to zagadywanie systemu. Rzeczywiście to szantaż, dziwne, że strona w zamyśle "do przodu" posługuje się dziaderskimi technikami.
UsuńFlagi polskiej użyli Białorusini,reszta się zgadza. A czy czytając komentarze pod niektórymi moimi postami odnosisz wrażenie, że wszyscy rozpoznają psychiczne problemy bliźnich i adekwatnie na nie reagują? :)
W kwestii rozważań o petycji i rzucania na tacę przyszło mi do głowy jeszcze jedno rozwiązanie - rzucić na tacę (bez względu na to, czy inni ludzie patrzą, czy nie), ale granat.
OdpowiedzUsuńNa samą petycję nie trafiłam, a szkoda, bo zazwyczaj manifestuję swoje zdanie, podpisując. Co do Emila i rodzin chłopaków marzących o karierze wojskowej, Twoje wnioski nie wydają mi się na wyrost. Żony i dzieci wojskowych - przynajmniej te, które znam - mają w domu na różny sposób przesrane. Przypadek?
Zaczynając od końca, oponent(ka) mógłby powiedzieć, że wszyscy mają przesrane, ale ja jednak obstaję przy tym, że bywają fajne rodziny :) Zaskoczona w sumie jestem, że sporo osób, które mam na myśli, to dzieci "niewychowane", czyli takie, które rodzice mają w dupie. Szukają struktury, i każda, także taka z darciem mordy, wydaje im się lepsza.
UsuńJeśli mogę Cię @FrauBe zapytać, kiedy tak radykalnie odeszłaś od KrK?
@PKanalia, Swoją postać w dyskusję wplotłeś Ty sam, próbując za jej pomocą dokonując manipulacji zrównującej zakup rożka w Biedronce z zakupem marihuany u dilera. Mój gniew budzi fakt, że robi to były terapeuta. Udajesz, że nie widzisz różnicy między koncentracją życia wokół przedmiotu uzależnienia a wspomnianym zakupem z Biedronki, udajesz że nie wiesz, jak silne musi być tkwienie w uzależnieniu, skoro dzieje się to mimo znajomości skutków prawnych, groźby bezwzględnego więzienia, zwłaszcza wynikającej z recydywy. Czego innego wymagam od osiemnastolatka, który ledwie się prześliznął przez maturę, a czego innego od inteligentnego praktyka z wiedzą. W rozmowie ze mną bez żenady używasz prostych zaprzeczeń, piszesz mi, że w swej karierze poznałeś 2 przypadki uzależnienia od marihuany, a trzeciego nie jesteś pewien. Naprawdę? Jak to jest możliwe, że Ty, którego ciągnie do środowiska marihuanistów identyfikujesz dwoje uzależnionych, a ja i moja żona, którzy staramy się trzymać jak najdalej od tego środowiska, trafiamy na nich regularnie? Jak to jest, że większość uczniów Świechny przyznaje swój problem i ma kłopot z dotarciem na ważne zajęcia (nie mówiąc już o punktualności), a Ty, praktyk w sile wieku poznałeś 2 osoby. Twierdzisz, że prawie nikt nie ugania się za maryśką po mieście, a moja unikająca kontaktu z uzależnionymi żona podczas pierwszej podwózki samochodem zaproponowanej przez "wcalenieuzależnionego" szefa została po drodze zawieziona do dilerki (koleżanki z pracy zresztą, zresztą postać szefa wspomniała w komentarzu do Twojej wypowiedzi). Jak to jest, że nie dalej jak przedwczoraj dowiedziałem się, że jeden z supervisorów z mojej firmy stracił prawko na rok po stłuczce pod wpływem maryśki, a kilka miesięcy temu wspominałem żonie o tym (prorok?), że tylko na taki scenariusz czekam, kiedy w przerwie w pracy palił to gówno przy innych pracownikach, także supervisorach i teamleaderach, mając 200 km jazdy za kierownicą do domu w perspektywie 2 godzin. Jak to jest, że Ty obracając się wśród marihuanistów, spotkałeś raptem 2 uzależnionych, a ja ich unikając, nie mogłem wyciągnąć do pracy podwładnych będących na delegacji w opłaconym przez firmę hotelu, stałem pod ich oknem, a chmurę czuć było z ulicy? Dziwisz się moim emocjom? Np. w kontekście mojego kuzyna, który nie mógł wytrzeźwieć, aż odwalił kitę, bo gdy miał kasę, to chlał, a jak nie miał, to jarał, więc nigdy na trzeźwo nie mógł analizować dupy w jakiej się znalazł? Kiedyś u mnie napisałeś, że problem alkoholu jest hardcorowy, więc i takież jest leczenie. To samo się tyczy marihuany. Moja żona znalazła Ci link do badań mówiących coś dokładnie przeciwnego do Twojej hipotezy, że więcej jarania - mniej picia. Będzie jeszcze szukać innych, bo chyba obaj wiemy, że na jednym przykładzie nie można wybudować poważnej teorii naukowej. Poświęci temu osobny post.
