Czy miewacie halucynacje?
Wiadomo już, przeczytałam książkę Olivera Sacksa "Halucynacje" i zafascynowałam się tematem.
Wiem, że niektórzy z moich Czytelników halucynacje mają (pamiętam komentarz o pojawieniu się aniołów), ale temat kojarzy się z chorobami psychicznymi i stanami narkotycznymi, ludzie nie są więc skorzy do dzielenia się swoimi wrażeniami z odbioru tego, czego nie ma (chyba, że dokonali interpretacji religijnej i mocno skręcili ideologicznie w tę stronę). Owszem, halucynacje są towarzyszami ciężkich chorób, takich jak schizofrenia, ale przede wszystkim obrazy i odczucia tworzone przez nasz mózg powstają, bo ten organ jest ogromnym kombinatem mechaniczno-chemicznym zarządzającym całością naszych doznań i jako taki jest pracoholikiem, nie znosi bezczynności. Stąd pojawiają się "widzenia" ludzi, przedmiotów, liczb, tekstu i bohomazów w martwym polu przy częściowej utracie wzroku (zespół Bonneta). To mózg widzi, smakuje, wącha, dotyka, wystarczy więc jakieś poruszenie, niedotlenienie, drobne uszkodzenie, gorączka, a możemy widzieć, słyszeć i odczuwać to, czego nie ma w realnym świecie. Halucynacje mogą być elementem dochodzenia do siebie po stracie (są częste po śmierci bliskich), naturalną reakcją organizmu na przechodzenie w stan snu i wychodzenie z niego, informacją zwrotną o drobnym uszkodzeniu mózgu z którego nie zdajemy sobie sprawy w inny sposób, manifestacją migreny lub łagodnej epilepsji, efektem kombinacji działania kilku leków, stresu, deprywacji sensorycznej, zmęczenia czy błahej niemożność zmiany pozycji ciała. Nie trzeba się ich bać, ani wstydzić, nie trzeba komplikować kwestii interpretacyjnej (charakterystyczną cechą halucynacji jest trudna do odparcia realistyczność ich istnienia poza nami, stąd mnożące się interpretacje natury religijnej lub idące w kierunku dowodów na istnienie cywilizacji pozaziemskich). Są powszechne (tak więc i kulturotwórcze) i najprawdopodobniej każdy z nas doświadczył w trakcie życia jakiegoś omamu o różnej złożoności (od pojedynczego dźwięku do jaskrawego i szczegółowego obrazu). Osobiście, jestem teraz pewna, że miałam omamy słuchowe po śmierci mojego dziadka. Jak jest u Was?
PS. Czarne plansze w polskich mediach to nie halucynacje. Niestety. Ciąg przyczynowo-skutkowy to się nazywa :I
Czarny ekran to nie halucynacje oczywiście, ale to się dzieje na naszych oczach. Młodzi mają przedsmak Stanu Wojennego!
OdpowiedzUsuńNie ma mnie w Polsce, więc siłą rzeczy nie czuję tej atmosfery, choć czuję złość i rozczarowanie.
UsuńZmieniając temat, a Ty Sagulo miałaś jakieś ciekawe omamy (wzrokowe, słuchowe, węchowem, dotykowe albo przekonanie o zmianach w ciele, których faktycznie nie było)?
Tak jak Ci mówiłem prywatnie, jedną z najlepiej przeze mnie zapamiętanych halucynacji był chór pasażerów siedzących za mną (więc ich nie widziałem) w tramwaju, śpiewający dość głupawą piosenkę Maanamu. Co ciekawe, najpierw zaczął śpiewać jeden głos męski, potem przyłączali się inni, więc po jakimś czasie śpiewał chór mieszany. To jest ta piosenka - KLIKNIJ TU BY POSŁUCHAĆ.
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam halucynacji tak wyraźnych, z drugiej strony miewam bardzo wyraźne sny na granicy jawy i snu (czasami wiem, że już nie śpię i nadal kontynuuję sen — ciekawe, czy można to zaliczyć do halucynacji ...). Pod wpływem lektury zaczęłam się natomiast zastanawiać nad omamami dźwiękowymi po śmierci dziadka, a konkretnie nad jednym przypadkiem, gdy słyszałam coś i zdawało mi się, że pies także to usłyszał (czy moje przekonania, że pies to usłyszał, nie było przypadkiem halunem wzrokowym).