OdpowiedzUsuń@Woland...
OdpowiedzUsuńcytuję:
"...Ty, którego ciągnie do środowiska marihuanistów..."...
" ...Ty obracając się wśród marihuanistów..."...
tak chcesz rozmawiać?... tak w stylu Łosia?...
czy mam rozumieć, że nie chcesz rozmawiać?...
trudno, co robić...
jak tak, to tak...
@PKanalia,
UsuńAle co...? Teraz przechodzisz na szantaż emocjonalny? Nie dość, że zamiast walczyć o legalizację, promujesz narkotyk i podważasz objawy uzależnienia (swoją droga, pamiętasz jeszcze, jakie są objawy osiowe uzależnienia od marihuany?), to robisz obrażonego chłopaczka, gdy próbuję Cię zmusić do wyjścia ze strefy komfortu. Nie wyjaśniłeś żadnej wątpliwości, po drodze nazywając legalistów ludźmi bez sumienia, przeciwstawiając im ćpuna, który jara mimo realnej groźby więzienia i próbujesz zignorować (przemilczeć) fakt, że do odsiadki idą recydywiści, a na zakończenie dowiaduję się, że Ty jesteś pokrzywdzony, a ja coś robię w stylu łosia, czy też Łosia (musisz mi go objaśnić, bo pierwszy raz o tym stylu słyszę od Ciebie).
Zastanawiałeś się nad różnicą między oświeceniem, a oślepieniem?
chciałem zapytać, w który miejscu rzekomo promuję narkotyk /niech już będzie, że to "narkotyk", skoro nawet wielu zwolenników legalizacji tak to nazywa, poza tym jest to częściowo prawda/, ale na razie się z tym wstrzymam, bo nagle pojawiła się inna sprawa:
Usuń"stylem Łosia" pozwoliłem sobie nazwać taki styl rozmowy, gdzie ktoś zamiast rozmawiać na temat zaczyna dywagować, snuć fantazje na temat swojego rozmówcy... ja się po prostu na takie coś nie zgadzam... choć cenię Cię jako partnera do dyskusji, to nasze relacje nie są tak zażyłe, aby w takim stylu tą dyskusję toczyć... ja nie tworzę żadnych fantazji na Twój temat, a przynajmniej nie opowiadam o nich, od Ciebie zaś oczekuję tego samego... jeśli to oczekiwanie się nie spełni, to po prostu odmawiam dalszego udziału w tej rozmowie... nie jest to bynajmniej żaden "szantaż", tylko raczej prośba o normalny poziom rozmowy, zaś sama sankcja w razie jej niespełnienia nie wydaje mi się zbyt bolesna, aby to "szantażem" nazywać...
Być może robisz to nieświadomie, ale skoro używasz w odniesieniu do marihuany takich zwrotów, jak "cudowne zioło", bądź "święte zioło", "szlachetna odmiana", a skazanych za posiadanie narkotyków na własny użytek "więźniami sumienia", to robisz to, co robią koncerny alkoholowe, łącząc w reklamach ich markę z wyjątkowością, dobrym smakiem, sukcesem, szlachetnością składników. Zwłaszcza, że przy okazji podważasz diagnostykę, unikasz nazywania uzależnienia od marihuany po imieniu, zaniżając dodatkowo jego występowanie do śladowych ilości (dwa przypadki +1 możliwy na Twój wiek, który jest zbliżony do mojego). Nawet teraz uniknąłeś odpowiedzi na temat objawów osiowych. Aż chciałoby się dowiedzieć, na podstawie czego w takim razie Ty zdiagnozowałeś 2 przypadki.
UsuńWiem, że zawarłem sugestię, przepraszam jeśli Cię uraziła, ale po prostu pasowała mi ze względu na formę wypowiedzi. Jeśli się wczytasz w swoją opowieść o rożku z jabłkiem (która jest zresztą czystej wody demagogią), to zobaczysz, że umieściłeś siebie, jako bohatera. Wygodnie mi było ze względu na przejrzystość wypowiedzi, ciągnąć historię z udziałem Twoim, jako głównego bohatera. Format Twojego komentarza sprzyjał odpowiedzi w takim formacie.