UsuńPiosenka Maanamu "Nowy przewodnik", ciekawy przebój Twój mózg sobie wybrał :D
Myślę, że mój mózg wybierał piosenkę na tej samej zasadzie, na jakiej zapamiętywał durne reklamy typu "włączamy niskie ceny", czy "to takie małe danie, więc się nazywa danio". Podczas tej halucynacji sen (a raczej jego brak), zmęczenie i głód miały coś do powiedzenia, bo za czasów studenckich przepuściłem całą kasę na jakiejś imprezie, na niecały tydzień przed wypłatą, zostało mi po 5 ziemniaków na dzień plus pół szklanki ryżu i 2 marchewki (to już nie na dzień, a w ogóle). Do tego pracowałem w nocy i z rana, były wakacje, więc nie było nawet znajomych, a od nieznajomych głupio mi było pożyczać. Chór odezwał się, gdy po nocy w pracy jechałem do innej roboty.
Usuń@Monika...
Usuńto, o czym wspominasz to "hipnagogi", formalnie zaliczane do halucynacji...
szczególnie wyraźnie występują po użyciu opiatów... to wygląda tak: rozmawiasz z osobą "pod wpływem", rozmowa jest nawet dość rzeczowa, nagle klient przysypia... ale dla niego ta rozmowa toczy się dalej... w pewnym momencie się wybudza i mówi coś bez związku, ale z jego punktu widzenia jest to jak najbardziej logiczne...
ale hipnagogi mogą się zdarzyć praktycznie każdemu bez żadnego "wspomagania"... szczególnie niebezpieczna bywa sytuacja za kierownicą: ktoś długo prowadzi auto, jest ciepło /jonizacja dodatnia sprzyja przyśnięciu/ i nagle "widzi" coś przemykającego przed maską, reaguje nagłym hamowaniem, czy też zwrotem kierownicy i może się to skończyć nieciekawie...
Zdarzalo mi sie miec taki moment, po smierci kogos bliskiego, ze wydawalo mi sie nagle , ze uslyszalam cos wypowiedziane jego glosem. Kochalam bardzo babcie i po jej smierci zdarzalo mi sie stac np.: w supermerkecie. Wokol multum dzwiekow. Ktos przechodzil, cos mowil. Do mych uszu dochodzilo jakies pojedyncze slowo, ktore w brzmieniu bylo bardzo zbiezne z glosem mojej babci.
OdpowiedzUsuńGdy za kimś tęskniłam, zdarzało mi się błędnie rozpoznawać jakąś osobę jaką tą za którą tęskniłam, z tym że błędne rozpoznanie, złudzenie wzrokowe to nie halucynacja. Halucynacja to "odbiór" czegoś, czego faktycznie nie ma. Jestem bardziej osobą barwnych snów, niż halucynacji, ale pod wpływem lektury zastanawiam się, czy kiedyś miałam omam jedynie słuchowy, czy był to także omam wzrokowy (sądziłam nie tylko, że coś słyszałam, ale że i mój pies też wydawał się to słyszeć).
UsuńNigdy nic mi sie nie zdarzylo, u mnie tylko szkielko, oko i 5 zmyslow. Jesli zas chodzi o czarne ekrany, to niestety nie wszystkie stacje przylaczyly sie do protestu i nie mam tu na mysli tv rezimowej.
OdpowiedzUsuńHalucynacje to szkiełko, oko i 5 zmysłów. Jeśli halucynujący w czasie swojego tripu jest badany PETem (tomograf) lub fMRI (rezonans magnetyczny), to widać, że to mózg aktywuje sobie różne swoje części i w zależności od tego, co jest aktywowane, halucynacje mają różną formę i treść.
UsuńNie odbieram tv, więc nie wiem, które stacje się nie przyłączyły.
Mnie tam nie spotykaja nigdy takie fajne doznania, chyba bede musiala nazrec sie grzybkow albo przyjac komunie z LSD, zeby dobie pohalucynowac.
UsuńNa pewnym (rzekomo) katolickim portalu znalazłem opis widzenia matki św. Maksymiliana Kolbe. Zaś w opisie do wideo kazania jest takie stwierdzenie: „Twierdzenie ateistów, że nie istnieje nieśmiertelna dusza pozbawione jest jakikolwiek dowodów (w domyśle – naukowych)” A skoro tako rzecze światły kaznodzieja może te halucynacje nie są halucynacjami?