Co zaś się tyczy fantazji, Twój styl pisania o marihuanie skłania do zadania sobie pytania: dlaczego występuje ona w roli niemalże religijnego fetyszu? Dlaczego tak reagujesz na zdanie odmienne? Dlaczego jesteś tak wrażliwy na sugestię uzależnienia? Gdybyś Ty mi je zasugerował, pomyślałbym, że to Twoja opinia, a nie mój problem. I najgorsze jest to, że niezbyt wiadomo, jak Ci to napisać, ze względu właśnie na reakcję. Naprawdę Tobie w głowie nie pojawiają się pewne przypuszczenia, gdy widzisz u jakiegoś blogera, czy komentatora nadwrażliwość na jakieś zagadnienie. Nie musi być o narkotykach, może być o Wojtyle. Ja nie mam problemu z wytłumaczeniem swojej nadwrażliwości w temacie marihuany. Ja piszę bardzo szczerze, żona mnie czyta, głupio by mi było zmyślać historie, które ona zdążyła poznać. W życiu, nie w sieci.
okay, oczyśćmy klimat ze złych wibracji, wywalmy co mamy do siebie, wyjaśnijmy to i tamto, bo jesteś w o wiele wyższej lidze /moim zdaniem/, niż ów nieszczęsny Łoś, którego pożegnałem bez żalu i już powoli o nim zapominam...
Usuńnie sądzę, abym był wrażliwy na sugestie uzależnienia, czy jakiejś innej dysfunkcji psychicznej, drażni mnie tylko /delikatnie mówiąc/ ludzka niska wiedza, podatność na propagandę i jako jej skutek pewnie automatyzm myślenia, który każe im wrzucać MJ do jednego worka z narkotykami sensu stricto i w każdym użytkowniku, czy nawet zwolenniku (co najmniej) liberalizacji upatrywać "ćpuna", czy bardziej naukowo mówiąc osoby uzależnionej... przy okazji /choć nie zawsze/ też towarzyszy temu co najmniej permisywny stosunek do alkoholu, który jest o wiele bardziej szkodliwym dragiem i ze względu na stopień zmiany stanu umysłu, które powoduje bardziej zasługuje na miano "narkotyku"... notabene całe mnóstwo ludzi mających poglądy "prokonopne" wcale zioła nie używa, czyli wspomniany automatyzm myślenia bazuje na fałszywych przesłankach...
za co do mnie, to nie przeczę, że mam nieco za sobą różnych doświadczeń, czy eksperymentów, nigdy tego nie ukrywałem i nie ukrywam, bo niby dlaczego miałbym to robić, jednak jakoś nigdy tym nie zaszkodziłem ani sobie, ani komuś... być może jest to kwestia osobowości niepodatnej na tzw. "nałogi" plus splot szczęśliwych przypadków ze zdrowym rozsądkiem, ale tak dokładnie tego już nie analizuję, bo również nie ma takiej konieczności...
na temat MJ faktycznie wypowiadam się w blogosferze ciepło, być może za ciepło, robię to z pełną premedytacją jako stylistyczny zabieg, gwoli pewnej prowokacji, edukacji, tudzież oddemonizowania i podkreślenia jej inności od typowych tzw."narkotyków" w znaczeniu common tego słowa... jest w tym może trochę syzyfowego znoju, ale mnie to akurat kręci i naprawdę mi zależy, aby zjawisko narkomanii choć trochę przyhamować... gdy wróciłem po długiej przerwie do zawodu, to główną moja motywacją było pomóc ofiarom błędnego prawa, będącego skutkiem błędnych poglądów...
to może tyle, wspomnę jeszcze coś wyjątkowo(!) na Twój temat, bo i tą rozmowę traktuję wyjątkowo... pamiętam /choć już niedetalicznie/ naszą pierwszą gwałtowną wymianę zdań na pewnym forum blogowym, w której też mnie poniosło i obaj sypaliśmy "ad personam", co kompletnie nie powinno mieć miejsca... potem się uspokoiło, klimat się poprawił, a ja zauważyłem że na inne tematy potrafisz rozmawiać normalnie... czyli wyszło mi, że musi stać za tym jakaś przyczyna, jakieś przykre doświadczenia, które zaburzają Ci percepcję tych spraw... nie chcę jednak dokładnie dopytywać, bo w sumie nie powinno mnie to obchodzić...