OdpowiedzUsuńJuż na serio, co do osobistych halucynacji, czasami słyszę, szczególnie gdy jestem w tłumie, że mnie ktoś woła. Składam to na karb drobnej wady słuchu (mam szumy uszne), bo też moje imię, choć wyjątkowo rzadkie, da się skojarzyć z innymi słowami.
Czyli matka pana Kolbego miała halucynacje? Ludzie wierzący chętniej się do takich "wędrówek" przyznają, bo sądzą, że to potwierdza ich wiarę. Niektóre halucynacje mogą też być potworniaste, co z kolei tłumaczy sporą grupkę pasjonatów teorii o kosmitach obecnych wśród ludzi. Lektura uświadomiła mi, że omamy regularnie miał Dostojewski, Edgar Allan Poe czy de Maupassant. Mnie w zjawisku halucynacji podoba się to, że każdy z nas ma unikatowy, osobny świat, a nawet kilka światów, przeżywanych mniej lub bardziej świadomie :)
UsuńWymieniasz kilka sławnych ludzi, a tu popatrz, prawie pół Polski miało halucynacje jednego dnia. Część mediów podała tylko jedną wiadomość, że w ramach protestu nie będzie żadnych wiadomości, a tej połowie Polaków wydawało się, że owe milczące media wręcz krzykiem obrażają obecne władze Najjaśniejszej na wszystkie możliwe sposoby. Jak to się nazywa? Zbiorowa halucynacja?
UsuńPojawiły się również peany, jak to szczujnia ucichła i można było wysłuchać w spokoju jednego, spójnego, namaszczonego przez Jezusa z Nazaretu i Karola z Wadowic przekazu. To nie jest zbiorowa halucynacja. To osobiste, głębokie mizerie, jak tak podrapać paznokciem po cienkim pozłotku. I ja wiem, że są zadowoleni, szczęśliwi, spełnieni chrześcijanie, po prostu ci, których bliscy napierniczają psychicznie i fizycznie (czasem z wzajemnością) są głośniejsi i bardziej widać.
UsuńHalucynacje zapachowe. Bywają przy migrenach. Bardzo wyraziste. Coś śmierdzi - ale tego czegoś nie ma.
OdpowiedzUsuńTo ciekawe, bo mojej mamie migrena zawsze zaczynała się od okropnych zapachów i interpretowała to tak, że na zapachy jest bardzo wrażliwa. Jak tak się zastanowić, to trudno powiedzieć, czy faktycznie istniało źródło zapachów. Myślę, że równie dobrze zapachy mogły być halucynacją, która poprzedzała atak migreny.
UsuńWrażenie halucynacji miewam gdy zajrzę na TVP info lub TV Trwam!
OdpowiedzUsuńjotka
@jotko, programów tych stacji nigdy nie oglądałam, ale wierzę ;)
Usuńtemat iluzji tworzonych przez umysł jest dość mocno rozwojowy dyskusyjnie, aczkolwiek Nauka nieco zawęża znaczenie pojęcia "halucynacja" w stosunku do rozumianego popularnie... na przykład pewne środki nazywane "halucynogenne" de facto żadnych halucynacji sensu stricto nie generują...
OdpowiedzUsuńz drugiej zaś strony popularne rozumienie słowa "halucynacja" ogranicza je do omamów wzrokowych, co naukowo nie jest do końca prawidłowe...
mnie za to intryguje nie tyle kwestia samej terminologii, co wglądu w "nierealność" tego, co percepujemy, na ile my "wiemy", że coś "jest naprawdę", a na ile nam się tylko wydaje, że "wiemy", ale to już nie jest rozkminka na dyskursywne myślenie, tu już wkraczamy w świat "przed myśleniem"...
p.jzns :)
Jeśli dobrze zrozumiałam temat, szeroka, nie wgłębiająca się w patologię definicja halucynacji to (pseudo)spostrzeżenie przez zmysły czegoś, co na zewnątrz nas nie zaszło, nie wystąpiło. W tym sensie halucynacją może być także przekonanie, że np. puchnie mi twarz po znieczuleniu u dentysty (wystarczy zerknąć do lusterka, żeby się przekonać, że mózg zmyśla to wrażenie). Nie wiem co to znaczy, że środki halucynogenne żadnych halucynacji nie generują, za mało mam na ten temat wiedzy, przypuszczam jednak, że jakieś dla kogoś generują, skoro zwykłe środki medyczne też mogą mieć takie skutki (Sacks pisze też o własnych halucynacjach po zażyciu różnych substancji). Natomiast realność halucynacji jest tym, co odróżnia je od iluzji i snów. Potrafimy powiedzieć, że śniliśmy, albo, że jakieś wrażenie było iluzją. Dla odróżnienia halucynacji od rzeczywistości potrzebujemy punktu odniesienia (w przypadku halucynacji somatycznych np. lusterka, żeby mózg uzupełnił info o nowe bodźce albo osoby, którą możemy zapytać, czy słyszy to, co my), ale halucynacje są tak realne, że możemy nie wpaść na to, że potrzebujemy punktu odniesienia. Nad halucynacjami nie mamy kontroli (nie pomoże np. mruganie) i nie muszą być one związane z naszym światem wyobraźni (w sensie nie trzeba myśleć o rzeczach, żeby potem je halucynować). Nawet w przypadku, gdy człowiek wie, że wziął substancję powodującą omamy, odbiór może obezwładniać racjonalne myślenie. Sacks wspominał, że wiele osób zaczyna snuć teorie kosmiczne po tym, jak "zobaczyli" Obcych, albo nawraca się po "zobaczeniu" świętych i aniołów. Nie oznacza to, że można u tych osób stwierdzić zaburzenie psychiczne, w sumie większość halucynujących to względnie zdrowe osoby z nadczynnościami lub nieprawidłowościami, często przejściowymi, w niewielkim obszarze mózgu.
UsuńBardzo mnie ciekawią halucynacje po stracie, w sensie mechanizmu, który ma przynieść komfort i pocieszenie, oraz niewidzialni przyjaciele dzieci.
okay, niech będzie jeśli do halucynacji zaliczymy także deformacje, czy inne modyfikacje percepowanej rzeczywistości...
Usuńja u dentystki mam inną halucynację po znieczuleniu: wydaje mi się, że mam dziurę w policzku, co powoduje moje dziwne manewry, gdy dostanę kubek wody do wypłukania ust :)
Najczęściej zdarza mi się deja-vu. Halucynacje chyba się nie zdarzyły, może po narkozie po operacji w 2016. Ale szczegółów nie pamiętam. Czasem z przemęczenia chyba można je mieć.
OdpowiedzUsuńFiu fiu. To niezły wynik z tymi szczepieniami dwoma. W Polsce to nie wiadomo jak jest do końca. W TVP pokazują sukces na miarę lądowania na Księżycu. W innych mediach różnie mówią.
Pozdrawiam!
Deja vu to ciekawa przypadłość, no i gdy zdarza się często (a może kilkadziesiąt razy w ciągu dnia), to nie jest dobrze. Podobnie interesujące jest jamais vu, nierozpoznawanie rzeczy już widzianych jako wcześniej widzianych.
UsuńZnajoma jest lekarką, stąd szybkie szczepienie. Pozdrawiam :)
Oj nie wiem, czasem wydaje mi się, że coś słyszę, np. w nocy, ale boję się tej myśli i ją po prostu ignoruję...
OdpowiedzUsuńPrzekaz jest taki, że nie ma się co bać :)
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńChyba nie mam halucynacji. A może być tak, że mam, a o tym nie wiem?
Pozdrawiam serdecznie.
Przy drobnych halucynacjach jest to dość prawdopodobne. Pozdrawiam w Dniu Kota ;)
UsuńNa początku zaznaczam, że nie jestem osobą kościołową, ani nawiedzoną, ale miałam kilka zdarzeń trudnych do wytłumaczenia. A czy to były halucynacje? Nie wiem.