być może jest tak, że na ten konkretny temat wcale nie powinniśmy dyskutować?... to się zdarza... znam nieco innych ludzi, z którymi mam znakomity kontakt i relacje, jednak z zastrzeżeniem, że o pewnych sprawach wcale nie gadamy... być może my dwaj też powinniśmy zawrzeć taki pakt o temacie tabu w naszych rozmowach?... po co nam nerwy, złe wibracje, zbędna szarpanina, skoro i tak jeden drugiego do niczego nie przekona, nie zmieni jego percepcji tego konkretnego zagadnienia?...
pytanie tylko, czy Ci to pasuje, bo mnie akurat tak i jestem w stanie ręczyć za siebie... po prostu, gdy któryś nas pisze coś na "te' tematy np. u siebie, to drugi się nie odzywa...
i na tym zakończę gadanie "ad personam" w naszych rozmowach, w nadziei, że ostatnie... tylko mi jeszcze odpowiedz, czy wchodzisz w ten układ i zamykamy sprawę...
To, że nie dyskutowaliśmy na temat marihuany od czasu wspomnianej przez Ciebie wymiany zdań, wynikało z tego, że sobie pogadałem i na jakiś czas mi starczyło. Tak się składa, że niewiele blogów już odwiedzam, bo mi się ilość czasu, który byłbym skłonny poświęcić na blogowanie/komentowanie mocno skurczyła, ale jeśli na tych właśnie blogach coś komentujesz, to Twoje komentarze akurat czytam, bo są dużo ciekawsze od średniej blogowej. Niesie to za sobą ten skutek, że zauważam, iż ostatnio nasiliłeś wtrącanie wzmianek o marihuanie, i to w formie niemal religijnej. Tłumaczysz tu, że to chwyt literacki, stylistyczny zabieg mający na celu oddemonizowanie. Może i takie kierują Tobą przesłanki, ale technicznie jest to zwykły marketing nastawiony na podkreślenie wyjątkowości reklamowanego produktu. Więc chuj mnie trafia, jak widzę gdy trafiającego za kraty za marihuanę nazywasz więźniem sumienia, a nie więźniem uzależnienia. Nie potrafię sobie wyobrazić większej utraty kontroli, niż wżenienie się w wyrok bezwzględnego więzienia (no, może za wyjątkiem ciężkich psychoz, które w formie ciężkiej rzadko się pojawiają przy używaniu samej maryśki, co nie znaczy, że się nie pojawiają), a to utrata kontroli jest czynnikiem decydującym o tym, czy ktoś jest uzależniony, czy nie. Nadal jednak nie dostałem odpowiedzi, na jakiej podstawie Ty diagnozujesz uzależnienie, jakie według Ciebie są objawy osiowe uzależnienia od marihuany, która jest narkotykiem i nie ma z tą klasyfikacją nic wspólnego Kotański, którego wpływ na mnie przeceniasz, nie czytałem żadnej z jego publikacji, a żył i był aktywny medialnie w czasie, gdy ja unikałem zgłębiania tematu uzależnień.
UsuńNie wiem też, jaką propagandę widzisz w tym, że np. zauważam grupkę chłopaków z Irlandii Północnej, którzy nie są w stanie miesiąca przepracować bez nawalenia w robocie, właśnie z powodu uzależnienia od marihuany lub też, że zauważam jednego z team leaderów, który z powodu uzależnienia od marihuany stracił właśnie na rok prawko, a razem z nim 90% zleceń w firmie. Nie mówiąc już o moich doświadczeniach ze środowisk nielegalnej emigracji, dużo bardziej zdegenerowanej. To nie Kotański, to życie, przy czym życiem są również przyjęte przez psychologię metody diagnozowania problemu.
Co się zaś tyczy Twojej propozycji, jak pewnie zauważyłeś, ja i tak nie komentuję Twoich wypowiedzi na temat marihuany u Ciebie na blogu i jeśli chodzi o mnie, byłbym usatysfakcjonowany, gdybyś komentując temat na innych blogach niż swój, darował sobie cudowne zioła i wyjątkowość maryśki, oraz zwykłe kłamstwa, jak to o wrabianiu w marihuanizm podczas przeprowadzanych badań. Zwróciłem Ci na to uwagę, nie odniosłeś się, ale arytmetyka jest tu dosyć prosta, bo skoro 91% badanych użytkowników marihuany nie uznano w badaniu nawet za palących szkodliwie, to kłamstwem jest twierdzenie, że wspomnienie o używaniu marihuany skutkuje wrobieniem w uzależnienie krzyżowe w papierach. Będziesz unikał takich tricków w komentarzach, nie dasz mi pretekstu do reakcji, ale wybór jest Twój. Na Twoim zaś blogu, tak jak to było od jakiegoś czasu, nie zamierzam się wtrącać w Twoje wywody o maryśce, to Twoje miejsce w sieci i nie będę gospodarza domu pouczać o tematach rozmów i sposobach ich prowadzenia u nieg samego.
@Woland...
Usuńchyba zaszło jakieś nieporozumienie, gdyż nigdy nigdzie nie twierdziłem, że Ty konkretnie uległeś wpływowi Kotańskiego, choćby dlatego, że nie uprawiam wobec Ciebie wycieczek osobistych... jedyne, co twierdzę, to że ów Kotański wybitnie swojego czasu przyczynił się do marychofobii w Polsce, zaś Twoim wyborem już było, że wziąłeś to osobiście... ja nie miałem na to żadnego wpływu...
...
nie mam też żadnego wpływu na to, jak odbierasz moje sporadyczne wzmianki na temat MJ na moim blogu i na cudzych forach blogowych, że /jak sam przyznałeś/ widzisz jakąś ich "niemal religijną" formę lub rzekomy "marketing" w nich zawarty... ale nie mam o to pretensji, każdy widzi świat tak, jak chce, jak lubi, jak umie i ma do tego prawo...
zaś co do Twoich oczekiwań, to sam zaproponowałem, że nie będę komentował Twoich wpisów na Twoim blogu na "te" tematy i mam zamiar to wypełniać... ale tylko tyle, bo niby dlaczego miałby rezygnować z ambicji i chęci ograniczenia zjawiska narkomanii w tym kraju?... i tak zresztą owe wzmianki "oswajające" ludzi z MJ wykonuję bardzo rzadko, że wręcz za rzadko...
...
nie odniosłem się do zarzutu rzekomego "kłamstwa", które mi postawiłeś, gdyż nie był oparty na faktach... fakty zaś były takie, że wspomniałem jedynie ogólnie o tym, jak powstaje zafałszowanie statystyk uzależnień od MJ w Polsce i wcale nie komentowałem tego konkretnego badania, o którym pisała Monika...
...
nie uznałem też za stosowne reagować na Twoje próby egzaminowania moich kompetencji terapeutycznych, gdyż uważam to za dirty trick, jeden z chwytów "ad personam", których użyłeś w naszej dyskusji... skoro jednak tak bardzo wciąż nalegasz, to wspomnę tyle, że do stawiania diagnoz uprawniony jest lekarz /który ja nie jestem/, a psycholog, czy terapeuta pełni rolę jedynie doradczą, może dzielić się swoimi spostrzeżeniami i sugestiami... gdy już mam /a raczej miałem/ to zrobić, to faktycznie kieruję się objawami osiowymi, szczególnie skupiając się na reakcjach na deprywację (nad)używanej substancji, czy produktu, kompulsji jej używania i zmianie priorytetów życiowych, gdzie owa substancja zajmuje pozycję dominującą...
to tak tyle w baaardzo dużym skrócie...
...
my tu gadu - gadu i z tego wszystkiego jakoś się "zgubiła" najważniejsza sprawa, czyli Twoje wspomniane dirty tricks, chwyty "ad personam", których się dopuszczałeś... żeby skrócić to wszystko, nie trzepać dalej piany, to postanowiłem, że po następnej takiej próbie takiego prowadzenia dyskusji z Twojej strony nasze relacje ulegną zakończeniu /szkoda by było, bo naprawdę cenię te rozmowy z Tobą, pod warunkiem rzecz jasna, że nie używasz wspomnianych chwytów/...
to zaś przełoży się na moją absencję na forach Twoich dwóch blogów i trzeciego, który współprowadzisz... a na innych forach to się zobaczy, na pewno nie będzie to nawiązanie zwykłej rozmowy... czyli w sumie nic strasznego, ale przecież nie o "straszenie" chodzi, w końcu nie jesteśmy dzieciakami...