OdpowiedzUsuń1. Byłam wtedy w szkole średniej w internacie. Nadszedł dzień wyjazdu do domu na święta Bożego Narodzenia. Opiekunka internatu, w którym mieszkałam, pozwoliła nam wyjechać następnego dnia, a nie tuż po skończonych lekcjach. Bardzo przeżywałam ten wyjazd i nie mogłam się go doczekać. Chciałam wyjechać pierwszym odchodzącym autobusem z Wyszkowa do Pułtuska, a byłam ogromnym śpiochem i na lekcje budziły mnie zwykle koleżanki. Wieczorem zaczęłam odprawiać jakieś modlitwy do dusz w czyśćcu cierpiących, aby mnie obudziły we właściwym czasie.
Obudziłam się w środku nocy i nie wiedziałam, która jest godzina, bo ani ja nie miałam zegarka, ani żadna z moich koleżanek. Wstałam cichutko, umyłam się, zebrałam swoje rzeczy i poszłam na przystanek autobusowy. Wszędzie było ciemno. Żadnych świateł w oknach, a ja tchórz ogromny szłam pewnie i bez lęku. Na przystanku autobusowym nie było nikogo. Stanęłam pod rozkładem jazdy wiszącym wysoko na słupie i zaczęłam się zastanawiać nad tym, co dalej robić, wracać do internatu, czy czekać. Nie minęło kilka minut, gdy zajechał autobus - ten pierwszy.
2. Moja teściowa nie przyjeżdżała do nas ileś lat i początkowo chyba niezbyt mnie lubiła. Zabrałam jej ukochanego syna. Pewnego dnia nagle znalazłam się bez własnej woli przy oknie i zaczęłam wyglądać na drogę, czy nie idzie teściowa. Zdziwiona wróciłam do przerwanej przed chwilą pracy i za chwile znowu stałam przy oknie. Za kilka minut teściowa przyszła do nas.
3. Gdy zmarła moja ukochana siostra, ja usiadłam zgnębiona w pokoju przed oknem i nagle za tym oknem zobaczyłam bezmiar spokoju. Nie wiem do dziś, jak to możliwe. Jak można zobaczyć bezmiar spokoju? Ten bezmiar spokoju delikatnie wpłynął do środka mieszkania i wszystko rozpłynęło się.
Mogłabym jeszcze napisać parę innych rzeczy, ale i tak bardzo się dziś rozpisałam. Serdecznie pozdrawiam. Maria.
Rewelacyjne te Twoje przeżycia, mam podobne jeśli chodzi o godzinę w nocy. Kilkakrotnie zdarzyło mi się oczekiwać na jakiś program w tv, kładłam się, zapadałam w sen, a potem nagle się budziłam, i wiedziałam, że to "ta" godzina. Ale na jawie też mam niezłe wyczucie czasu, potrafię powiedzieć ile go minęło.
UsuńMyślę, że bezmiar spokoju można zobaczyć. Miałam takie doświadczenie, gdy szłam pewnego dnia po mieście. Za mną było kilka tygodni przygnębienia i ciemnicy, nieprzespane noce. Tamtego popołudnia postanowiłam pójść na kawę i ciastko. Poszłam sama, po drodze do kawy nagle zaczęłam czuć się lepiej, w sensie bardzo lepiej, ekspresowo lepiej. Tak po prostu nagle zstąpił na mnie spokój. Nasz organizm ma zadziwiającą moc radzenia sobie ze stresem.
Swoją drogą, ciekawe jakie są wyniki naukowych badań dotyczących tzw. przeczucia (à propos pkt. 2; mój dziadek dość trafnie przepowiadał zbliżanie się własnej śmierci).
Pozdrawiam, Mario :)
To jeszcze inne moje historie.
OdpowiedzUsuń1. Jeździłam kiedyś do lekarza, który badał puls pacjenta, na tej postawie ustalał, co pacjentowi dokucza i leczył lekami tybetańskimi. Przyjmował w przychodni, w której pracowali różni dziwni specjaliści. Kiedyś w oczekiwaniu na wizytę czekałam w pomieszczeniu, gdzie pani rejestratorka zapisywała pacjentów.
Nagle z korytarza wyszła kobieta i zwróciła się do mnie z pytaniem: - Pani do mnie? - Zanim zaskoczona pytaniem odpowiedziałam jej, że nie, to ona powiedziała: - Pani nie potrzebuje wizyty u mnie. - i wyszła. No to ja rejestratorki zapytałam, kim ta pani jest. Wróżką. - usłyszałam.