p.jzns :)
Nie mam wpływu na Twoje postanowienia, ani na rodzaj relacji, jaki postanowisz utrzymywać, bądź nieutrzymywać, zresztą masz do wyboru ich rodzaju pełne prawo. Ja nawet partnerek nie zatrzymywałem, jeżeli zachowywały się tak, jakby im się działa krzywda, bo i po co?! Jestem bardzo przywiązany do szczerości swoich wypowiedzi i jeżeli ich udzielam, to dlatego, że w to wierzę. A żyję w kraju, gdzie wpływ Kotana jest zerowy. Wyobraź sobie, że ja również mam prawo działać w celu ograniczenia narkomanii w Polsce, w tym alkoholizmu i marihuanizmu, a za "dirty trics" uważam między innymi ocenianie, kto jest, a kto nie jest marihuanistą w całkowitym oderwaniu od objawów osiowych choroby. Diagnozy zaś stawiają nawet studenci psychologii, więc psychologowie i terapeuci stawiają je tym bardziej. Nie mają one jedynie mocy medycznej, ni prawnej, bo żeby nabyć taką moc, musza być postawione przez lekarza. Zarzut kłamstwa nie jest jednym z "dirty trics", bo wbrew temu, co usiłujesz mi tu wmówić, nie mówiłeś ogólnie, ale użyłeś tej historii do podważenia wyniku badania przedstawionego przez Świechnę. ODNIOSŁEŚ SIę DO TEGO KONKRETNEGO BADANIA, PRÓBUJĄC PODWAŻYĆ WIARYGODNOŚĆ JEGO WYNIKÓW. Napisałeś, cytuje dosłownie: "tak, to się zdarza, choć te 9% użytkowników jest mocno naciągnięte... jakim sposobem naciągnięte?... to działa tak: podczas wywiadu wstępnego osoby mające problem z używaniem jakiegoś dragu wspominają też o "maryśce"... to wystarczy, żeby do papierów poszło "uzależnienie krzyżowe", czy też "mieszane", gdzie komponentą są kanabinole... tymczasem prawda jest taka, że dla większości ćpunów zioło jest jakimś tam dodatkiem, bardzo niekoniecznym, nie ma też żadnej wartości jako substytut..." Najpierw podważyłeś wynik, później zaś dałeś opis, jak to rzekomo działa. Mało tego, ani słowem się nie zająknąłeś o tym, że badający NIE MA PRAWA opierać się na papierach, on ma sam to zbadać wybraną przez siebie metodą, więc jakiekolwiek papiery nie mogą mieć na nie wpływu. Można co najwyżej za pomocą badania zweryfikować dane z papierów. Mój wniosek jest taki, że nie ja, a Ty używasz brudnych chwytów, zwłaszcza demagogicznych, że wspomnę nieszczęsnego rożka z jabłkiem, którym próbowałeś podważyć, a raczej obśmiać objaw osiowy głodu narkotykowego. Brudnym chwytem jest również, gdy podajesz dane statystyczne o zmniejszeniu o 3% sprzedaży alkoholu po legalizacji marihuany, bodajże w Kanadzie. Taka statystyka niczego nie mówi o szkodliwości. Jeżeli wyobrażę sobie towarzystwo, jakie nie raz i nie dwa widywałem w rzeczywistości, które traciło film po 12 browarach, a przy wspomożeniu maryśką, traciło film już po 8 piwach, to nic mi to nie mówi o szkodliwości dla zdrowia tej grupy. Społecznie, jest to jeden chuj, bo w tym czasie nie nadają się oni do żadnej roli życiowej, bo robią trzodę, a w najlepszym razie śpią. Zdrowotnie, trzeba by przeprowadzić dokładne badanie długofalowych skutków zdrowotnych, somatycznych i psychicznych. Taka statystyka nie mówi nic na temat zdrowia, wyciąganie na jej podstawie wniosków, czy też tylko ich sugerowanie, nawet jeśli to miękka sugestia, jest bardzo nie fair, to zwykłe oszustwo. Rozumiem, że czujesz się urażony podważaniem kompetencji terapeutycznych, ale nie znam sposobu, by wykazać, że w swych diagnozach (na jakiejś podstawie klasyfikujesz ludzi jako uzależnionych i nieuzależnionych) nie odnosisz się do objawów osiowych uzależnienia, a tylko to mi przychodzi do głowy, gdy podważasz używanie narkotyku mimo świadomości konsekwencji prawnych (z finałem osadzenia w Zakładzie Karnym) jako jeden z objawów oraz gdy wyśmiewasz objaw głodu narkotyku, przyrównując do głodu rożka z jabłkiem. Po prostu nie wiem, jak wytknąć Ci ten fakt bez podważenia Twoich kompetencji terapeutycznych, a chcę go wytknąć.
Usuń