2. Ileś lat temu razem z koleżanką dostałyśmy się na zajęcia z reiki. Prowadząca te zajęcia zakonnica powiedziała nam że ręce same nas zaprowadzą, w miejsce, które energii potrzebują.
Mam dużą wadę wzroku i postanowiłam swoje oczy doenergetyzować. Po wymówieniu rytuałów położyłam ręce na oczy i po chwili poczułam, że w moją stronę gdzieś z krańców wszechświata idzie tak potężna energia, że się jej przeraziłam. Jednocześnie miałam świadomość, że ta zbliżająca się do mnie energia - to jakby maleńkie ziarnko piasku z przeogromnej pustyni, która tam jest. Przerażenie moje było ogromne. Czego ja wtedy nie robiłam, żeby od tej energii się odłączyć. Energia po chwili delikatnie rozpłynęła się. Następnego dnia spotkane przeze mnie koleżanki mówiły. Marysiu! Jakie ty masz jasne oczy.
3. Gdy zmarła u nas matka mojego męża, co noc paliłam światło. Którejś nocy wstałam jak zwykle. Spojrzałam na zegarek. Było już po północy, więc spokojnie zgasiłam światło w łazience i położyłam się spać. Nagle usłyszałam: - pyk. Otworzyłam oczy. To zaświecił się telefon komórkowy leżący na ławie koło łóżka. Uspokojona przewróciłam się na drugi bok i zasnęłam. Przyśniło mi się, że jestem w pokoju, w którym zwykle mieszkała u nas matka mojego męża i gdzie zmarła. Było tam ciemno i niesympatycznie. Postanowiłam w tym śnie wrócić do swojego pokoju i zaczęłam macać nogą w ciemności, gdzie jest pierwszy stopień schodów. Gdy nagle jakaś potężna siła podniosła mnie lekko jak piórko i nad schodami spłynęłam do swojego pokoju na łóżko. I w tym momencie znowu odezwał się i zaświecił mój telefon komórkowy. Myślałam, że się zabiję, tak pędziłam do kontaktu, aby zaświecić światło.
Teraz pewno pomyślisz, że jestem nawiedzona. Tymczasem ja staram się mocno trzymać rzeczywistości. Może to, co napisałam, ma jakiś związek z halucynacjami, o których piszesz. Nie wiem. Jeszcze raz serdecznie Cię pozdrawiam.
Pierwsza historia brzmi więc kabaretowo. I dość sensownie. Kto ma wiedzieć kim jest następny klient, jak nie wróżka? :D Druga mnie zaskakuje o tyle, że nie sądziłam, że zakonnice i reiki chodzą w parze, dość to nietypowe zestawienie. Natomiast w temacie nocnych świateł i fruwania po pokoju, miałam podobne doświadczenie na granicy snu i jawy, dopiero później uświadomiłam sobie, że była to halucynacja związana z paraliżem sennym. Otóż wcześnie rano sądziłam, że się obudziłam — widziałam światło w kuchni i byłam przekonana, że mój tata już wstał i szykuje się do pracy. Nie pamiętam dlaczego zaczęłam się niepokoić, w każdym razie w którymś momencie okazało się, że nie mogę się ruszyć, przygniatał mnie ciężar i gdy spojrzałam w stronę ciężaru zobaczyłam oczy. Próbowałam się wyswobodzić i poczułam jak ta postać łapie mnie za ręce i unosi w górę, prosto w kierunku kuchni. Poszybowałam nad sufitem i jednocześnie podskoczyłam na łożku tak, że natychmiast się obudziłam. W kuchni nie było światła, w domu panowała zupełna cisza ... możesz sobie wyobrazić jak mi serce waliło :D Też nie jestem kościółkowa, nie wierzę w duchy i inne takie, jeśli lubię ożywiać rzeczywistość skrzatami, to z takiej samej potrzeby, z jakiej zbieram kamienie. Chodzi właśnie o to, że halucynacje przydarzają się przypadkowo każdemu, nie muszą się odnosić do niczego ze świata wyobraźni. To nie doświadczenie halucynacji lub jego brak świadczy o naszej racjonalności, tylko to jak na swoje halucynacje reagujemy, refleksją czy zabobonnym lękiem. Dobrze, że podzieliłaś się takim kawałem materiału ze swojego życia, cieszę się, że mnie znalazłaś. Pozdrawiam wieczornie :)
Usuń